Jedno z wielu szczęść.
Czytam wstępniaki Szczygła w DF, właściwie dla tego kupuję, i zachwycam się powściągliwą formą.
Pamiętam jego naiwną i szczerą ekscytację w tekstach z lat 90tych. Dorósł ten źle ubrany blond chłopak z wielkim uśmiechem, dorosła ekscentryczna okularnica, czyli ja.
Tak sobie dorośliśmy od tego wszystkiego, od nadmiaru i zadęcia.
Pamiętam, jak zostałam ogrodniczką i kochałam azalie i magnolie.
Teraz jestem rebeliantką.
Z cichą i podstępną satysfakcją hołubię w ogrodach małe enklawy dzikości.
(wiecie, jakie one są ważne dla bioróżnorodności itd, ale dla mnie są ważne osobiście, jak kurtka ze skóry węża dla Sailora)
Przy tym- jakie one są ładne.
Czy to jeszcze trawnik? |
Stokrotnik? koniczynnik? |
Usłoneczniony mniszkiem. |
Pokryty kurdybanem. |
Ozdobiony czosnaczkiem. |
I cuchnącym bodziszkiem. |
Takie promieniste. |
Ta jest przetacznikowo perska, |
bywają też ożankowe. |
Jeżeli już nie ogrody dzikie aż tak (ach ach)
Tworzą ławice, łachy, wyspy i strumienie, pojawiają się i znikają, nikt ich nie dzieli ani nie mnoży, nie plewi i nie hołubi, tylko się nimi cieszy i miło zaskakuje.
Fiołkownik u sąsiadów |
z dzikim i spontanicznym Fossem. |
Wielobarwny miodunnik. |
Wyblakły niezapominajnik. |
Sprawiają, że ogród jest miękki, zmienny i ruchomy.
Jak w O, gdzie w warzwniku rządzą dąbrówki (a jakże, rozłogowe) i serduszki wspaniałe. No właśnie, wspaniałe.
Płomyki szydlaste i skalnice rosną tak pięknie tylko na piaszczystej, nieściółkowanej glebie. Podobnie jak len czy dziewanna fioletowa.
Ale najgorszym chwastem okazała się przytulia (marzanka) wonna- początkowo tylko okrywówka między różami, teraz jest wszędzie.
Czyż to nie piękne- mieć tylko takie chwasty w ogrodzie?
Czyż to nie piękne, kiedy chwasty w ogrodzie są jedynym problemem?
Czyż to nie piękne, gdy taka rabata u wejścia tworzy się losowo?
Otóż tak, to jest piękne.
Kluczem jest spontaniczność. Odpuszczenie kontroli, o czym zapominamy zbyt często. Docenienie zwykłości i prostoty, jednego z wielu szczęść.
Dzikość jest kluczem. Dzikość serca.
Pozdrówka, Megi.
Napisałaś Klucz do życia.
OdpowiedzUsuńA tu - z tradycji Dakota (bloganety)
"To walk in beauty", "iść w piękności'. Oznacza pójście w harmonii ze wszystkimi rzeczami, nie tylko fizycznie, lecz również w uczuciach i w naszej wewnętrznej dzikości. W harmonii z ludźmi, przedmiotami, zwierzętami - z życiem. Kiedy przestaniemy patrzeć na życie z pozycji ofiary (to co złe przytrafia mi się) lub z pozycji osądu (to jest świetne, a tamto beznadziejne), a zaczniemy postrzegać je z pozycji ciekawości i pragnienia, by rozeznać prawdę, wtedy "idziemy w piękności". Żyjemy prawdziwie, zgodnie z podpowiedziami duszy.
"Beauty raport", "raport piękności". Wydarza się, kiedy widzimy lub doświadczamy czegoś, co tańczy w naszym sercu.
"Sweet Medicine", "słodkie lekarstwo". Jest to wzajemne oddziaływanie świata zwierząt i ludzi, które uczy nas o miłości, połączeniu serc i związkach, czyli o aspektach "chodzenia w piękności".
