od początku

czwartek, 3 listopada 2016

podróżki

Na jesienne smutki, na weltszmerce egzystencjalne, niedobory i niedomogi pomaga wycieczkaucieczka.
Nie wiem, jak długo jeszcze będzie się to udawać, ale na razie- weekend i nie ma mnie.
Za czym mało czasu zostaje na pisanie i inne takie, ale- dwa tygodnie urlopu w dwa dni, jak mówi jedna Poszukiwaczka.
Na tej fali odwiedziliśmy ogród nieogród (jak ona mówi) Barbary. Nadal bez glancu i wciąż pięknie.
We mgle.
Ławeczka ma w tym ogrodzie miejsce perfekcyjne
jest akuratnie dobrana
i tworzy idealną parę z Jednorożcem.
Zamyślonym , opartym o lipę i patrzącym w dół.
Bo to nie jest bardzo ważne, jaka jest ławeczka.
Ważne, żeby była odpowiednia.
W słońcu i w cieniu.

To była pierwsza jesienna mgła i początek pory deszczowej.
Wszystko sobie pięknie krajobrazowo koegzystowało- barszcze zwyczajne,
czyścice storzyszki
leszczyny,
koniczyny
i jastrzębiec pomarańczowy.
Elegancko zgadzało się z pająkami
kocimiętkami
i rozchodnikami.
Współistniało z tojadem
daliami
i rabatami bylinowymi, złożonymi po części z roślin zwanych przez niektórych chwastami.
Przy okazji dokonano małego instruktażowego cięcia formującego
które po wielu powtórzeniach powinno częściowo odbudować naturalny pokrój jabłoni.
To jest efekt dawnego prawidłowego technicznie cięcia konara dębu. Należy je przeprowadzać tak, żeby nie zakłócić tworzenia obrączki kalusu, jak widoczna na zdjęciu. Można się zastanawiać, czy cięcie było uzasadnione- powinno się unikać usuwania tak dużych konarów- ale w tym przypadku było to cięcie sanitarne.
Za wiele się tam w okolicach nie ujrzało, bo mgła i dżdż.
Ale i tak było pięknie u progu tej jesieni.
Padło kiedyś pytanie o kaloszki Barbary.
Otóż ma ona kaloszki przyciągające plamiste smoki.
Jednym z celów podróżki był pewien dwór, związany z rodzinną historią TP. Skądinąd bardzo sympatyczne miejsce.
"W płaskim krajobrazie, w widłach Wisły i Dunajca, otoczony drzewami stoi skromny dwór o charakterystycznej, tradycyjnej formie siedziby szlacheckiej. Ma drewniane, bielone ściany i wysoki dach kryty gontem. Od frontu znajduje się ganek oparty na dwóch filarach i obrośnięty dzikim winem, a przed nim – kolisty gazon."- piszą o nim.
Tak sobie ogarniałam tę zwykłą zwykłość, bezpretensjonalną prostotę (abstrahując od wilka na instrumencie), myśląc o tym, jak niedawno wystarczało niewiele. I jak bardzo powszechne wyobrażenie- które przecież zawsze można skonfrontować z historyczną prawdą! ale nie, to się nie dzieje- dworku szlacheckiego odbiega od tej prostoty.
Myślałam o tym, jak trudno tę obiektywną wiedzę przełożyć na współczesne "stylizacje" dworku polskiego, o którym tak wielu marzy. Począwszy od wyboru materiałów budowlanych, przez wystrój wnętrz, do urządzenia ogrodu.
W budowlance to jeszcze jest prosto- mamy podejście "konserwatorskie" (jak dworek, to z modrzewia i dalej tym tropem) i "fasadowe" (stiuki ze styropianu, garaż wbudowany w bryłę). W ogrodach zwykle jedziemy po bandzie- podjazd z gazonem (cóż, że np. fantazyjnie lub wynikowo owalny, niewygodny), pińcet taksonów drzew, kostka "staromiejska" i trawniki spod igły. Oraz musowo zielniki w bukszpanowych ogródkach, różanki i inne ekscesy.
A tymczasem.
Ocieniony pnączami ganek.
Wygoda bez lansu.
Jedna wyraźna ścieżka, ziemna obwodnica. Ażurowe ogrodzenie lub brak ogrodzenia.
Fragment urządzonej zieleni- okrąg lip ocieniający miejsce spotkań i wypoczynku.
Zwykłe drzewa, w tej chwili większość to już "samosiew".
Zajazd od bramy do bramy.
Otulenie starodrzewiem. Kiedyś ludzie nie bali się dużych drzew, a miejsca miały swoją proporcję.
Jasne, że to nie było dokładnie tak- widać wiele naleciałości i uproszczeń, ale jest duch i idea.
Ten pan przez ponad godzinę siedział i głaskał nakolanowego kota. Głaskał kota, a to głaskanie legitymowało siedzenie i wpisywało się w całość.
Zwykły żwir.
I deszcz.
Hm.
W porze ciepłej przelotnie wpadliśmy do Izerii i Inkwizytorium.
Koniczyna perska (pięknie pachnie).
Poziewnik szorstki (źródło krzemionki koloidalnej).
Poznaliśmy Orszulkę z Orszulkowa :-)
Jakoś trzeba to powtórzyć i na dłużej. Tęsknię za Inwki, która jest smutna. Kotek Matrix odszedł. 

