W lokalu bez drzwi.
hę?
hm.
maaaaamooooo!!!
ona na mnie paaaaczyyyy!
Nadlatuje, nakrapiana błyskawica.
Smukła, nie przypomina tych puchatych kulek w śniegu.
Tym razem nie zauważyłam, co tam serwowała, ale poprzednio była czereśnia:-)
Ja bym się podzieliła. Czereśniami z drzewa, z takimi sąsiadami.
Ale nie mam czereśni.
Wraaaacaaaaaj!
no?
Jest nas dwóch!
Głodnych!
łaaaaa!
trallala, trallala. Niedługo też będziemy latać.
Ani się obejrzysz.
Co roku są- uśmiecha się pan Kamil.
Co to się dzieje, jak zaczynają latać, zbieram je z ziemi, bo koty.
Teraz się człowiek cieszy każdym ptakiem. Ale kiedyś to tu były ptaki, takie kolorowe. Sójki, kraski?
A tu, na skrzyżowaniu, była taka studzienka z żeliwną pokrywą. I sypiał na niej kot, na środku skrzyżowania. Dwa razy dziennie schodził, jak kierownik zakładów mięsnych jechał swoją warszawą do pracy i z powrotem.
Tak, panie Kamilu. Teraz stałam i stałam na przejściu przy skrzyżowaniu.
Nie ma, ludzie kupują jak na wojnę- komentuje dziewczyna z puszystym warkoczem moje bezsłowne rozglądanie się po ladzie, wiadomo, że za drożdżówkami. Dobra, wezmę sernik.
Jeszcze raz przeliczę, bo coś dużo wyszło.
Chyba w porządku, ja zawsze w warzywniaku tyle wydaję.
Aha, jeszcze jedna taka pani też.
Wiem, Ania. Ostatnio się zgadałyśmy w mięsnym, że jak pani sprzedawczyni zachwala mielone, to gupio nam się przyznać, że dla kotów. I dla Ani męża.
(Pan Warzywniaczek, Marcin, pracuje bez śmieciowej umowy świątek piątek. O czwartej rano giełda rolna, sklep otwarty od siódmej do siódmej, zamknąć, posprzątać, spać, giełda, nie ma to jak na swoim. Pogodny, energiczny, warzywka świeże, rewelka.
Ania oprócz swoich trzech kotów nieadopcyjnych i dwóch psów ma na tymczasie w niewielkim mieszkaniu pięć kocich nieszczęść, może zresztą coś się zmieniło, bo Ania znajduje im domy skutecznie, ale szybko trafia na nią kolejna bida).
Nie wiem, co tu napisać- Justyna z buzią w podkówkę, jak to Justyna, dmucha sobie w grzywkę.
Fryzjer? Salonik? U Justyny?
Muszę napisać, że damski i męski, upiera się, bo potem faceci omijają.
I tu będzie tak zasłonięte, bo jestem jak w akwarium.
Ale nie tak całkiem, bo ja lubię patrzeć na ludzi.
Ja też. Lubię patrzeć na Justynę, co się dąsa, ale strzyże super.
Wpadłam, żeby zobaczyć, jak sobie ogarnęła Salonik po włamaniu i rezygnacji wspólniczki. Pięknie ogarnęła, sama zrobiła gładź, sufit, malowanie, poprawiła fugi. Tylko te napisy zostały, brat wytnie.
Sąsiedzi. Każdy uprawia swój ogródek.
Też tak macie u siebie na dzielni?
Imion nie zmieniam, są tacy fajni.
Pozdrówka, Megi.
PS. Agata też jest Sąsiadką i Dobrą Kumpelką Od Kijków i Zumby Oraz Zapewne Jeszcze Wielu Innych Spraw.
Kiedy przestało padać (chwilowo?)
poszłyśmy jednak na kijkowy spacer, jak większość wrocławian, sądząc po zagęszczeniu.
Okazało się, że pod bokiem wyrosła nam cudna łąka, z rajgrasem, żywokostami, koniczyną czerwoną, przytulią, dzwonkami rozpierzchłymi.
nie lubiem zepsutych aparatów:-( |
Zdjęcia, jak, kurde, telefonem.
