Kupiona w Świdnicy łyżeczka, taka do jedzenia jogurtu w terenie, noszona w torebce, znalazła się w koszu na śmieci.
Na szczęście przypomniałam sobie o tym, zanim została wykopaliskiem archeologicznym po latach spędzonych na wysypisku.
Tak to jest w remoncie. Wdeeeech, wyyyydech.
Malowanie skończone, pora na sprzątanie. Wdech, wydech.
Mały Moher też wpędza mnie w panikę. Najpierw był strasznie chory
nie jadł, odwodnił się i ledwo przeżył. Pierwszym posiłkiem, który ZJADŁ, i to prawie z betonowym chodnikiem, była upolowana przez kogoś ryjówka (tak, Fallar ma rację, koty to szkodniki w przyrodzie straszne).
Na łapce ma oczywiście WENFLON (aha- no i ciągle mówimy do niego Mały Kot albo Mały Moher, chociaż chciałam nazwać go Luk- od Luke Skywalker, ale i od Look, Spojrzenie, bo tak się ciągle GAPI;-)). Później już jadł wszystko, zabrał się do zaległych zadań
i nawet trochę urósł.
Podjął również liczne zabawy z braciszkiem, np. w foliowanie
I mogło już tak zostać, ale wczoraj zauważyłam, że dziwnie mlaska i dużo pije. Wet orzekł zapalenie języka, które może być powikłaniem przebytej infekcji, ale też objawem leptospirozy.
LEPTOSPIROZY?
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdeeeeech... głowa między kolana, wdeeeeeech...
Nie mam zdrowia do takich emocji. Nienienie. Po co mi to było. Dzieci tak nie chorowały.
I znowu czekamy, i leczymy.
A w ogródkach... czasem słońce, czasem deszcz.
A czasem jedno i drugie, bo jesień cudna, ciepła i sucha, i podlewać trzeba, coby dobrze przezimowało. Puszkin rwie kocice na motor:
:-)))
To może popatrzcie jeszcze na kwiatki jesienne. Podobno odstresowuje;-p
Słodkie i kiczowate, co? Ale różowy modny mimo jesieni.
Pozdrówka, Megi.
dzięki - odstresowanie u mnie ostatnio się przyda
OdpowiedzUsuńKurczę, ale macie przeboje z małym Moherkiem. A powiedz mi, czy zauważyłaś zmianę barwy moczu u małego? Leptospirozy często powoduję jego ciemnienie, wręcz brązowienie. Z drugiej strony zapalenie języka w leptospirozie nie jest objawem swoistym... A mogłabyś sfotografować mu jęzorek? Ma owrzodzenia, czy tylko zaczerwieniania? Jakby coś - pisz na maila: tess8@op.pl
OdpowiedzUsuńMoże będę mogła coś podpowiedzieć jako zaawansowana w bojach mamka licznych kociąt:-)))
No to masz co przeżywać. Jest mi przykro, że kotek znowu choruje. Mam nadzieję, że "wydobrzeje". Ciesz się, póki co" ogrodem, bo masz tam jeszcze pięknie. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńWitam. Zdjęcia ogrodu skąpanego w deszczu i słońcu - POEZJA !!!
OdpowiedzUsuńA Moherek znowu bidulek ... Żeby tylko Ci jadł, tym bardziej, że popadł w anemię. Mój Szpacheł w anemii to prawie był "rozmazany" w swoim jestestwie, jak mu zrobiłam zdjęcie, to taki efekt rozmazania, zamglenia był. Ale powoli wyszliśmy z tego. Ale też co chwilę coś łapie. Moherowi spróbuj dawac' rozbełtane żółtko, gdyby miał problem z jedzeniem. Pozdrawiam i trzymam kciuki za MALUCHA !
Nie znam co prawda zbyt dokładnie otoczenia Twojego domu, ale akurat nornica zjedzona przez kota aż takim złem nie jest ;) Na zurbanizowanych terenach kot jest w zasadzie jedynym jego wrogiem. U mnie tą pracę wykonują lisy, myszołowy, kuny i inny dziki element.
OdpowiedzUsuńZupełnie inna bajką są wiejskie psy, nawet małe "burki" bez większych problemów potrafią upolować sarnę (w skali kraju około 50 tysięcy rocznie) lub grzebiące kurowate (bażant czy przepiórka).
Pozdrawiam.
Słodkie i kiczowate, ale baaardzo pozytywne ;-) Megi kochana, trzymaj się! Nie wierzę w tą leptospirozę, to nie może byc to... Niech Mały Smok zdrowieje, ma maluch zdrowieć i już!!! A Ty popatrz za okno, jaka piekna jesień, feeria kolorów, babie lato i w ogóle... ;-)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię czule bardzo!
Megi, ależ takie chore zwierzątko zdrowia(!) nas kosztuje, prawda? Trzeba wierzyć, że maluch się z tego wykaraska. Taki cudny.
OdpowiedzUsuńKocie zdjęcia podobają mi się bardzo.I kwiatowe także; nie wiem jak możesz mówić, że kiczowate? Kwiaty - nigdy!
