Poniedziałek: wstać, ogarnąć powierzchnie płaskie, pranie i kuwety. To pranie chyba zalegało od soboty, wyprane,w pralce. Nie mam czasu, żeby pojechać na działkę nr 1 i nr 2, a szkoda, bo może bym zrobiła zdjęcia wiosny i kwiatów. Po drodze na nr 2 jest przebiśniegowy las w dolinie Bystrzycy, nie szkodzi, w niedzielę będziemy w okolicy, przebiśniegi dopiero zaczynają. Zamiast wycieczki: działka nr 3, uzgadnianie zmian i zakresu prac. Po drodze fajny outlet jest, ale nie ma czasu, nie szkodzi, będę tam na początku przyszłego tygodnia. Działka nr 4, tylko popaczeć, co by zmienić. Obiad- nie pamiętam. Działka nr 5 i 6, popaczeć, ustalić zakres... spać. Obudzić się. Napisać maile. Spać.
Wtorek: wstać, ogarnąć. Za późno na działkę nr1/wtorek (tzn. za późno wstałam), umówiona nr 2/wtorek- nowa, duża, do projektowania i urządzenia, podmokła, z olchami i czarnym bzem nad strumieniem, budzi nadzieję na fajną realizację i optymizm, bo inwestorka nie ma nic przeciw łanom bylin, stawkowi i wilgotnej łące. Ścisk w żołądku nieco się rozluźnił. Do domku, nie spać, nie spać, odpisać na maile (te krótkie), napisać maile, stworzyć dokumenty (zmiany w 3/pon., ze zdjęciami; opis + linkownia do innej, opis do wyceny 4/pon.; zmiany w doborze roślinności w projekcie z berberysami, nad którym już się tu pastwiłam- zamieniłam berberysy na nieberberysy; listy zakupów roślinnych), opracować folder zdjęć na stronę (ostatni?)
Środa: nie ma jak nalać wody do czajnika, bo gary piętrzą się w zlewie. W sypialni i okolicach piętrzy się nieposkładane pranie z dwóch tygodni oraz to, co wypadło z szafy. Do południa nie będzie ogarniania, bo trzeba (jak zwykle w ostatniej chwili) pokolorować mapę, poskładać rysunki, policzyć byliny i powierzchnie do projektu, który ma być oddany po południu. Na ksero trzeba być do 13. Luz, zdążyłam iść z kotem do weta, pozmywać i ugotować pyszną młodą kapustkę. Pranie jutro. Już wiem, że w sobotę co prawda będziemy w okolicy lasu przebiśniegów, ale nie zdążę tam zajrzeć. Może w niedzielę.
Nie robię wszystkiego sama. Nauczyłam się, jak to się mówi, "delegować zadania", dzielić się rysowaniem i chodzeniem na ksero z Ewe i Alą, odpuszczać sobie całą niekonieczność. Ale i tak jest tego za dużo. Okresowo.
Napisałam, żeby się trochę wytłumaczyć (Ewci, Ewie G., Halinie, anecie, Adze... ) z wiadomo czego. Jak napisałam w komentarzu u anety, rzeczywistość nieco mnie przerasta. Ale ja ją jeszcze przerosnę. Jak Chuck Norris.
Pod warunkiem, że dam radę, bo skumulowany stres sprzyja panice, a panika mnie opóźnia i w ogóle jest bardzo życiowo niewygodna. Doszłam do absurdalnego etapu, kiedy panikuję, że będę miała panikę. Jednak aby się leczyć, trzeba mieć zdrowie, a mnie go już na to nie wystarcza.
Dobra.
Wiosna w tym roku jakaś taka oporna i nieśmiała. Niewczesna. Chociaż pewnie w zeszłym roku przyszła później, coś pamiętam z bloga;-)
Właśnie- z bloga pamiętam, bo zdjęcia gdzieś zaniknęły, przepadły w przenoszeniu z kompa na dysk i z powrotem. Zostały tutaj. Może ten blog jakoś archiwizować? Robicie tak?
