od początku

czwartek, 12 października 2017

opowieść ogrodu

Czwarty odcinek cyklu #klucz do ogrodu (tu trzecidrugi, pierwszy) powinien odnosić się do kontekstu historycznego i jest to tyleż nieuchronne, co frustrujące.
Nieuchronne- bo nie ma ogrodu bez kontekstu historycznego. Każdy ogród jest osadzony w krajobrazie, miejscu, przyrodzie i w historii właśnie, w historii świata i miejsca.
Historia ukształtowała krajobraz i miejsce, codzienność (czyli historia) kształtowała twórców i użytkowników ogrodów.
Nie sposób się z tym nie zgodzić i nie da się pominąć.
A jednak pisanie o historycznym kontekście ogrodów jest trudne.
Na studiach z AK przedmiot "Historia ogrodów" trwa dwa semestry (2 godziny w tygodniu) i do niedawna kończył się egzaminem. Obecnie przedmiot zalicza się na podstawie obecności, jak mówi aktualna studentka: student jest tylko dekoracją na takich wykładach 😜Na podyplomówce z AK chłonęłam wiedzę i erudycję dr inż. arch. Kwaśniewskiego przez kilkadziesiąt godzin. Na "moich" kursach z projektowania i realizacji ogrodów przelatuję przez Egipt, Mezopotamię, italiański renesans, Wersal, krajobrazowe parki i niemiecki modernizm w trzy świetlne godziny.
I co? i nic. Nie ma różnicy. Nie znam projektanta (znacie?), który świadomie odnosiłby się do historycznego kontekstu ogrodów. Liczą się trędy, stylizacje, dostatniość i pomodność, a nie tam, panie, jakieś szperanie w archiwach czy czytanie z ostańców starych parków.
Przykłady napraszają się każdego dnia- absolwentka kursów (tak, moich) projektuje koło premodernistycznego domu, którego tkanka ma być pieczołowicie zachowana i odtworzona, nawierzchnię z kostki w kółka i paski rodem z lat 90tych XX wieku, "bo musi się coś dziać". Telewizyjny "projektant" wywala z metamorfozowanego ogrodu wszystko, co stare i jedyne, co w tym ogrodzie miało jakąś wartość- jabłoń, metalowe ogrodzenie, ścieżkę z cegły. Le client omc nie uważa za wartość godną zapłaty analizę historyczną i dobór detali "z epoki" do swojego niewątpliwie historycznego miejsca. Polski styl ogrodowy to amebowate rabaty wijące się bez sensu wokół trawnika- pewnie projektantom wydaje się, że nawiązują do stylu krajobrazowego. Być może, ale tamte ścieżki wiły się po warstwicach, a dynamiczne linie COŚ oznaczały.
Tak jest, takie są fakty, z którymi nie da się dyskutować. I nie ma, że kiedyś to było lepiej. Nie było, każdemu pokoleniu się tak wydaje. Nie ma też sensu kurczowe trzymanie się przeszłości, jestem jak najdalsza od robienia z przestrzeni skansenu (przypomina mi się dyskusja o zabetonowanych Izerach), ale pewne standardy, no, trzeba trzymać.

"Kiedyś to było lepiej", motto babek pod kościołem i wujów tworzących mity przy wódce (bez urazy i z nostalgiczną życzliwością) jest także tytułem cyklu felietonów Anonimowej Ani, które zamieszcza ona (nieanonimowo) w WOE. Bardzo mnie uspokaja lektura tego cyklu, od niego Obcasy zaczynam, bo okazuje się... że kiedyś wcale nie było lepiej.
Natomiast zdecydowanie nie uspokaja mnie to, że ten post przeczytają, a może i skomentują, takie historyczki prawdziwe i sztuczne, muzealniczki czy inne profeski, jak Ania właśnie, Tabasia, Ewa, Tamaryszek, Rabarbara, leloop. Ale mi się trafiło, nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie monitora, i dlatego pisanie o historii ogrodów jest takie frustrujące, bo ja się przecież nie znam, też jestem po kursach, a w szkole, jak kiedyś wspominałam, faktografii zabrakło.

Napiszę więc, co wiem, opierając to na dwóch tezach.
Po pierwsze- lubimy to, co znamy
i po drugie- nie sięgamy daleko.
Najdalej tam, gdzie ogrodowali nasi hipotetyczni, wspólnoeuropejscy pradziadkowie- do początku XX wieku. Nie mówię o ogrodach użytkowych, wiejskich, ale o tych zakładanych dla ozdoby i fejmu, z potrzeby serca i wyrażenia siebie jako osoby znającej się na rzeczy. Takie ogrody istnieją na pierwszych fotografiach, w zbiorowej pamięci, w pamięci krajobrazu, w starych drzewach.
O czym opowiadają ogrody?

Początek XX wieku to secesja (na Śląsku do 1907 roku). Okres ten trwał na tyle krótko, że nie zapisał się jakimś szczególnym stylem w projektowaniu ogrodów- powstawały zarówno założenia regularne, jak i o "organicznych" liniach. W ogrodowej dekoracji autentyki możemy spotkać do dziś w postaci kutych ogrodzeń i mebli, często korzystamy również z secesyjnej stylistyki. Naprawdę istotne i rzutujące na przyszłość okazały się dwie rzeczy:
- powstanie ogrodu przydomowego- nie parku, ale niewielkiej przestrzeni, takiej do ogarnięcia, w której "z przyjemnością pracuje właściciel" (jasne, że było to wymuszone przemianami społecznymi i ekonomią, po prostu zabrakło darmowej siły roboczej i trzeba było sobie to jakoś wytłumaczyć. Narracja ta powraca zresztą wyraźnie we współczesnych "trendach".),
- powstanie koncepcji miasta- ogrodu, w moim mieście częściowo zrealizowanej w postaci osiedli Karłowice i Biskupin.