Pozdrawiam i za Moherka kciuki trzymam
wdech i wydech...nasza psina juz po operacji teraz dochodzi do siebie...duzo nerwów straciłam przez tego psiora...moje dzieci nigdy tak nie chorowały...różowy nie cierpie tego koloru, ale z nim zyje każdego dnia...Natalia kolor ten uwielbia i na zakupach zawsze wybierze ten najbardziej różowy odcień...buziaki
OdpowiedzUsuńNo żesz... aż się wkurzyłam tym mlaskaniem i tą lepto...coś tam. My też czekamy i trzymamy nasze kciuki i kciuki trzyma też nasz Kocur /czy koty mają kciuki?/ za Moher vel Venflona :-) Będzie dobrze!
OdpowiedzUsuń:-)))
OdpowiedzUsuńNo proszę, okazuje się, że można pisać blog o jednym zdechłym zwierzątku i budzi to tyle emocji! Serdecznie dziękuję za wsparcie, naprawdę pomaga. Lato rzeczywiście mamy piękne tej jesieni, a róż nawet pasuje do złociejących liści.
ambiguity, a jaki stres? zawsze u ciebie taka równowaga i spokój...
Asiu i Wojtku, sika na jasno;-) a na języku ma duże nadżerki, pozbawione brodawek. hm.
Fallar, ale one upolowały ryjówkę, to pożyteczne owadożerne zwierzątko. Mieszkam prawie w centrum miasta, ale w ciągu przydomowych, dość zaniedbanych ogródków żyją jeże, ryjówki właśnie (dużo ich jesienią), sporo ptaków (za ogrodzeniem jest kępa starych drzew, więc jest i dzięcioł zielony, i puszczyk, i wilga). A co niszczą kuraki?
Basiu, jak dobrze, że dobrze:-) Natalka wyrośnie z różu i wpadnie w czerń, zobaczysz!
A wiecie, co wczoraj zrobił Moher? On rzeczywiście konsekwentnie dąży ku samozagładzie. Zgubił się na całe popołudnie (tzn. nie był u weta), a wracając do domu znalazłam go wklinowaniego łepkiem między uchylone w pionie drzwi balkonowe a futrynę! Wisiał i ledwo żył. Wdeeeeech. Naprawdę kosztują dużo zdrowia.
"A co niszczą kuraki?"
OdpowiedzUsuńW zasadzie nie jedzą nic innego niż kura. Niestety przerost populacji drapiezników (PZŁ zawala sprawę), lekkie ocieplenie klimatu (lubią bardziej północne klimaty), obecność ludzka (mimo zerowego uszkodzenia środowiska, sama obecność ludzi na nowych wyciągch powoduje znaczący spadek liczebności) sprawiła, że w ciągu ostatnich 30 lat kuraki prawie wyginęły w Polsce, lub wymagają tzw. ochrony aktywnej.
Oj Moher Moher ... A miejże litość nad swoją panią! Wszystkiego dobrego w Królestwie Moherii, niech się darzy ludziom i kotom! Czas wezwać wiedźmę leczącą - przybywa na dźwięk ogrodowych dzwonków, a płaci się jej kopą gęsich jaj.
OdpowiedzUsuńCud, że wyżył! Moja Nora tak się kiedyś zawiesiła. Od tej pory nie zostawiam uchylonych okien bez dozoru... A jak nadżerki na ozorku - schodzą? Mój wet podpytany w tej kwestii zasugerował powikłania poantybiotykowe. Ale rzecz jasna bez zobaczenia kota na żywo niewiele może powiedzieć. Trzymam kciuki za małego łobuza!
OdpowiedzUsuńach, Fallar, nie zrozumiałam tego o kurakach... wyszło na to, że to one są szkodnikami, i się zdziwiłam;-0 a to psy je niszczą, to prawda i szkoda.
OdpowiedzUsuńM., wiedźma chyba przybyła, na szczęście:-] nawet nie wiem kiedy i nie wzięła jajek:-)
Asiu i Wojtku, nooooo... ja też już pilnie zamykam, jak wychodzę... chyba rzeczywiście to było po antybiotyku, bo zeszły. A Nora to kot? Też mam kota Norę, chociaż imię jakoś do psa pasuje;-)
Wspaniały post nie tylko na odstresowanie... :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się deszczowe foty i Puszkin co rwie na motor! Cudownie!
Kwiaty bajecznie liryczne...
Sorry, że sie nie odzywałam... Przeżywałam i przeżywam wciąż Norwegię... Niemal jak zakochanie... Byłam na fotosafari w Innerdalen... Niezapomniane przeżycie.
pozdrawiam serdecznie
Halina
Postaram się niedługo skrobnąć albo raczej stuknąć maila :)
ach, strandskatan, fotosafari dla ciebie... to na pewno duże przeżycie. Często oglądam twoje morskie fotki (dlaczego myślałam, że to jezioro?;-)) i odlatuję... zamiast skomentować...;-]
OdpowiedzUsuńKorytko [poidło?] z ptaszkiem mnie zachwyciło. Kot coś wyrwał na motor?
OdpowiedzUsuń