W czasach ciepłych- to było wtedy, co naniepylaka- wpadliśmy też do Miasteczka
ale i tam jeszcze mniej optymizmu, niż pięć lat temu. Znikąd nadziei na #dobrązmianę, gorycz i fiksacja.
Kielisznik leśny (silnie przeciwbólowy- to tylko informacja ustna, której potwierdzenia nie znalazłam- ale jednocześnie silnie przeczyszczający). Ktoś się zastanawia, dlaczego ja? tak znienacka, z tymi ziołowymi wstawkami? jedyna droga, żeby zapamiętać. A może się przydać ;-) w końcu to medycyna wojenna.
 Z Chełmska rzut moherem do Adrspachu. Tym razem spacer dookoła piaskowni.
Kaczki rybaczki.
Co się zmieniło w stosunku do posta sprzed czterech lat? Robię szarsze fotki (ale może to pogoda) i noszę odzież funkcyjną. Niezmiennie za to przeszłabym się skalnym szlakiem.

Szkółking to też podróżki. Niewiele tej jesieni, bo jakaś kiepska ogrodniczo i wogle kiepska.
Żeby nie narzekać? nie narzekam, głośno myślę.
Pan Adam Świerk uważa, że jego pasiaste zagonki to marność nad marnościami wobec "ogrodów pokazowych" różnych szkółek.
A ja sądzę, że kilkusetmetrowe paski w kilkudziesięciohektarowej szkółce bylinowej to samo piękno. Na koniec sezonu- bogactwo marcinków i traw.


Skrzynki przygotowane do wysyłki wyglądają jak gotowe rabatki.
Widać w nich aktualne trendy, prawda? Jeżówki bym wymieniła na bardziej naturalistyczne.
Na ścianie Świerkowego biura wisi taka instalacja
 i jednak. Za cholerę to dobrze nie wygląda, mimo że wisi drugi rok.
Bombonierka.
Szklany kieliszek. Nie zapisałam nazwy i nie wiem.
U Mularzy jesienne anturaże.
Wrzosy wszędzie tylko pączkowe. Nie ma normalnych wrzosów.
I nowa część sprzedażowa w budowie. Nawierzchnie z odzysku fajne, roślinna wystawka- tak sobie.
Skąd się biorą te okropne garnki?
Tak, drodzy czytelnicy ;-)
Taki to wpis, szarojesienny, słodkokwaśny jak pigwa.
Będzie lepiej, będzie konkretniej. Ostatnio w szczegółowym pisaniu wyręczyła mnie Dorota. Tymczasem
pozdrówka, Megi.

