trochę z tego, trochę z zeszłego roku.
Też był upał
też monsunowa pogoda
też dojrzewało lato.
W taką pogodę tylko krótkie spacerki
w stronę czereśniowego sadu w Langenbielau.
I nie, to nie są podagryczniki. Ewa napisała u siebie, że są, ale nie. I nie pamiętam, co to jest, ale ma rację, że się zachwycam:-)
(VegAnka z kuzynką) |
Im dalej w lato, im bliżej do zachodu, tym bardziej malowniczo. Impresjonistycznie.
(taki obraz wiele razy próbowałam namalować) |
i trochę po.
Dla mnie połowa roku to czas podsumowania i rozliczenia wiosny, czas, kiedy można odetchnąć, spojrzeć przed siebie i pomyśleć o wakacjach.
Oraz o tym, co mamy zamiar jeszcze przed wakacjami zrobić:-) i wciąż jest tego dużo, za dużo.
Skończyliśmy z fanfarami, językiem na brodzie, spaleni słońcem, brodząc w wodzie i błocie, pracując do 21- bylinową realizację opisaną w poprzednim poście. jes łi ken. Przez kolejne dni podlewałam po pół dnia, a przez kolejne pół padał deszcz zamówiony na trawę przez Padre i Szefa Szefów:-) kto się umie modlić, ten wymodli.
Zdjęcia też trochę sprzed, z początku lipców
(wykoszone łąki znów zakwitły jaskrami) |
(wszędzie bodziszkowo łąkowo) |
(wierzbownice przypominają mi Danię) |
Myślę sobie.
O Kalinie z Kalinowa, która całe lato spędza za oceanem, i że nam o tym letnim Kalinowie nie napisze, i że pewnie tęskni do swoich róż, i oswaja zaoceaniczną obcość próbując nie odnosić jej do swojskości Kalinowa.
Coś zyskując coś tracimy.
Kalina spotkała się z Watką, z którą spotkała się już kiedyś przez tego bloga.
Dziwne i zawiłe są internety.
Myślę sobie.
Że mój czas na ziemi jest teraz tak piękny (cokolwiek bym o tym nie mówiła), jak to dojrzałe lato. Impresjonistyczne światło zamazuje szczegóły, spontaniczne burzany są nieprzebranie bogate.
Myślę sobie.
Jaka jest starość, czy ma coś wspólnego z łagodnym zachodem słońca, zapachem gasnącego dnia, oczekiwaniem na świetlikową noc.
Wracamy.
Do ogrodu babci, zwykłego i pięknego.
Albo do ogrodu cioci, który nie jest w Langenbielau, tylko w Obernigk. I też jest zwykły i piękny.
(ulubiona róża TP- "pusta czerwona", czyli Red Max Graf) |
Agatowe. Bo dzisiaj, zaraz po spotkaniu z les clients, jedziemy do Lwówka.
Agata, mam nadzieję, też:-)
A wy też?
Później natomiast do Rabischau. Inkwi ma uro, złóżcie jej życzenia, bo jej będzie pszykro, że tak urosła:-)
Pozdrówka, Megi.
PS. nie ma o kotach, bo w tę upalną pogodę prawie ich nie widuję. Czasem spotykam je w terenie:
(chłodzenie betonem) |
(Kropson bawi się w naprawdę dużym ogrodzie) |
PS. A jeżyk.
Po czym odróżnić dzikiego jeża od domowego?
Ten domowy spotkany koło kompostu reaguje na imię Dżordżia i daje się złapać. A złapany ze złości i frustracji atakuje kolcami kota.
Domowy śmierdzi tak, że materializują się muchy z kreskówek, fruwające nad czymś smelly.
Domowego nie wypuścimy, dopóki się nie zważy (nie mamy wagi do jeży) i nie odmelduje u Honoratki, więc niech już nie próbuje uciekać.
Ogrod babci, zwykly i piekny, ogrod cioci tez!! takie ogrody lubie..zapachnialo mi nagle rozowa roza! a za oknem kapie i kapie...wiec dzieki za takie sloneczne impresje . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtak, to są najpiękniejsze, bezpretensjonalne ogrody. I te róże tak pachną...
UsuńPiękniście bardzo!
OdpowiedzUsuńCzereśniowe miejsce jest niezwykłe, a może wszystkie miejsca są niezwykłe?
Bardzo na mnie działają morza zbóż. Cudne.
Ściskam!
wszystkie miejsca są niezwykłe, ale czereśniowe... to miejsce mocy.
UsuńJa w ogóle kocham łany. Traw, zbóż, morza. Takie ze mnie sawannowe zwierzę.
Niezwykle pięknie uchwycone lato... uczucia... zamyślenia...
OdpowiedzUsuńPrzecudne zdjęcia, zwłaszcza te pod światło, skąpane w złocie...
i rośliny, letnie, nabrzmiałe słońcem... kocham twój post i babcine ogrody...
:)))))
Pozdrawiam serdecznie
Halina
PS
Trybula?... ;)
trybula też nie:-) stety.