Ku mojemu wielkiemu zdumieniu i zasmuceniu, najtrudniej mi jest teraz ze zwierzętami. Z kozami. Niesamowity Przepływ w obie strony, miałam z końmi. Widać było jak zmieniam się ja i jak zmieniają się one.
Wierzę w to, że patrzeniem, widzeniem, czuciem, robimy też przepływ z roślinami.
Fizyka twierdzi, że nawet przedmiot obserwowany, zmienia się.
Magdo, nie napisałam natomiast:
Usuń- ustrojona wewnętrznie, powiedziała kiedyś o sobie Agniecha. Koresponduje i cały czas miałam na myśli, ale jakoś... pominęłam. A jednak skojarzyłaś i przywołałaś :-). Zatem pójdę ponapawać się swoją racją na cytowanego bloga.
- nie napisałam, że ludzie traktują rośliny jak rzeczy, a one nimi nie są. Boli mnie to, ale nie ma jak oponować, skoro także zwierzęta i siebie traktują jak rzeczy.
Tak, mam przepływ z roślinami, wyraźnie to czuję.
A co jest z kozami? To, że decydujesz?
Ludzie są zastanawiający. Często słyszę, że chcą jechać na łąkę, do lasu, bo tam dziko i pięknie. A we własnym ogrodzie tylko włóknina, kontrola i plewienie. I broń Boże, żeby się rozrastało. Bo chwasty. Paradoks jakiś:)
OdpowiedzUsuńTo jest wyższy lewel mienia ogrodu, taka przedzikość. Bo nam wdrukowano, że jak ogród, to plewiony, grządki, kwiatki i rabatki. Okolony krawężnikiem idealny trawnik. Bez mniszków. Mniszki to zło. Nietaktem jest mieć chwasty, no bo jak te pospolite rośliny akceptować na rabacie pełnej szlachetnych róż? Dzikość to las i łąka, tęsknota za wolnością i spontanem. U nas właśnie będzie łąka kwietna, bo u nas dziko za oknem i tyle. Te pola stokrotkowe i mniszkowe są wspaniałe :)
UsuńCzekam więc, aż myślenie o ogrodzie przejdzie na wyższy poziom i dostanie się do tzw. mainstreamu;) Świat wokół stanie się wtedy turbo piękny!:)
Usuńparadoks i nie, taka natura ogrodu, nawet się nad tym nie zastanawiamy. A powinniśmy, bo "czasy się zmieniły", pora na przewartościowanie, właśnie level up.
UsuńMyślałam też i o tym- pokoleniach walczących z przyrodą w poczuciu obowiązku i słusznej sprawy. Nasi dziadkowie i rodzice tacy byli, właściwie każdy z przedziału wieku 30+ ma traumatyczne doświadczenia przymusu zbierania truskawek, porzeczek czy stonki, pamięta swój bunt i wrażenie bezsensu z tym związane. Czy może my się aby wciąż nie buntujemy, jak rzemieślnicy w epoce rewolucji przemysłowej i wyznawcy slow life obecnie. I wcale nie o rośliny, piękno, naturalność nam chodzi.
eXcuse Me:) pielenie potrzebne, nawet na ściółce, bo nawet kawałek kłącza perzu tak się rozrasta, że zadusić potrafi każde kwiatusie, a niezapominajki niech się sieją gdzie chcą, posiałem tez fiołki-zobaczymy czy wyjdą, niestety Kobea nie urosła, nie urosło też 2/3 posianej nasturcji-no cóż:( A lebioda też potrafi wyrosnąć ponad wszelkie normy i co jak nie pozwala rosnąć nawet trawie?
UsuńJa mam traumatyczne doświadczenia tylko z perzem, poziomki zbierać lubiłam od dziecka, bo trafiały prosto do brzuszka:]
UsuńA tak serio...Nie wpadłabym na to, że może chodzić o bunt, ale przyznam, że dało mi to do myślenia.