Dziękuję, Sąsiadko Agatko! Za ten spacer, te co były, i te, co przed nami:-)))
a mnie jest bardzo smutno dzisiaj.
OdpowiedzUsuńPojechałam na wieś pooglądać i sfotografować młode sowy i co ?
........nic - sówki zdechły - sąsiadka truje nornice wykłada trutkę do dziur.
-No przecież to w ziemi.
Twój dzisiejszy post to jest post poglądowy- Do czego służy dziupla ?
Serce się raduje kiedy człowiek patrzy na takie obrazki.
Zachodzą zmiany w miejscach które lubimy- pozostają wspomnienia.
straszne to, i trucie nornic (i nie tylko, trucie wszystkiego, "opryski" to słowo klucz, wg wielu osób najważniejszy zabieg w ogrodach. A ja nie pryskam, odmawiam, uświadamiam, że "oprysk zapobiegawczy" nie ma sensu, na mszyce używamy octu, ptaki najwyżej zjedzą marynaty, a nie padną;-)), i ta bezmyślność, że "no przecież to w ziemi".
UsuńDo czego służy dziupla, to takie oczywiste, wszystkie najmniejsze dziuple są teraz zajęte- od sikor po dzięcioły. Myślę, że wręcz głód dziuplowy panuje;-)
Straszne - trawa i tarniny wypalone roundupem, bo nie trzeba kosić. Zgroza.
UsuńMszyce octem, a w jakim stężeniu ? Ciekawe, nie znam.
Może masz jakiś pomysł na karczownika ? Zjadł mi 5 dużych jabłoni...... i śliwę, to pewnie i głogiem nie pogardzi i rajką ?
Wracając do Twoich sąsiadów- dają sobie radę w dzisiejszych czasach, powoli do przodu.
Ludzie i zwierzęta żyją obok siebie i dobrze im ze starymi drzewami.
niedawno widziałam skutki działania Roundupu w REZERWACIE, muszę o tym napisac:-/
UsuńOcet 10% z wodą 1:1, nie wiem, skąd to wiem, ale działa.
Nie znam się na karczownikach, u nas w mieście nie są problemem, u nas krety atakują trawniki;-/ podobno wszystkie gryzonie boją się psiej sierści napchanej do norek.
Powoli do przodu:-)
W takim razie zbieram zamówienia na sierść :)
UsuńNiedługo Ruda i Garip linieją :)
Z truciem to chyba takie przyzwyczajenie pokoleniowe.
Najgorzej, że mój domowy też chce coś z Roundupem podziałać, bo nie widzi innego sposobu na nasze chaszcze...i odrośla śliw- do czego sam dopuścił :(
byłam u fryzjera, pewna babcia zbierała swoje obcięte włosy do torby dla kreta, moje też chciała... matko, po tym komentarzu nie wiem, co myśleć...
Usuń;-DDDDD
UsuńJakie piękne szpaczki!!!! Są tak nisko, że da się robić zdjęcia?
OdpowiedzUsuńtak z półtora metra nad ziemią, a swoich ludzi się nie boją wcale:-)
UsuńSasiedzi i jedni i drudzy ! masz szczescie!
OdpowiedzUsuńTylko szpaczki sa na dodatek bardzo rozczulajacy!! cudny reportaz!
Pozdrawiam
szpacy są słodcy, aż się chce tym ich minom przypisać te wszystkie słowa!
UsuńTak, mam szczęście, do ludzi też- ale to też jest poprawiona rzeczywistość, bo z niektórymi nie gadam;-)
Takich ptasich sąsiadów też bym chciała mieć, ale koty niestety...
OdpowiedzUsuńkoty są wszędzie, ale pan Kamil pilnuje;-) myślę, że dobrze byłoby zrobić pod budką albo dziuplą jakiś utrudniający kołnierz, może by się ulungły.
UsuńSąsiedzi to ważna sprawa, najważniejsze, żeby czuli się z nami i my z nimi dobrze.
OdpowiedzUsuńkiedyś obserwowałam podobną dziuplę w Powsinku, gdzie do drzewa stojącego na przysłowiowym klepisku przylatywały ptaki. Na ziemi gwar, ławki a ponad głowami takie cuda!
cuda wśród mieszkańców nieba:-)
UsuńPark Szczytnicki?