28 komentarzy:

  1. Wstałam wcześniej żeby przygotować zakończenie sklepowego sezonu. I zamiast tego lecę do Adrzspachu, odwiedzam po drodze Chełmsko (piękne!), pomachałam panu Adamowi, zobaczyłam co z kotami maluśkimi, poczytałam o wycieczce Trestno i okolice i tak dalej i tak dalej. A robota czeka. Oj Gosik, Gosik, na złe drogi mnie sprowadzasz. A normalne wrzosy od Mierzejewskich miałam na początku wrzosowego sezonu. Niewiele, ale były. Ludzie chcą te pączkowe, bo nawet jak nie podlewają, to one stoją jak sztuczne. Od pana Adama miałam też takie skrzynki jak gotowe rabaty. Ale tych wymyślonych jeżówek niedużo, bo jednak te zwykłe jakoś się lepiej wklejają w istniejące założenia. No i lepiej przeżywają. Wszystkie tojady od pana Adama zakończyły żywot w doniczkach. I nie wiem tylko czy one już tak na zawsze, czy jakoś wcześniej zaczęły odpoczywać? Te w naturze na Twoich zdjęciach kwitną. No i ciekawe... A dzisiaj rzuca deszczem (krupami śniegu?) o moje szyby. Poprawiłam drewka w kominku i z chęcią bym tam zasiadła zamiast do roboty. Choć co to za robota? W domu? Jak się nie idzie do fabryki, to się nie pracuje :) Najlepszego Gosik :) Teraz tylko przetrwać ten listopad i grudzień. W styczniu już z górki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doroto, tym tojadem u mnie to sama jestem zadziwiona, on sobie kwitnie nadal ! Kupiłam jakoś gdzieś z karteczką odręcznie bazgrniętą "tojad wielki" no i jest wielki ;)! posadzony tego roku dość już póżno, obok biały mam, też z taką "instrukcją" ale on mniejszy i już przekwitł. Uwidzim co zrobią w przyszłym roku ;). O wszelkich żródłach gdzie można nabyć tojady proszę mi dawać znać, wdzięcznie proszę :)! Chyba lubią te moje mokre gliny a ja tojady (tak, tak, wspomnienia z dzieciństwa, wiejskie ogródki, "butki Matki Boski"... ;)) te klimaty oczywiście ) lubię niezwykle :) za ich kolor i wyniosłość postawy ;)).
      I najlepszego:)! przetrwania zimy z herbatką przed kominkiem :)).
      Barbara

      Usuń
    2. ja tak mam prawie każdego "wolniejszego" poranka, z bloga na blog ;-) dlatego lubię, jak piszo, dlatego sama staram się trzymać te 3- 4 wpisy w miesiącu... a wolałabym częściej...
      Te koty maluśkie, och. I one, i tyle innych ma historie takie do płakania.
      Wiem, były, ale się zmyły te wrzosy, a ja nadal mam nieposadzone, i będę jeszcze szukać, bo na wiosnę to zaraz się zrobi późna wiosna. Pączkowe właśnie jak sztuczne, umierają stojąc i jeszcze mają takie nieprawdopodobne kolory. Zwykłe jeżówki lepiej się wklejają i lepiej się trzymają w dłuższym czasie. Tojady czasem tak wcześnie odpoczywają, jak ostróżki, albo po pierwszym kwitnieniu zbierają się znów, jak szałwie. Skądinąd one wolą taką gliniastą ziemię, jak u Barbary, a nie ten torf w doniczkach. W Górach Orlickich kwitły pod koniec września jeszcze. No w domu to nie robota, każdy wie ;-) ja dziś spróbuję coś popchnąć, bo jutro ptaki czekają. Mam nadzieję, że czekają.
      Oj, mało znam ludzi, którzy lubią tojady, Barbaro :-)