Choć w sumie powód powstawania takich dzikich ogrodów jest nieważny. Lenistwo, bunt czy uwielbienie dla naturalności - nieistotne. Byle było ich więcej:)
panie Marku, Kaspi- perz, jak wiadomo, już po kilku sezonach plewnienia, koszenia i zacieniania zniknie :-)
UsuńOczywiście, roślinom tzw. ozdobnym, mającym wyższe wymagania niż spontaniczne, trzeba pomagać. Licząc nakłady czasu i kasy, jest to zupełnie irracjonalne. Ale gdyby nie było, to co ja bym robiła :-)
uwielbiam takie ogrody:))
OdpowiedzUsuń:-))
Usuńlekcja ogrodnictwa że tak go nazwę "zastanego" jest dla mnie bezcenna. Kontrola wkrada się w nasze życia. Grunt to umieć w porę ją zauważyć i powiedzieć jej nie. To ciągła praca nad sobą ale dająca poczucie wolności, harmonii, spełnienia nie ważne czy w kontakcie z przyrodą czy między ludźmi - chociaż my przecież też jesteśmy częścią przyrody więc te podziały zupełnie są niepotrzebne. Dziękuję Ci za nazwy Droga Megi - uczę się
OdpowiedzUsuńmasz rację, wyzwolenie się spod samo- kontroli równa się wolność. I niepotrzebne te podziały, tak.
UsuńPrzepiękne są te dzikie ogrody :)))
OdpowiedzUsuńNawiedzona ideą ogrodu permakulturowego odpuszczam totalnie chwastom, niektóre nawet zachęcając do zadomowienia się i ekspansji :). Trawnik mam niewielki, ale też rosną na nim mniszki, dąbrówka, stokrotki, a na obrzeżach piękny żywokost i cały zagajnik dzikiej mięty, dziurawca, rumianku i jaskółczego ziela, czyli samoistna apteka :)
to pięknie :-) dzikusy odwdzięczą ci się opieką nad uprawnymi.
UsuńMasz rację. Uwielbiam dzikość...
OdpowiedzUsuńWłóczykij na pewno ma dzikie serce.
Usuńdziki ogród jest najtrudniejszy, o ile łatwiej ciąć, ograniczać, usuwać.
OdpowiedzUsuńto musi być jednak kontrolowana dzikość. w moich okolicznościach przyrody wystarczyłyby 3 sezony, żeby te wszystkie cudowności zostały wyparte przez zachłanne, wielopienne trawy, szczawy, podstępnie rozłażące się pod ziemia orlice, wszędobylskie i duszące jak waz boa jeżyny i przytulia czepna, też nieduży a wredny szczawik. niech sobie rosną ale po drugiej stronie drogi. u mnie sezon pielenia trwa na okrągło, wystarcza dwa tygodnie nieobecności w sezonie, słońce i wilgoć, żeby wszystko urosło pod sufit. nie mam innego wyjścia, muszę kontrolować.
twój ogród mnie zachwyca, wszystkie te drobne fioletowe kwiatki w deszczu. Na zdjęciach widać, jak wszystko bujnie rośnie, ale myślę, że bodziszki poradziłyby sobie bez opieki mimo jeżyn i przytulii (tak, to najbardziej ekspansywne istoty, chociaż szczawik też bywa wredny, pokrywa ziemię takim dywanem, że nic innego się nie wysieje). Orlice sadziłam u siebie z dziesięć razy, już odpuszczę, nie chcą tu być. W sumie plewi się kilka razy w sezonie, ale u mnie jest dużo bardziej sucho i ciemno.
UsuńByłam u Foerstera :-) i na kawałku BUGi niespodziewanie.
dlatego kocham bodziszki. za to, ze są bezkonfliktowe i można je zostawić bez opieki. poza tym są piękne :) zdjęcia wyrwane z kontekstu, nie oddają całości. przyjedziesz zobaczysz w czym rzecz. przez te wilgoć i w sumie korzystne temperatury tu rośnie na okrągło, jeśli lato gorące i suche to przystopuje na moment, żeby jesienią zacząć na nowo.