Wiosna poza tym wilgotna:
I tłusta jakaś taka:
Szpaczky przyleciały, zupełnie jak w zeszłym roku, grube, lśniące i rozdarte:
Pierwszy wiosenny targ staroci w Świdnicy (pierwsza niedziela miesiąca)
zapisał się wiekopomnie.
Od TP (Towarzysz Podróży, warto przypomnieć;-))) dostałam bransoletkę. Kupił i dał mi później, i myślał, że to niespodzianka, hehe.
Pierwsza myśl: że jestem tak stara, że muszę ozdabiać się wypasioną biżuterią, bo byle co mi już nie pomoże.
Ale kocham ją. Jasną krwistość granatów, gładkość szlifu, wgniecenia i dopasowanie do nadgarstka.
A sama (uważaj, bebelu) kupiłam sobie FOCZKĘ.
Foczka jest z foczego futra i usprawiedliwia ją tylko to, że pochodzi z lat 70- tych ub. wieku. A mnie usprawiedliwia to, że taką foczkę, tylko siwą, przywiózł mi w tamtych latach ze Skandynawii mój Tato, no i... potem ją kochałam, a później pogryzł mi ją pies, a później Synek... no i musiałam sobie odkupić. Nom.
Inne czarne zwierzę domowe:
Słoneczny Polar.
Puszkin natomiast znowuż się zepsuł. Spadł lub skoczył na jakieś materiały budowlane, wbił sobie w łapkę plastikowe kolce, wyciąganie, szycie, spazmy, podarta kurtka, zakrwawiona torebka, masakra. Już naprawiony.
A Fossil urósł i jest pięknym młodym kocurkiem o tygrysich ruchach.
Takim dużym jak Aguti.
Uwielbiam kocią mowę ciała. A właściwie mowę ich USZU.
O to chodziło. Obcy na terenie.
Aaaa... teraz się odłączę. Zajrzyjcie do anety, ma piękną misję, której kibicuję i staram się pomagać. Albo może raczej BĘDĘ się starała. I- pamiętam o wyróżnieniu do flo! ale to za chwilę...
... pozdrówka, Megi.
PS. Jeszcze jeden link. Poruszyło mnie.
Skąd ja to znam! Od kilku tygodni jestem w ciągłym biegu i niedoczasie.Dzień mi się skurczył mimo coraz późniejszych zachodów...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ślę!
Asia
:)) całuje Cię mocno Gosiu:)) to znaczy sezon się rozpoczął!!! uważaj na siebie i daj znać czy i kiedy ta kawa:)? i w razie wypadku służę pomocą:))) buziaki
OdpowiedzUsuńto chyba jednak zbyt duże słowo, misja. Po prostu, tyle się to we mnie dusiło, że w końcu zaczęłam działać :) Dziękuję Ci za wsparcie! Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć :DDDDD
OdpowiedzUsuńMegi, a brak czasu wreszcie się unormuje :DDDDDD tak mi się wydaje, bo tez na to czekam :)) tylko jak widzisz, sama sobie dokładam i dokładam :))))) Nie jestem sama wobec siebie asertywna :))))
Mnie też zaczyna brakować czasu :-( i to mnie martwi.Ale jakoś pomału wszystko sobie poukładam.Wiosna do Ciebie szybciej przyszła, u są tylko przebiśniegi. Ja na razie wszystko dotyczące bloga mam w komputerze, ale myślę o nagraniu zdjęć na płytki. Trzymaj się i pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńWiosna tłusta i niedietetyczna. Niezdrowa aby? I dobrze.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobał Twój wtorek, Pan w Czerwonym Szaliku, obłędna bransoletka i naprawiony kot! Piękne!
Wyobrażanie sobie paniki to fantastyczne zajęcie :):):) Ta prawdziwa, pewnie jej do pięt nie dorasta ...
Czasu i Zdrowia!
Pan w Czerwonym fascynujący, prawda? Kot znów zepsuty, bo jednakowoż ma dziś ucięte jajka, dosyć tego. Wtorek ok., ciekawe, czy sobota zepsuje wrażenie. Panika wyobrażona chyba rzeczywiście jest bardziej paniczna...