Początek XX wieku to też ogrody japońskie, będące odmianą ogrodu krajobrazowego, często urządzane jako fragment parków (np. w Parku Szczytnickim we Wrocławiu), powstające na fali zainteresowania sztuką Dalekiego Wschodu. Opowieść tych ogrodów brzmi tak egzotycznie, że do ich budowy (a później, wiele lat później, odbudowy i kolejnej odbudowy...) Europejczycy zaprosili Japończyków, i z tej opowieści we współczesnych "japońskich" ogrodach potrafią tylko cytować detale i odtwarzać urokliwą powierzchowność. Sama mam kłopot patrząc na nie, potrafię rozłożyć je na warstwę estetyczną i materiałową, a nie o to przecież chodzi. Nie rozumiem, nie znam kontekstu miejsca, z którego są wyjęte.
Poniżej wiosenne zdjęcia z naszego Japończyka- jedynie dla atencji, jak to mówio dziś w internetach.
leloop ma piękne fotki z podobnego ogrodu pod Paryżem, zgubiłam link... oto jest.
Kwiecień 2017.
Pigwowiec niewątpliwie japoński😏
O materiale mogę coś powiedzieć: jałowiec, liliowiec. Azalia, kalina. 

Kaskada tzw. męska.
To mi bardzo japońsko wygląda, jak szkic do rysunku piórkiem. W wodzie odbijają się magnolie i Amanogawy.
Iglak wg mnie zbędny.
W poprzednim Ogrodzie (przed rewitalizacją w 1997) była taka śliczna, piętrowa pagoda jak z papieru-podobno nieprawilna, więc rozebrali.
 
Judaszowiec kwiatkowiec.
Rodżersja piękna wersja. 

 
Pień cypryśnika błotnego.

Długosz królewski.
Różanecznik gęsty.
Kalina Burkwooda.
Platan klonolistny.
Wiodącym nurtem XX wieku był modernizm. W Niemczech, a więc w Breslau, obejmował lata 1900- 1918. W tym czasie dominowały ogrody geometryczne i architektoniczne (o charakterze określonym przez elementy architektoniczne i rzeźbiarskie) o następujących  wyróżnikach:
- postrzegane jako przedłużenie przestrzeni mieszkalnej, powiązane z domem,
- trójwymiarowe,
- osiowe,
- o geometrycznym układzie,
- czytelnie i arbitralnie podzielone za pomocą tarasów, murów, rabat kwiatowych na strefy: frontową, ozdobną, użytkową,
- czasem będące ogrodami tematycznymi, np. różanymi, bylinowymi, użytkowymi (taki jest ogród Karla Foerstera w Poczdamie),
- o prostej, funkcjonalnej, bezpretensjonalnej w formie i neutralnej w barwie architekturze ogrodowej,
- uwzględniające w doborze gatunków rodzimość i walory kolorystyczne roślin.
Prawda, że ta opowieść brzmi znajomo? Szkoda, że współczesne "ogrody żwirowe" są tak marną jej parafrazą, wręcz karykaturą.

W latach 20tych XX wieku modernizm płynnie przeszedł w funkcjonalizm, w którym:
- potrzeby człowieka znalazły się w centrum uwagi,
- w domu i ogrodzie wydzielono cztery obszary: strefę publiczna (przedogródek), pracy (ogród kuchenny, podwórko), życiową (duży trawnik i taras przy domu na poziomie ogrodu, miejsce zabaw dla dzieci), prywatną (związana np. z opalaniem, kąpielą),
- forma ogrodu jest jasna i wyrazista,
- celowość i umiar postrzega się jako zaletę kompozycji,
- narys planu bywa abstrakcyjny lub geometryczny,
- kompozycja opiera się na proporcjach i wewnętrznych podziałach (raster, siatka),
- dom jest funkcjonalnie powiązany z ogrodem (ogród jest kontynuacją mieszkania, zielonym salonem), a kompozycja ogrodu podporządkowana architekturze domu,
- elementy ogrodu mają zadanie podkreślenia jego przestrzenności,
- dom powinien być posadowiony możliwie blisko ulicy, aby nie rozbijać przestrzeni ogrodu,
- ogród nie może być przeładowany elementami i obsadzony dużymi roślinami wzdłuż granic,
- ścieżki mają prowadzić do celu w najprostszy sposób, istnieć tylko tam, gdzie są funkcjonalnie potrzebne,
- w stosunku do wczesnego modernizmu dobór roślin jest bogatszy pod względem gatunków i odmian,
- rośliny są głównym tworzywem ogrodu, dobiera się je pod względem wyglądu i wymagań siedliskowych. Często sadzi się byliny, zwłaszcza skalne; róże, rodzime drzewa i krzewy, drzewa i krzewy owocowe; nie tworzy się kolekcji.
O, i tu naprawdę jesteśmy w domu, witajcie w naszych czasach. Czym innym jest dziś ogród, jak nie funkcjonalną przestrzenią do zaspokajania potrzeb? Gdybyśmy jeszcze pamiętali o umiarze i celowości, te dwie rzeczy by wystarczyły.