Usuńczekam na relacje z Foerstera, bo chyba będzie, co ? ciekawe czy się podobało, chyba o tej porze roku to tam cudnie :)
żaden ogród nie wygląda równie dobrze na zdjęciach czy w rzeczywistości w każdej jego części :-)
UsuńFoerster Garten- no cóż, ładny ogródek przydomowy, bylinowy, to i ładny. Pora nienajlepsza- za późno na wczesnowiosenną świeżość i zapowiedź, za wcześnie na letnie byliny, bardzo sucho, więc wszystko słabo porosło. Myślę, że jesień tam jest piękna. Cudowny sklep z roślinami, kupiliśmy miodowniki.
Dupsko... komentarz mi wcięło.
OdpowiedzUsuńA miało być o podążaniu roślin za ludźmi. Tak jak u mnie- pojawiły się inne rośliny niż zastane.
Póki co najlepiej w boju radzą sobie pokrzywy, perz, kurdybanek, stokłosa miękka i komosa białą :)
Szczygła lubię, za miłość do Czech :)
a tak, czytałam u ciebie. Też bym chciała, żeby przyszły do mnie moje ulubione, bez czarny nawet to zrobił :-) I szkoda, że nie mam pokrzyw, chyba za mało miejsca i za sucho. I stokłosy nie mam, a chciałabym. I nawet kurdybanek był i wybył. Dlaczego mnie opuściły?
UsuńOj, Megi - u mnie rośnie, co tam chce;))) a Sumsiotka zza płotu gdera: "Wysiwo się to u mnie, łobetnij, wykosiułabyś, wyrównej..." - nie po to porzuciłam miasto, gdzie co tydzień panowie 5 cm trawkę riezali spalinówkami;))) u mnie - wolnaamerykanka i dzicz w stanie czystym;)))) i krety;)))) Buźka!!
OdpowiedzUsuńno najgorzej, że się wysiewa :-) lubię ten tekst, tak jakby diaspory nie były po to, żeby pokonac duże odległości.
UsuńTo wykaszanie w miastach jest bez sensu, tyle kasy zmarnowanej, co mogłaby pójść na nasadzenia np., i tak antyprzyrodniczo.
O Mamo.. Jak ja bym chciała taki ogród:))) Cudne zdjęcia Megi, są niesamowite!
OdpowiedzUsuńsądząc po twoich zdjęciach, twojemu ogrodowi brakuje tylko trochę czasu :-)
Usuńno i będziesz miała :-)
Piękne BARDZO:) Takie trawniki to skarb.
OdpowiedzUsuńrezerwat bioróżnorodności :-)
UsuńWspaniałe!!! :-))) Patrzę, patrzę i ciągle jakby na nowo widzę te cuda :-))) Piękne zdjęcia, lubię Twój sposób fotografowania :-)) Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńdzięki :-) patrząc uważnie widzisz wszystko wciąż na nowo, praktykuję to.
UsuńTo jest przepiękne! A efekt przytulii zatkał mnie...
OdpowiedzUsuńO taki stokrotnik albo fiołkownik to bym chciała mieć... Uwielbiam wszystkie rośliny u siebie, które się rozrastają niekontrolowanie i jak szalone - dąbrówkę, konwalie, floks szydlasty, macierzankę, niezapominajkę... Tylko podagrycznika i perzu polubić jakoś nie mogę ;)
OdpowiedzUsuńA mój mąż wyrżnął mi wszystkie (prawie) mleczyki z trawnika:( I nie mam już żółtych słoneczek na soczystej zieleni....tak wpadłam się pożalić. Piękne te dzikie rabatki, tez takie lubię. Żałuję tylko że mam tak mało miejsca w ogrodzie, postawiłabym na łany takich uciekinierów w każdym kątku - zakątku:)
OdpowiedzUsuńa ta marzanka daje szanse innym roślinom?
OdpowiedzUsuńM z W