UsuńZ tym czasem to niestety tak jest.... kurczy sie czy co ????
OdpowiedzUsuńbransoletka piękna... kolor taki energizujący.... no i wymowny....
a koty...no cóż , marzec, początek wiosny....u mnie to samo....ale pies przegania kocury spod ganku bo nie chce mieć młodych na sumieniu....
pozdrawiam wiosennie
dziwna rzecz z tym czasem. Kurczy się z wiekiem. A coraz bardziej go cenimy. Z drugiej strony- dokładam sobie, jak aneta, żeby zdążyć. Nieasertywnie wobec siebie, no tak:-))) jakoś się staram. Ogarniać i trzymać się. Może i bywało lepiej, ale z drugiej strony- co może być lepszego niż wiosna? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDo wiosna też idzie bardzo powoli więc mam czas na planowanie co i kiedy zrobię :)
OdpowiedzUsuńA targi staroci to fajna rzecz :)
Pozdrawiam na wiosnę czekając...
Miało być : Do mnie wiosna...
UsuńA nosek foczki zupełnie jak mojego Maksia, wilgotny, czarny i w czarnych kudełkach; młodą kapustkę? taką w śmietanie? rozpusta! nie usiłuję nadążyć za czasem, co się zrobi, to będzie, a reszta później, albo jeszcze później, zwolniłam na maksa; posiałam dziś pomidory na rozsadę, a jutro bazylię i paprykę, w wytłaczankach po jajkach, celuloza potem rozłoży się; nie wolno panikować, to niezdrowe, na przebiśniegi lepiej pojechać, serdeczności.
OdpowiedzUsuńNo, taki realistyczny ten nosek;-))) Młoda kapustka bez śmietany, ale z koperkiem i szczypiorkiem:-) Przebiśniegi już bujnie rozkwitły i u mnie...
UsuńSporo "wiosny" już u Ciebie...:)
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie... pozdrawiam.
a mnie się wydaje, że ta wiosna się żółwi i ślimaczy... dziękuję!!!
UsuńMegi - to dla Ciebie czas intensywnej pracy ... dasz radę, a jak spojrzysz na efekty to będziesz dumna niczym paw.
OdpowiedzUsuńPowiało optymizmem u Ciebie, mimo tej gonitwy na wstępie. Dzięki za tę wiosenkę.
Gratuluję bransoletki. Prześliczna.
Granaty czeskie mam, chyba ciut ciemniejsze, bo tylko w świetle widać, że są czerwone, uwielbiam je, mam pierścionek, broszkę (cudne szlify), drobiutkie kolczyki i bransoletkę, której nie lubię, nawet nie umywa się do Twojej.
Zwolnij choć na zakrętach
jolanda
tak, to czeskie granaty:-))) moje kamienie, mam już pierścionki i broszki. Nie wiem, czy będę dumna. Nawet nie wiem, czy coś z tych wiosennych starań wyjdzie w ogóle. I ta niepewność jest dość trudna, ale taaak, zwalniam, pilnuję się... a i tak wszystko w głowie dzieje się poza mną.
UsuńPanika przed paniką, że spanikuję, no nareszcie ktoś ujął słowami ten stan, kiedyś u mnie częsty, wręcz permanentny. A już myślałam, że to początek świra.
OdpowiedzUsuńMłoda kapustka??? Teraz? Azotany, azotyny i inne chemikalia. Nie jedz.
Jakaż piękna biżu-biżu, noś i energetyzuj się.
Przebiśniegi mnie rozczulają na smutno, nostalgicznie i wspomnieniowo, ale miło.
W pobliżu ,mam las zawilcowy. Bajka.
jestem specjalistką od paniki, mogłabym pisać bloga o panice... tak, to jest początek świra. Może zresztą takie rzeczy biorą się od spożywania niewczas młodej kapustki, nie powinniśmy, ale taka dooobra była... No to teraz jestem ciekawa wspomnieniowej opowieści o przebiśniegach:-))) Oczywiście lasy zawilcowe i kokoryczowe też mamy, bajkowe, nie powstrzymam się od wrzucenia setki zdjęć, w swoim czasie.
Usuń