Akcji zawsze towarzyszy reakcja- reakcją na ograniczenia ogrodów geometrycznych, architektonicznych, modernistycznych i funkcjonalistycznych była koncepcja ogrodu naturalistycznego Williama Robinsona, opisana w "The Wild Garden" (1870) i rozwinięta w praktyce ogrodniczej na początku XX wieku. Ogród naturalistyczny:
- jest założony i oparty na wiedzy przyrodniczej,
- odtwarza związki charakterystyczne dla siedlisk naturalnych (np. sadzenie różnowiekowego kilkugatunkowego zagajnika, tworzenie lasu mieszanego),
- eksponuje piękno roślin,
- ogranicza sztukę ogrodniczą do stosowania wiedzy ekologicznej,
- stosuje siedliskowy i fitosocjologiczny dobór roślin,
- nawiązuje do otaczającego krajobrazu,
- zachowuje rodzimą glebę i istniejące drzewa jako swoją osnowę,
- tworzy strefy przejściowe na granicy siedlisk,
- zawiera optymalną, funkcjonalną siatkę ścieżek,
- podporządkowuje formę i materiał elementów architektury ogrodowej stylowi budynku i charakterowi ogrodu, maskując sztuczność.
W opozycji do funkcjonalizmu trend ten rozwijał się i radykalizował (jako ogród naturalny, szczególnie w Holandii i USA), dodając kolejne postulaty:
- regionalizm,
- zastosowanie zasad permakultury,
- bioróżnorodność, dopuszczenie obecności roślin spontanicznych i zwierząt w ogrodzie,
- gospodarowanie wodą, materią i energią w zrównoważony sposób,
- traktowanie ogrodu i człowieka jako części biosfery.
Wbrew temu, co sądzą niektórzy odkrywcy trendów, wszystko to miało miejsce między I a II WŚ, a nie obecnie. Aż dziwne, że wciąż o tym zapominamy i wciąż wyważamy otwarte drzwi.
Równolegle surowość mainstreamu i "nieogrodowość" nurtów naturalnych łagodził trend rustykalny, próbujący połączyć użyteczność sadu, ogródka warzywnego i ziołowego z pięknem bezpretensjonalnego ogrodu. Zakładał on:
- funkcjonalne i symetryczne rozplanowanie ogrodu,
- prostoliniowy lub łagodnie łukowy narys rabat i ścieżek,
- wernakularyzm w stosowaniu roślin i innych materiałów,
- stosowanie nieobrobionego drewna, drewnianych obrzeży rabat, piaszczystych, żużlowych, brukowanych cegłą lub otoczakami ścieżek, kamiennych lub drewnianych ogrodzeń, altan, żywopłotów, niekiedy bindaży nad ścieżką główną.

Prawdopodobnie te przedwojenne trendy kojarzą nam się z czymś bardzo znajomym, z ogrodem babci, ze starym parkiem, w którym skala, plan, materiał są rozpoznawalne, oswojone, bliskie.
W takich ogrodach czujemy się dobrze, takie chcemy odtwarzać- lub nie. Równie często idziemy w kierunku dalekich uproszczeń, zmyleni ich bezobsługowością, lub gubimy się w gąszczu nowoczesnych materiałów, modnych roślin i pinterestowych inspiracji. Tylko że z inspiracji nikt jeszcze nie złożył dobrego ogrodu.
Dobrym przykładem ogrodu pierwszej połowy XX wieku jest poczdamski Cecilienhof. To pewien trendometr- ogród, który podoba się każdemu. Kiedy odwiedziliśmy go trzy lata temu, okazał się dla naszego niebędącego koneserami ogrodów towarzystwa relaksem po trudnym doświadczeniu Sanssouci😉

Pałac Cecilienhof, ostatni zamek Hohenzollernów, zbudowano w latach 1913- 1917 w angielskim stylu rustykalnym. Podzielony na kilka budynków posadowionych wokół dziedzińców, otoczony jest geometrycznym ogrodem.
Całość wpisuje się w starsze o sto lat założenie parkowe- Neuer Garten, zaprojektowany jako park krajobrazowy m. in. przez Petera Lenné. Osie widokowe łączą go przez wody Havel z ogrodami Sacrow, Pfaueninsel, Glienicke i Babelsberg.
(więcej tu)
Uroda ogroda. Wrzesień 2014.
Na wewnętrznym dziedzińcu.
Geometryczne ramy i bujność roślin.
W tle strefa zewnętrzna- Nowy Ogród.

 Jeszcze kilka smacznych detali:
 i można zacząć eksplorować park krajobrazowy, ten dalszy, swobodny ogród.
W Piramidzie mieściła się chłodnia, Pałac Marmurowy to neoklasycystyczna letnia siedziba królewska.
Zamiast trawników- zimowitowe łąki.
Koszone i niekoszone.
Malownicze drzewa
i malownicze wody, osie widokowe biegną także przez nie.
Metasekwoja chińska.
Pałac Marmurowy.
Formalny gazon na tle krajobrazowego parku.
To smukłe to świerk serbski.
To smutne to cyprysik nutkajski 'Pendula'.
To jadalne to kasztan.
To był naprawdę niefotogeniczny, jesienny wieczór😐

Skoro jesteśmy w Poczdamie, namawiam jeszcze na mały spacer. Warto się wybrać choćby po to, żeby pozaglądać w podwórka, przysiąść w niektórych.
100% vegan😍
No i ech, mieszkałoby się... w takim kraju, gdzie pnącza mogą wspinać się pod domach, podwórka są wdzięcznie zadżunglone, a podejście do zieleni przyulicznej też jakieś takie inne.
Cusz.
Wracając do przeszłości-

czy coś w ogóle wydarzyło się w kierunkach rozwoju ogrodów po II WŚ? Podobno tak, choć nie wiem, czy to nie jedynie życzenia:
- ewolucja ogrodu modernistycznego ku większej ekspresji, różnorodności i zacieśnianiu związków z krajobrazem,
- pojawienie się nieregularnych, abstrakcyjnych i ukośnych linii i kształtów, dynamicznych i organicznych form w kompozycji ogrodu,
- wykorzystanie bogactwa i dekoracyjności rodzimej roślinności,
- wzbogacenie ogrodu modernistycznego malowniczością (gęstwina zadrzewień, rzeźby współczesne), spontanicznością, różnorodnością (rośliny o charakterystycznych barwach i formach), historyzmem (rzeźby, detale),
- postmodernistyczny aluzjonizm (odniesienie do skojarzeń historycznych i literackich), symbolizm, konceptualizm,
- partycypacja- akceptacja nieprofesjonalnej kreatywności, kiczu, popartu.
(Powinnam teraz podać źródła, z których to wszystko wiem.
Nie wiem, skąd. W dużej mierze korzystałam z notatek ze studiów, ale tyle razy je już przemieliłam przez siebie, że stały się jakąś własną wersją. Wypada mi tylko podziękować za wiedzę i inspirację panu Arturowi Kwaśniewskiemu. Dziękuję. Może wysłać link?)