UsuńCię zobaczę niedługo, w tym roku już na pewno:-)
No i dzięki...
"To białe świństwo". Tak nazywa tę roślinę Pan Wojtek, który nam kosi, obraca i prasuje. Nie jest to nazwa botaniczna, z pewnością.
UsuńCzyżbym Cię miała zobaczyć? We Lwówku, ewentualnie w R.?
Piękne zdjęcia, w pięknych plenerach i w pięknym świetle. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zaglądam:-)
UsuńWaga kuchenna nie nadaje się do jeża?
OdpowiedzUsuńsię nadawa, ale nie mam, jakem ChPD.
UsuńWieczorem u Inkwi? my dopiero wyjeżdżamy, ech, ces clients. Nie mam twojego nr tel, muszę to zmienić.
Pięknie...a ja i tak uwielbiam jesień więc wszystko przede mną jeszcze :)
OdpowiedzUsuńA ze mną to porażka.... Kocham łąki, ale jak kwitną- kicham...Masakra...to samo z sianem...
Mi znów Lwówek nie wypali.
Może następną razą....
to masz szczęście, że jesień... mnie się śnią takie koszmary z jesienią w tle.
UsuńKtórąś razą:-)
Się zawzięłam i sprawdziłam: str. 84 "Przewodnika do rozpoznawania roślin i zwierząt na wycieczce" , haha, prawie identyczne są trzy: podagrycznik pospolity, barszcz zwyczajny, marchew zwyczajna. Najbardziej pasuje barszcz bo rośnie wysoki. więc to chyba toto.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla TP- mam tę różę jeszcze po Niemcach:)
e
chyba barszcz, tak żeśmy go rozkminiali ostatnio, ale nie do końca.
UsuńPiękna róża:-)
U nas tak wysoka jest też marchew, nie barszcz. A zatem nie wiem...
UsuńZazdroszczę i agatowego i wieczoru w R. i w ogóle.
Może by to rozstrzygły liście, ale słabo widać i tu, i u mnie:) Chyba, ze ta marchew ma inny korzeń? Bardziej marchwiowy. Bo barszcz, to ma jaki? buraka:)
UsuńA może blekot (jak ma liście podobne do pietruszki)?
UsuńZnalazłam taki fragment: "Blekot – gatunek rośliny występujący pospolicie w całej Europie. Fonetycznie kojarzy się z „bełkotem” i taki też może być jego skutek – osoba, która go spożyła wywar z tej rośliny, wygaduje brednie i poddaje się niekontrolowanemu słowotokowi".
Usuń:)
Czyżby toto? Robi się ciekawie, haha.
e.
I ładnie pachni!
Usuńto ja się zawezmę i oznaczę w końcu. Najbliżej temu do barszczu, ale nie obejrzałam liści odziomkowych. Liście na łodydze jak u podagrycznika;-) ale gdybyście zobaczyli poddagrycznik i to białe świństwo, to nie do pomylenia, bo podagrycznik ma liście miękkie i ciemne, jest niższy i rośnie w grądzie np. A ono ma liście szorstkie, jasnozielone i rośnie na miedzach, łąkach, nieużytkach, wszędzie.
UsuńBarszcze są większe, rosną powyżej człowieka, a to chyba coś dzikomarchwianego ...
UsuńNo a co z tym korzeniem? Megi? Też taki sam? Ja mam niestety podagrycznik w ogrodzie więc korzenie znam na wylot. Ale ta marchew? Lub barszcz...:)
Usuńja już wszystko wiem z pewnością, napiszę w poście:-)
UsuńMagiczne zdjęcia i cudowny spacer..oglądam, zazdroszczę - wybaczysz? i marzę o takiej drodze, zapachu zboża, kurzu letnim, słońcu gorącym i takiej spontanicznej przestrzeni...i te kwiaty...aż trudno uwierzyć, że są jeszcze takie miejsca na ziemi, gdzie cuda są na wyciągnięcie ręki...
OdpowiedzUsuńMarchewnik anyżowy?
OdpowiedzUsuńZnalazłam po szwedzku i wychodzi mi na to że to marchewnik anyżowy... Rośnie wszędzie, upiornie trudne do wypielenia i śmierdzi lakris, którego nie cierpię... :)
Podobne do kminku, ale tyle to wiem, że kminek nie lubi mrozów...
Pozdrówka
Halina
Napisz, kiedy się wybierasz, żebym była w domu :)
Jak marchewnik, to trzeba czekać na te "strąki". Będzie jasność. Ale jak blekot, to co?
Usuń:) e
to bełkot;-)
Usuńwłaśnie owoce ma bardzo charakterystyczne.
O, ja też nie cierpię lakris:-) nie wiem, jak ludzie mogą to jeść.
13 sierpnia musimy być w M. Ale pewien pomysł mi się ulunga związany z wybrzeżem, jak się ulęgnie, to napiszę:-)
Nasze lipce są różne. To już trzeci z naszych lipcy niemieckich i każdy inny. Dwa lata temu było 12 lipca 12 stopni. Skąd tak dobrze pamiętam.... ano jakoś tak... Rok temu były upały totalne, że basen nie pomagał, a teraz jest naprzemiennie, że tak powiem. A jaki lipiec będzie na Naszej Polanie? Napiszę za rok I hope.