OdpowiedzUsuńGrabiszyński, bo blisko, Szczytnicki i inne w planach:-)
UsuńŚliczna szpaczkowa opowieść!
OdpowiedzUsuńTylu jest ludzi do zauważenia. Megi, Ty ich widzisz! I oni dzięki temu bardziej są i Ciebie więcej o ich historie. Tak sobie myślę.
A teraz Stach, syn sąsiadów, właśnie drutuje nam krajobraz. No hola hola! Wyście właścicielami łąki przy naszym domu, ale krajobraz jest nasz! A guzik mnie to, skoro nasze krowy uciekają, a wasze kozy tu włażą, to ogrodzić siatką trza. I szlag trafia i serce się kraje, no bo nie po to tu zamieszkaliśmy żeby. I łatwo by było Stacha znienawidzić, a najbardziej jego adoptowanego ojca i tak nienawidzić codziennie. Ale się nie da łatwo, bo Stacha lubimy. Wczoraj z nim ładowaliśmy przyczepę gałęziówki, a dzisiaj ma przyjść na film na ścianie.
film na ścianie, obejrzałabym:-)))
UsuńTo ta łąka na budyniowo ogrodzona? A za domem macie swoją łąkę z jabłonką, a ile? Ile potrzeba dla kóz?
Lubię, jak piszesz o swoich sąsiadach. Tych od skrzystego np.
To nie budyniowa (pamiętasz?!). Budyniowa jest dla koni. Sąsiedzi uczynili z nas wyspę. Trzeba z tym faktem oswoić wszystkie zmysły i resztę człowieka.
UsuńWokół domu mamy tylko 60 arów, z małym sadkiem. Oprócz tego, w użyczeniu, 1 ha łąki sąsiadów od Skrzystego, którą sami założyliśmy na ugorze. Kilkaset metrów poniżej domu.
Gdybym była inna, to wszystko pewnie nie byłoby trudne. Nasz przyjaciel krakowski zawsze mi mówi - Ty wiesz, że ten problem, jest problemem tylko dla ciebie?
Ja gonię kociszcza strasznie. Wojuję o młode dymówki i kopciuszki. Mam nadzieję, że jak i w zeszłym roku się ładne ulęgną i uzupełnią braki w tych pożartych i potrąconych....
OdpowiedzUsuńA szpakom oddałam cały swój bez czarny, bo mnie tylko na kwiatach zależało :)
Ciekawe czy na posadzone jarzębiny przylecą za parę lat jemiołuszki, tak je lubię, ale nie widziałam w okolicy.
znaczy jadzą bez bestie?
UsuńJemiołuszki były u nas przesadnie długo, chyba do końca marca, już nie mogłam słuchać tego ich ciurkania, bo wyglądały, jakby się zadomowiły razem z zimą. I wcale nie potrzebowały jarzębiny, jadły śnieg na robiniach ("pomóż wiośnie, jedz śnieg"?)
Fantastyczne :) piękny jest park Grabiszyński. Cudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji zapraszam do dodania Twojego bloga do Spisu Blogów Ogrodniczych. Daj się odszukać innym :) przy okazji zapraszam także na konkurs z nagrodami.
zielonyporadnik.blogspot.com
dziękować za zaproszenie:-)
UsuńPopatrzyłam na zdjęcia i uświadomiłam sobie, jak dawno mnie tam nie było :(
OdpowiedzUsuńa gdzie jesteś?
UsuńO matko, jak ja bym chciała mieć fajne sąsiedztwo. U nas awantury o wodę, co spływa nie tak, jak sąsiad sobie życzy. Wina deszczu, ale jak żyć?
OdpowiedzUsuńpytałaś premiera?
Usuńa bo bywa i tak, niestety, dzwoni do nas architekt nadzorujący budowę i żali się, że sąsiedzi winią inwestora, który podniósł sobie poziom na działce, o zalanie pól po horyzont. No fak.
za historię ptasią dziękuję! Super
OdpowiedzUsuńpolecam się:-)
Usuńfajnie;-]
OdpowiedzUsuń