I wygląda na to, że wszystko już było.
I że wciąż korzystamy z historii, może warto robić to świadomie? Usłyszeć opowieść swojego ogrodu? Posłuchać nie tylko miejsca, krajobrazu, siedliska, ale i przeszłości?
Pozdrówka, Megi.
(następne wpisy z cyklu #klucz do ogrodu nieuchronnie będą o trendach i duchu czasu. Szkoda, że nie wszyscy mogą przeczytać😁)

53 komentarze:

  1. Takie te ogrody wyglądają proste , nieskomlikowane i piękne...i naturalne, im mniej człowiek ingeruje tym lepiej to wygląda i mozna w takim krajobrazie odpocząć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. im mniej się stara, powiedziałabym. Najpiękniejsze są niewymuszone i nieprzekombinowane ogrody.

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo szkoda, że nie przeczyta już M. Ech...
    Byłam w Poczdamie w sierpniu. I tak widzę, że wędrowałam po Twoich śladach. W tej lodziarni jadłam lody bazyliowe i tymiankowe. Pyszne. Wszystko juz było. Zaiste, prawde piszesz.
    Pomieszkałabym w kraju "gdzie pnącza mogą wspinać się pod domach, podwórka są wdzięcznie zadżunglone, a podejście do zieleni przyulicznej też jakieś takie inne". Pozdrawiam serdecznie.

    Ach, jak pisałaś smsa kiedyś, to telefon zawieruszył sie we Wro, a ja byłam w DB.

    OdpowiedzUsuń
  3. Izydoru, nie myślałam o M., miałam bardzo przyziemne myśli... ale już się ich wyzbywam, dzięki M. właśnie. Dla M. chciałam napisać specjalny post, trochę też dla Ani, która pisała, że chciałaby, żebyśmy o niej myślały, mówiły... trochę dla siebie.
    Izydoru, ja tego nie mogę ogarnąć. Nie mogę.
    Spotkajmy się mimo niedoszłego sms, jesteś może w DB w weekend?
    Ale by było fajnie, jakby Inkwi przyjechała pewnego razu, jak kiedyś. Albo jakbyśmy zrobiły Festiwal Blogerów, jak kiedyś. M. nam zazdraszczała i pisała, że ona by się obawiała tak spotkać. A jednak spotykała się z nami na co dzień.
    Poczdam jest taki fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego tez nie mogę ogarnąć. Nie moge uwierzyć i tak mi bardzo, bardzo źle i boli dusza. Tak mówiła, że bałaby się. Ja się nawet wybierałam do Niej, bo od mojej łąki nadnoteckiej to nie było daleko, ale zawsze coś wchodziło w paradę. Nie wiedziałam, że czasu tak mało nam będzie dane razem.
      Zróbmy Festiwal Blogerów.


      Ja jestem chora, ale jedziemy w weekend na groby G. Poczdam jest ładny i fajnie mi tam było. Bedę bywać teraz jeszcze częściej, bo już wszystkie moje dzieci tam.

      Usuń
    2. to coś nowego, córcia też??
      Jaka szkoda z tym czasem, że zawsze go za mało i nie ogarniamy najważniejszego, bycia.
      Na początek zaproszę do siebie, spróbuję znaleźć dobry dla wszystkich termin w zimie. Ale tak mi się marzy, żebyśmy się spotkali i u Inkwi, i w Naszej Polanie :-)

      Usuń
  4. Nie mam pojęcia co mi się podoba w ogrodach. Kiedyś chciałam to zgłębić i nie udało mi się. Niby jestem eklektykiem ale tak nie do końca, w zupełnie nie zrozumiały nawet dla siebie sposób łączę jakieś rzeczy ze sobą a inne zupełnie mi do siebie nie pasują, ale nie znam kodu łączenia :)
    Cudowne są te zdjęcia z mostami, w ogóle jak mam jakąś słabość do mostków :D
    Bardzo ciekawy post, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :-)
      Mosty zawsze są magiczne, symboliczne. Jako i drogi.
      Myślę, że jak będziesz dużo w ogrodach, oglądać, próbować, otwierać się na nie, to znajdziesz ten własny kod- klucz.

      Usuń
  5. Cecilhof,wiele elementów ogrodowych,które znam. Cudowny. Podwórka i zieleń miejska rewelacja. Co do historii ogrodów, to i tak wydaje mi się,że istnieje tylko w książkach (tak miałem na urządzaniu terenów zieleni), dlatego bardzo się ciesze,ze mogę wędrować po tych ogrodach z Tobą Megii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety, ludziom często się wydaje, że historia istnieje tylko w książkach, tymczasem ona tu jest, cały czas. Chyba źle nas uczyli, jak pisze leloop poniżej.
      Poczdam bardzo fajny, wybiorę się w przyszłym roku, bo jednak IGA nie wyszła.
      Dziękuję za komentarz ;-)

      Usuń
  6. "Liczą się trędy, stylizacje, dostatniość i pomodność..." Dodałabym jeszcze nowobogackość, pomroczność jasną, i ciemną też. Piszesz i pokazujesz dzisiejszą miejską zieloność pięknego miasta, a ja pamiętam, wierz mi, niewiele gorszą zieloność pewnej dedeerowskiej wioski sprzed lat. Zachwyciła mnie ukwieceniem ulicznym i cudnymi zielonymi podwórkami, które jak nic były "funkcjonalnymi przestrzeniami do zaspokajania potrzeb". Jakże zazdrościłam im tych przestrzeni i nie żeby je posiąść, czy na wursty się wpraszać, ale żeby po prostu się napatrzeć. Niestety tabliczki z napisem bissiger hund pozwalały tylko podglądać zza płota. A teraz podsumuję wywód - inna kultura, ot co. Też bym chciała w takim mieście, w takiej wiosce, w takiej kulturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chętnie ci wierzę, te dedeerowskie wioski do dziś bywają nieco śmieszne (ale tak rozczulająco śmieszne, pozamiatane, brzozy wystrzyżone w kubiki, jakieś kolejkowa i krasnalowa urządzone), ale zielone i przyjazne. Podobnie jak szwedzkie, duńskie, francuskie wioski i miasteczka. A my wciąż aspirujemy takimi przykładami, jakich pełno oglądamy na fejsie- rondem z wzorkiem z kory wśród kamyczków. Można by powiedzieć uczymy się, choroba wieku niemowlęcego itd. Ale nie wiem, dlaczego musimy, podobnie jak w ochronie przyrody, powielać błędy zamiast korzystać z wzorców.

