Nawet nie znam Leśniczego. Nic nie miałam wspólnego z jego ogrodem. Tylko raz tam byłam.
Więcej powiem- nie lubię takich ogrodów. Kolekcyjnych, budzących skojarzenia z ogrodem botanicznym. Takie ogrody lubi pewnie Magda, Miłka i Talibra, sądząc z ich blogów.
Ale jest to z pewnością ogród z duszą, urządzony ze znawstwem i uczuciem. Patrzę na niego z podziwem:
na wypracowane bonsaiki w strefie wejścia,
na odkrywczą wariację na temat rabaty skalnej przy budynku,
na detale nawierzchni.
Mijając gospodarcze budynki, zaglądając w różne zakątki, docieramy do serca ogrodu- ogrodu skalnego. Także ten fragment jest potraktowany odkrywczo- to nie zwyczajowa kupa ziemi i kamieni, wypiętrzająca się bez sensu pośrodku równiny, ale obniżenie, taki "krater", którego ściany są uformowane ze skał i roślin. Prowadzą do niego różne schody i ścieżki:
Będąc tam w połowie maja, mogłam podziwiać najpiękniejszy aspekt ogrodu skalnego- masowe kwitnienie górskich roślin:
te płomyki, żagwiny, smagliczki, goryczki, gęsiówki, skalnice, rogownice...
Na dnie krateru, jak to w wygasłym wulkanie, oczywiście mamy jeziorko:
z malutką wysepką:
z miniaturowym drzewkiem:
Cała reszta ogrodu to istny zen:
bardzo pięknie powiązany z otaczającym krajobrazem:
o takim:
też zen.
Zdjęcia możecie pooglądać też tutaj.
I co mnie tak urzekło?
Pierwsze- innowacyjność;-] Krater zamiast górki, ścianka wspinaczkowa na starej stodole (to zestawienie uchwytów z otworami wentylacyjnymi!), połączenia nawierzchni.
Drugie- cierpliwość, staranność, czułość. Popatrzcie na kontekst krajobrazowy, wykreowany spokój, kolekcję rojników, tak pięknie odchwaszczoną (mniszek do pominięcia;-)):
Trzecie, moim zdaniem najważniejsze- BEZINTERESOWNOŚĆ. Bo w końcu to służbowe mieszkanie, i kiedyś trzeba będzie je opuścić... a nie zabierze się w nowe miejsce drzew, skał i krateru... i nie wiadomo, co się z nimi stanie...
Bo na tym polega piękno ogrodu. Na tym, że jest kruchy, zmienny i NIE NA ZAWSZE...
pozdrówka, Megi.