OdpowiedzUsuńps. AnceWega lata jakiś mega helikopter na tej fotce z kuzynką. Weź i się przyjrzyj. :-)
każdy inny, a ten ma smak ostaniego...
Usuńjak by nie było, zapewne nostalgia się pojawia, w końcu to 3 lata życia.
Ale pięknie, że Nasza już za rok:-)
Tak, i to jest chrząszcz jakiś wielki:-)
Uwielbiam twoje zdjęcia, cudownie uchwycone "to coś", czego nie potrafię nazwać :)
OdpowiedzUsuńAle wybacz, mam jedno pytanie, czemu używasz niemieckich nazw miast ?
Pozdrawiam
nie ma co wybaczać:-)
UsuńPozwolisz, że odpowiem w poście, dziś lub jutro?
W tych nazwach jest też "to coś". Duch miejsca i czasu.
Dziękuję, i nie powiem, ale bardzo jestem ciekawa tego posta :)
UsuńW podrozach sie nic nie traci, chyba ze kapelusz lub parasolke. W podrozach sie zawsze zyskuje. Nie mysl o starosci, ona i tak nadciaga i jak mi powiedziala jedna babcia, "szczegolnie szybko" po 40-stce :). A do bloga Kaliny trafilam z Green Canoe, pomylilam sie i trafilam tam z kolei jak nie pamietalam dokladnie nazwy a szukalam sklepu campingowo-sportowego :)
OdpowiedzUsuńnieprawda jednak, tracisz to miejsce, gdzie cię nie ma.
UsuńI tak przyjdzie, i nie wiemy jak, ale myśląc teraz będę pamiętała, o czym myślałam. I będę się śmiać z siebie, i będę mogła to komuś opowiedzieć.
A już myślałam, że mnie się udało takie 'connecting people';-p
W duzym sensie ci sie udalo bo dzieki tobie zaczelam czytac blogi w ogole, no i Fb, ale z tego ostatniego z wiadomych powodow - dwoch, nie jestem zadowolona do dnia dzisiejszego. Sluchaj zgubilas mnie z tym miejscem, "ktore tracisz, gdzie cie nie ma". To ludzie zmieniaja miejsce a nie miejsce ludzi. Nie tracisz go, bo go zostawiasz, szukasz nowych, moze powracasz, zmieniasz, itd. Mi miejsc przybywa anizeli ubywa i to tam gdzie nie ma potrzeby aby byly.
UsuńUrzekło mnie to światło, lato na Twoich zdjęciach.
OdpowiedzUsuńTo cudowne uczucie pomyśleć w końcu o wakacjach......
Miłych Megi !!!
och, to jeszcze potrwa...
Usuńa światło jest tym piękniejsze, im bliżej do zachodu i do jesieni:-)
Oj to jeszcze trzeba czekać.....
UsuńTez ostatnio robię takie zdjęcia. Urok lata tak chyba działa:)
OdpowiedzUsuńtak działa, u ciebie i u maszki pola malowane zbożem rozmaitem, gryka jak śnieg biała...
UsuńPrzecudna wędrówka przez pachnące łąki i sady ... Dziękuję.
OdpowiedzUsuń:-) polecam się;-)
UsuńMyślisz o starości, Megi?
OdpowiedzUsuńChciałabym taką, jak w "Gwiezdnym pyle" z Igą Cembrzyńską i Krzysztofem Chamcem ... na ławeczce, pod chatką, w słońcu, podśpiewywalibyśmy "La kukaracza" ... pozdrawiam lipcowo.
myślę i też pewnie chciałałabym, ale jest duże prawdopodobieństwo, że będzie zupełnie inna, inna też, niż sobie wymyślę. Czasem lubię trochę pomyśleć o przyszłości... później, po 10 latach to sobie przypominam i śmieję się, jak słabą jestem wizjonerką. Może jakbym myślała i weryfikowała to częściej, to bym się czegoś nauczyła.
UsuńMy już chyba wszystko przegadałyśmy, co, Czerwony Kapturku?
OdpowiedzUsuńNie wszystko, tylko prawie... wszystkiego się nie da. I dobrze, coś zostanie na zaś. Na wycieczkę po baranka np. ;)
Ale czy to, co rośnie u mnie przed domem, to blekot? Będę bełkotać??
nie blekot. Powiem co:-)
Usuńale jeszcze ci powiem, że ci, co są kreatywni, to także mają podzielną uwagę. Zupełnie jak my, laski;-) dobra, już wreszcie muszę do roboty. Nie ma mi kto narysować planszy do Ś, sama nie zrobię w AC, sytuacja robi się skomplikowana lub może raczej niepewna. Jak nie ogarnę dzisiaj, to zapytam cię jutro.
Miłej samotności z jagniem:-)