      Usuń
    2. Dlaczego, dlaczego jako naród tak potwornie nie mamy gustu, poczucia piękna? Jakbyśmy mieli amputowane. Boli mnie to okropnie i wstyd mi, że jako całość, zbiorowość, kochamy brzydotę, kicz i taniochę.

      Usuń
    3. E, bez przesady. Nie jestem może bardzo bywała zagranicom, ale nie powiem, zdarzyło się, i naprawdę widziałam tam i bardzo fajne rzeczy, i śmieszne, i straszne. Jak w Polsce. Pozdrawiam, Monika

      Usuń
    4. widywało się. Jednak nie mogę nie zgodzić się z Agniechą, niestety. Jest raczej gorzej niż lepiej, tak po całości i uogólniając. Nie trzeba nawet porównywać z zagranicom, wystarczy z jakimś standardem.

      Usuń
    5. Przede wszystkim - przepraszam, pierwszy raz odezwałam się na tym blogu, który znam już prawie w całości, i nie podziękowałam Twórczyni tego miejsca za kawał dobrej roboty :)Ale co do istoty rzeczy, to nadal mam ochotę powtórzyć: e, bez przesady z tym genetycznym brakiem gustu. Pozdrawiam jeszcze raz, również z Wrocławia (kiedyś Grabiszynek, teraz niestety nie :) )

      Usuń
    6. a to dzień dobry, pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa :-)
      Już chciałam napisać, że z Agniechą mieszkamy tu gdzie mieszkamy i przez całe życie widzę tylko rozbiór, degrengoladę i zmianę na gorsze w stosunku do germańskiego dziedzictwa, to i trudno nam się dziwić. Ale ty też tu mieszkasz, więc? Jak to robisz, że "bez przesady"?

      Usuń
  7. Świetne te posty o ogrodach. Czytam z zapartym tchem, ale chciałam o czymś innym... czy gdzieś już pisałaś o pnączach na budynkach? Bo jedni piszę, że źle, inni, że dobrze, a ja patrzę na te domki w winobluszczach i innych bluszczach i marzę o takim. A najchętniej bym wszystko tak zazieleniała dookoła. A zza płotu słyszę: pani weźmie ten bluszcz z siatki, bo siatkę zepsuje. Pani nie sadzi tych krzewów, bo się rozrosną...
    I co tu robić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słuchać i sadzić.

      Usuń
    2. raz, nie słuchać.
      dwa, to zależy od wielu rzeczy (te pnącza znaczy się) jeśli ogród jest zacieniony z tendencja do wilgoci to takie pnącze może zaszkodzić, mury nie dadzą rady się osuszyć w ciągu sezonu i grzyb gotowy. druga sprawa są insekty i inne stworzonka korzystające z doskonalej kryjówki, które będą miały bliżej do okien, jeśli ktoś nie lubi to może być kłopot. są pnącza, które mogą uszkodzić tynk jeśli wapienny np. bluszcz albo fundamenty, np. wisteria.
      jeśli ktoś jednak bardzo chce mieć pnącze na ścianie to dobrym rozwiązaniem jest rozpięcie siatki w pewnej odległości od muru, wtedy roślina nie dotyka go bezpośrednio, jest mniejsza możliwość uszkodzenia tynku i lepsza wentylacja. a bluszcz przycina się się nożycami jak żywopłot wiec ciężar nie powinien siatki uszkodzić.

      Usuń
    3. siatki są bardzo dobre systemowe już, łatwo się montuje nawet do styropianu. Bo po styropianach (farbach na nich) pnącza słabo idą i są w stanie odpaść z całym cienkowarstwowym tynkiem.
      Ale przy tynku tradycyjnym- same zalety. Mam dom owinięty bluszczem, milinem i trzmieliną. W lecie chłodniej, w zimie cieplej, fundamenty osuszone, kosy wyprowadzają dwa lęgi (a koty ich na ścianie nie dosięgną). Zapasy myszek dla kotów się lęgną, jeże i ryjówki mają całe miasta w opadłych liściach.
      Jako minus można uznać konieczność całosezonowego zamiatania po bluszczu (liście zrzuca przez cały rok, kwiaty sypią się we wrześniu, w marcu szpaki brudzą owocami), ale to może być minus dla kogoś, nie dla mnie. Milin jest o tyle niedobry, że karmi osy, a jest nad tarasem.
      Z tym psuciem siatki i "rozrostem" (jak jakiś rak!) to jest tendencja. Somsiadka mi cały czas to kładzie na uszy. O siatce, omg.

      Usuń
    4. a jeszcze, bo nie jestem pewna- wapienny tynk bluszcz uszkadza mechanicznie czy chemicznie?

      Usuń
    5. Megi kochana, podaj mi namiar na te systemowe siatki na ścianę ze styropianu. Koniecznie. Zanim mi pnącza odpadną z całym cienkowarstwowym tynkiem. :-) Na razie okręciłam wokół piorunochronu.

      Usuń
    6. pewnie pierwszy wynik z googla- Zielony Front, kupowaliśmy kratki i trejaże, teraz przymierzamy się do lin na ścianę, widziałam je już w zastosowaniu. Ujmuje mnie to, że w paczce jest komplet wszystkiego.

      Usuń
    7. Znalazłam. Dzięki. Pewnie skorzystam.

      Usuń
  8. jeszcze raz, a taki był od serca ...
    otusz, może się mylę, może mam zaniki pamięci albo nie byłam na tej lekcji. u muzealników nie było osobnych zajęć pod tytułem "historia ogrodu". ogród i rośliny w ogóle jako temat czy tło prosssze bardzo, we wszystkich kolorach tęczy, od wiszących ogrodów, których nikt nie widział, przez przyklasztorne wirydarzyki, które pasjonaci próbują odtworzyć na podstawie rycin, radosnej twórczości iluminatorów czy innych poliptyków. przez raje utracone czy nie ale zawsze przedstawiane jako bajeczne ogrody, czy nieosiągalne arkadie, świątynki dumanka, pejzaże sielskie-anielskie. masa tego, bo natura dźwięcznym tematem jest. o ogrodzie jako osobnym bycie muzealnik dowiedział się tyle, ze ogrody były w stylu włoskim, francuskim czy angielskim. no, i ze był taki pan Le Notre, który wykoncypował ogród godny Le Roi Soleil (hmmm...), bez którego Wersal byłby tym czym piramida bez piasku. i chcąc nie chcąc muzealnik musiał to ogarnąć jeśli chciał zaliczyć. poza tym generalnie domy stawiano na pustyniach im bliżej naszych czasów tym większych :P
    a wracając do naszej bezstylowej współczesności. nie widzę możliwości określenia stylu ogrodu w momencie gdy styl w architekturze zmienia się co kilka lat. żadne rośliny nie wytrzymałyby takiego tempa :( to może już lepszy ten trawnik i żwirek :P pozostają wiec mody i tryndy kreowane przez hodowców roślin i bardziej lub mniej zdolnych cfaniaczków.
    a tak swoja droga chętnie posłuchałabym o historii ogrodów, może nawet zrobiłabym notatki.
    tak, Poczdam to jest ten adres, gdzie trzeba się zatrzymać na dłużej, olał Berlin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tym razem nie wmówisz nam jednak, że co ty się tam znasz ;-)
      Może coś się tam jednak wyklaruje z tej bezstylowości, może to właśnie jest równoprawność stylów i partycypacja?
      Też bym posłuchała o historii ogrodów, teraz na większej świadomce.
      Pomyśl o takim tripie- Ogrody Świata i Botaniczny w Berlinie, Poczdam i Brandenburg (mam tam niedokończone oglądanie zrewitalizowanego parku).

      Usuń
    2. bardziej czuje temat niż się znam, naoglądałam się trochę tych pałaców i zamków to i przy okazji ogród się ogarnęło, ale tylko przy okazji. nazwiska ? żadne, oprócz ww. i jak wspomniałam, im bliżej nas tym gorzej, pałace i zamki wypadały a wraz z nimi duże założenia parkowe. zostały księżowskie wirydarzyki i ogródki jordanowskie, kto by sobie nimi głowę zawracał :P a jak mało zawracano to widać choćby w polskiej wersji wiki, wg. której "ogród" to "pojęcie z zakresu ogrodnictwa oznaczające miejsce przeznaczone do uprawy roślin." i tyle w temacie. potem występuje wyliczanka od czapki klasyfikacja, architektura ogrodowa i style, z których opisany jest tylko jeden, zgadnij który :D a wystarczy potem zmienić język na francuski czy angielski i załamka.
      kusisz ? już sobie raz tak myślałam, ze ja dojadę do Berlina, wy dojedziecie do Berlina i razem sobie połazimy, może już Dorkasz będzie naprawiona na tyle, ze da rade ...

      Usuń
    3. sprawdziłam i żaden nie jest opisany??
      Kuszę, właśnie tym :-D

      Usuń
  9. Ja się tylko jednego obawiam - że po to, żeby się do historii odnosić, trzeba jakieś przeczucie tej historii mieć. I o ile nie jest to trudne jeśli posiada się starodrzew, stary dom, starą zabudowę wokół, słowem: cokolwiek osadzonego w czasie - to już na mikrodziałce wydzielonej spomiędzy dziesiątek identycznych domów szeregowych, każda myśl o historii to abstrakcja granicząca z surrealizmem.
    Hanako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Megi, przekopuję twój blog w przekonaniu, że zamieściłaś kiedyś listę roślinowych ulubieńców, ale jedyne co znalazłam, to listę okrywówek.
      Planuję aktualnie rodzicom rabatę i potrzebuję czegoś, co jest kuloodporne, idiotoodporne, suszoodporne i rośnie na piachu. Żadnego okrywania, żadnej pielęgnacji, cięcie max. raz w roku. I minimum pielenia, więc okrywówki pójdą gęsto.
      Szukam głównie krzewów, może jakich bylin... I jestem pewna, że było już tu o tym mówione.
      Hanako

      Usuń
    2. hm, to pewna zagwozdka, rzeczywiście. Może po to pisałam o ogrodach chusteczkowych, żeby podkreślić, jak bardzo są one wyjęte z wszelkich kontekstów. Ale całe osiedla już nie, przecież miałyby szanse stać się miastami- ogrodami.
      Roślinne ulubieńce (a są to rośliny bezproblemowe, silnie rosnące, atrakcyjne wizualnie) są dopiero w planie, w którymś odcinku klucza do ogrodu- taki subiektywny wybór z krótkim uzasadnieniem. Listę drzew i krzewów pasujących do ogrodu na piachu zamieszczałam tutaj: http://megimoher.blogspot.com/2012/09/jak-dbac-o-ogrod-odc-3-podlewanie.html#more

      Usuń
    3. Takie osiedle musiałoby mieć PLAN ZAGOSPODAROWANIA terenów zielonych prywatnych. Z wytycznymi. Co sadzić, gdzie. I z możliwością wyegzekwowania założeń owego planu. Hm, hm. Ciężko to widzę.
      Kiedy przyjeżdżasz?

      Usuń
    4. Polecam tawułe brzozolistną. Na piasku nie wyrośnie zbyt wysoka, niestety zbyt silnie się nie rozrasta wówczas. ale można gęściej posadzić.

      Usuń
    5. Żeby całe osiedle mogło myśleć o swoim kontekście historycznym - to niestety, ktoś musi to wcześniej zaplanować i nadzorować. Spontanicznie takie porywy ładu i estetyki raczej się nie zdarzają. A że samorządy polskich miast nie są zainteresowane zatrudnianiem urbanistów... To jest jak jest.

      Za listę pięknie dziękuję, za wskazanie tawuły brzozowej - również (cudowna!). Pozostaję przy nadziei, że lista roślinnych ulubieńców powstanie do wiosny, tak żeby można się nią inspirować, kiedy łopaty pójdą w dłoń.

      Hanako

      Usuń
    6. skoro sprzedaje się grunty bez żadnych uwarunkowań... żeby powstał chodnik, szersza droga, szkoła, teren zieleni... to jakże daleko z tego punktu do zatrudniania urbanistów, a plan zagospodarowania prywatnych ogródków to już zupełna utopia. Tymczasem np. w Holandii da się satelickie, sypialniane osiedla zaprojektować po całości jako funkcjonalne miasteczka, z kanałami zamiast dróg dzielących ogrody sąsiadów... nie żebym znowuż tę zagranicę nadmiernie wychwalała, ale ciężko uciec od porównań na jej korzyść.
      Tawuła brzozolistna to jeden z moich namberłanów w bezproblemowość:uroda (10/10). w tym sezonie rządzi zadrzewnia, też 10:10.

      Usuń
  10. "Le client omc nie uważa za wartość godną zapłaty analizę historyczną i dobór detali "z epoki" do swojego niewątpliwie historycznego miejsca." - taa, Polam i wszystko jasne! Gdybym zaczęła pisać na temat idei ogrodów muzeów to koment byłby dłuższy niż wpis, powstrzymam się zatem, choć z trudem. Dotykając lekko tylko tematu ogrodów historycznych dodam że może być pocieszające że nie tylko my Polanie cierpimy na tzw. bezwiedność, bezgustność, bezmyślność - potworki istniejo wszędzie. Mnie martwi bardziej że cierpimy na niedowład prawno - wykonawczy, bo to on jest często przyczyną powstawania najgorszych monstrów nazywanych stylowym ogrodem z epoki. Hym... właściwie te potworki to też są ogrody z epoki, znaczy z epoki kształcenia instant, w stylu drugiej dekady XXI wieku.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jednak się nie powstrzymałaś, przeczytałam z przyjemnością... i się zastanawiam, czy wartość edu takich ogrodów muzeów oraz przyjemność ich oglądania przeważa bezsens ich tworzenia. Po co, dla kogo?
      A potworki, jak wiadomo, powstawały zawsze. Często o tym myślałam przyglądając się wrocławskim willom z przełomu XIX i XX wieku. Te wieżyczki, ten eklektyzm, dzisiaj byśmy powiedzieli- gargamele, ale ich dyskusyjna uroda pokryła się patyną i utonęła w zieleni ogrodów, którym odpuszczono pielęgnację, i jakoś to jest. Inna sprawa, że styropian się tak nie spatynuje ani żwirek/katalpy/corten też.
      I pewnie, że nie tylko u nas, no bo w Breslau np :-D

      Usuń
  11. Boję się trochę udziału w dyskusjach o kontekście historycznym ogrodu. Zawsze znajda się jakieś ale... Najczęściej brak kontekstu.
    Mogę tylko odnieść się do mojego punktu widzenia. Lubię wiedzieć jak to robiono kiedyś, dlatego poznaję historię ogrodów i ogrodnictwa (to zazębiające się dziedziny ale nie tożsame). Czy coś z tego wynika poza samą wiedzą? Może trochę bardziej świadome spojrzenie.
    Ale czy znajomość historii jest potrzebna do tworzenia ogrodów? Do tworzenia ogrodów dzieł sztuki - tak.. ale do tworzenia towaru pt. "ogród" jest zbędna z punktu widzenia komercyjnego ;). Do tworzenia towaru pt. 'ogród' konieczne jest przyjecie do świadomości, że ogród nie może być nudny vide brukarskie wyczyny Twojej kursantki.
    Bardzo mnie też dziwi to odwoływanie się do tzw. babcinych ogrodów. To dla mnie jest kategoria przeklęta - zupełnie nie wiem co to znaczy. Najczęściej okazuje się, że chodzi tylko o pewne rośliny zapamiętane z dzieciństwa (piszę tylko ze świadomością, że ogród to coś co dzieje się między roślinami). Ja z dzieciństwa nie pamiętam żadnego ogrodu, który mógłby być wzorcem. Choć pamiętam ogród mojego wujka odmieńca, który analizowany świadomie był naśladownictwem czegoś w rodzaju stylu dworkowego pomieszanego z ogrodem przy plebani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brak kontekstu, powiadasz? ale on zawsze jest, no bo jest z definicji. I tak, do TWORZENIA OGRODÓW elementarna znajomość historycznego kontekstu miejsca jest potrzebna. A do ROBIENIA KONFEKCJI nie jest. Oczywiście przekonanie, że ogród nie może być nudny i "musi się coś dziać" (takie było uzasadnienie brukarskich wyczynów) jest błędne, ale kto by się tam przejmował myśleniem.
      Niedawno właśnie uświadomiłam sobie, że nie ma czegoś takiego jak tradycyjny, wiejski, polski ogród (każde z tych określeń osobno). Do tej pory tylko mnie denerwowało, jak ktoś mi wklejał, że np. mój dobór roślin jest "babciny".

      Usuń
    2. O braku kontekstu to nie moje mniemanie, tylko przytaczanie opinii które tu i ówdzie czytam (to tak dla uściślenia).

      Usuń
  12. Świetny post! Jak i poprzednie zresztą. Co parę dni zaglądam, czy już jest coś nowego, a że rzadko piszesz, to tym bardziej takie wyczekane cieszy :).
    Mam okazję jechać w przyszłym tygodniu do Poczdamu. I biłam się z myślami, mój wewnętrzny leń zwyciężał. A po obejrzeniu Twoich zdjęć już wiem na pewno, że jadę! I Poczdam, i Cecilienhoff i Sanssouci. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki. Rzadko, ale konkretnie, co sobie uświadomiłam wracając do starych postów- 11 w miesiącu o niczym. Świat się zmienił przez te kilka lat, internety nie potrzebują więcej wpisów o niczym.
      I jak tam Poczdam?

      Usuń
    2. Jeden dzień to za krótko, czuję niedosyt. W Sanssouci tłumy (niedziela to była) - nie lubię tego, Cecilienhof - piękny, i architektura i otoczenie, ale budynek nie był fotogeniczny - zastawiony rusztowaniami, przekładają dach - ale może nie chodzi o wymianę dachówki a tylko restaurację więźby dachowej? Stara część Poczdamu - bardzo ładna, ale chyba większe wrażenie zrobiły na mnie stare willowe dzielnice w jesiennej szacie. Nie mogłam się napatrzeć na te przedwojenne domy stojące w takich dojrzałych, niewymuskanych ogrodach (choć przypadkowa współtowarzyszka skomentowała, że są zaniedbane, pełno nieposprzątanych liści i zeschłych roślin). I jeszcze jedno, nigdzie nie widziałam takiej ilości cisów. A ja lubię cisy :)

      Usuń
  13. Cudowny jest ten ogród :) Zrobił na mnie duże wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie chce mi się, ale będę- przesyłać linki reklamowanym podmiotom, coby ogarnęli, jak kiepskiego mają pozycjonera i mogli temu zaradzić.

      Usuń
  14. Agniecha pyta: dlaczego Polacy mają tak fatalne gusta? Mnie to wcale nie dziwi, nie może być inaczej. Wrażliwość estetyczna kształtowana jest przez otoczenie, w którym dorastamy i wartości, które dziedziczymy.
    Można dyskutować o poziomie naszej sztuki ogrodowej czy architektury z przeszłości i czy nasze dziedzictwo cywilizacyjne jest bogate czy nie. Tylko tak naprawdę to nie ma znaczenia - bo to w zasadzie nie istnieje. Dziedzictwo materialne zostało zniszczone przez historyczne zawieruchy. Warstwy społeczne, które były nośnikiem takich wartości czy idei - także zniszczone lub zmarginalizowane. W swojej masie nie mieliśmy/nie mamy skąd czerpać wzorców estetyki.
    Nasza kultura ma tak naprawdę oblicze chłopsko-pańszczyźniane, także mentalne. I nie bez znaczenia jest fakt, że pochodzi ono z centralnej i wschodniej Polski. To z tej kultury (i aspiracji awansu tej warstwy społecznej) wywodzą się nasze gusta.
    Macie rację, że różnice w krajobrazie kulturowym miedzy nami a Holandią czy Niemcami są wielkie, ale inaczej być nie może, to nasz spadek. Więc warto pytać, nie: dlaczego?, ale: co zrobić, żeby to się zmieniło?
    I druga refleksja, w nawiązaniu do komentarza Ewy, zresztą powiązana z moim wywodem powyżej - zgłębianie historii sztuki ogrodowej uważam za ważne. I nie chodzi mi o kształt rabat czy dobór roślin. Znajomość tych zagadnień daje nam odpowiedź, DLACZEGO tamte ogrody były takie, a nie inne, pokazuje, że wynikało z ogólnej sytuacji (społecznej, ekonomicznej, a także politycznej). Świadomość tej zależności pozwala patrzeć bardziej wyrozumiale na rzeczywistość i urealnić oczekiwania. Ale też kształtować swoją wrażliwość estetyczną i pogłębiać wiedzę o możliwościach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha i ja widzimy to wyraźnie, bo historycznie rzecz ujmując nie mieszkamy w Polsce. Agniecha jako artystka może szczególnie boleśnie odbierać proces zanikania, niszczenia, upadku tego, co było w tym kraju dobre i piękne. Bo było.
      Pisałam już kiedyś o tym, że mieszkam na ruinach, chodzę po stłuczonym szkle i nagrobnych płytach. Najbardziej dotyczy to pałaców i ogrodów- u nas park był w każdej wsi, z większości nie zostało nic, może kępa drzew stająca się lasem. Pamiętam, jak robiłam takie zdjęcie- zardzewiałe groty ogrodzenia w kształcie kwiatów kosaćców. Kilka tygodni później już ich nie zastałam.
      Więc wszystko, co wiem o "my Polacy" i "dlaczego Polacy" pochodzi ze sfery domysłów. Że obce i pańskie wzorce, choć były, to nie przenikały, bo były obce, pańskie i nieprzydatne, niepraktyczne. Że do mieszczan owszem, docierały i inspirowały, ale mieszczańskie ogrody przeminęły z rozwojem i upadkiem miasta.
      Ogród przydomowy i miejski jako zjawisko powstał w XIX wieku, głównie w czasie, który opisuję w poście. Ogród krajobrazowy, mocno powiązany z pejzażem i tradycyjnym rolnictwem, w tym czasie zanikał.
      Warto pytać- dlaczego? warto pytać- jak zrobić, żeby było dobrze? Nie da się odpowiedzieć na te pytania bez świadomości miejsca i historii. Tak jak piszesz- warto zgłębiać, znaleźć czas i miejsce w sobie na refleksję, zamiast na krytykę.

      Usuń
    2. Naturalnie, że to, co widzimy bywa bolesne...(zarówno nasze nowe dokonania, jak i niszczejące pozostałości z dawnych wieków). Ja też cierpię z tego powodu.
      I z pewnością mnie samej dotyczą ograniczenia, wynikające z dojrzewania w takich, a nie innych warunkach. Trzeba wyważać otwarte niegdyś drzwi, szukać i uczyć się mozolnie, zamiast chłonąć przy okazji.
      Ważne, żeby rosła świadomość, że można inaczej, że warto inaczej. Co jest również Twoją zasługą.

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze ujmowały mnie japońskie ogrody i jakoś tak cieplej na serduszki, gdy się je ogląda :) Kilka lat temu byłem w ogrodzie japońskim we Wrocławiu. Niezapomniane wrażenia!

    OdpowiedzUsuń
  17. Megi - zawsze z wielką niecierpliwością wypatruję postów z cyklu "klucz do ogrodu":D

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)