      Usuń
    3. A jak tu nie kochać czegoś, co się zowie mordownik? Barbaro, a tyżeś teraz stołeczna czy południowa? Jeśli południowa, to popytaj w Pi-Ma, tam miewają ciekawe odmiany. Jeśli stołeczna, wybierz się do Ogrodów o Zielonych Progach.
      Do mojego ogrodu pierwszy tojad przylazł sam, obstawiam, że z lasu, bo na pewno go nie kupiłam, ale kiedy już na tej glinie wybujał, to nas tak zachwycił, że zaczęliśmy kupować kolejne. Kwitną dziwnie, niektóre raz, inne dwa razy. Niestety ślimaki je żrą.
      Anonimowa Ania

      Usuń
    4. Prawda Aniu? jak tu nie kochać za "piękno ,(....) truciznę dla wielu ".
      Stołeczna żem ci jest i planuję, a jakże! za Zielone Progi ale to dopiero z wiesną ;)) choć pewnie nie strzymam i zaraz w marcu :). Może wybierzesz się ze mną :)?
      Do mnie też przylazł sam ten leśny, lisi, tych "dzikich" niebieskich w moich okolicach nie ma.
      Właśnie, zauważyłam, że ślimaki i czyjeś gąsienice je żrą, narkomany jedne ;(.
      Barbara

      Usuń
    5. O, bardzo chętnie się wybiorę, zawszeć to milej grzeszyć wespół w zespół. I też na pewno dopiero wiosną, bo na razie nie ogarniam tego, co mam.
      Śnieg dzisiaj u nas spadł. Ponoć, bo ja też akurat stołeczna.
      A.A.

      Usuń
  2. Ha, a mnie się pasy Świerkowe podobią, wiadomo - matecznik, grunt, tralala. Pokazowość funkcjonalna że się tak wypiszę. A rośliny w masie prosto posadzone zawsze się wybronią. Odpowiadam na pytanie skąd się biorą kretyńskie dzbany i garnki - one biorą się z Chin, z państwa produkującego okropne sowy kominkowe ( jestem szczęśliwą posiadaczką, sama to sobie w chwili zaćmienia zrobiłam - może Ci od garnka też mieli zaćmienia albo odczuwali chęć upodlenia się czy coś w tym guście ). Co do wrzosów pączkowych, normalne były na początku sezonu, potem to już tylko wrzośce do ozdóbstw sezonowych i te wiecznie pączkowe. Pewnie jest tak jak pisze Dorota - dłużej się te pączkowe trzymają. Ja wrzosów nie sadzę więc szczęśliwie przechodzę nad wrzosowymi modami do porządku, bez stresu. Wypraw znajomkowych zazdraszczam, mnie październik przykuł i listopad też tak średnio podróżniczo mi wyjdzie, choć plany mam. Dworek oblookawszy i stwierdziwszy że szczęśliwie nie został zmuzealniony do końca. Co do współczesnej architektury dworkowej to jest wariacja na temat, przy czym najważniejsze są kolumienki. Nad nowymi ogródkami dworkowymi tylko głową smętnie pokiwać bo najczęściej nawiązują kompletnie do niczego, znaczy bezpciowe, sztampowe i w ogóle katalog skrzyżowany z egzotyczną ofertą marketu. Należy się pocieszać - mogło być gorzej. A gdyby tak nam w kulturze XVII - wieczne dworki obronne się utrwaliły to co? Palisady i fosy w ogródkach!;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ja lubię, samo słowo "matecznik" uwodzi.
      Te dzbany z Chin? ich tam mnogo w szkółce, takoż widziałam w licznych ogrodach, mam wrażenie, że to jakieś przemysłowe kadzie na kwasy, tylko skąd i przede wszystkim- dlaczego?? Rozumiem recykling funkcjonalny, jak u Grochowskich ścieżka z modrzewiowych kół- z tych dużych szpulek od kabli. Ale dzbany.
      Też nie sadzę wrzosów, nie u nas, gdzie końcówka zimy wszystkie zmiata (wrzośce mają się lepiej), ale na życzenie i gdzie indziej- trzeba.
      To prawda, że dworek wygląda prawie na zamieszkany, bez nadmiaru eksponatów, no i jak widać na stronie- żyje jakimś tam życiem po życiu. We współczesnych dworkach kolumienki (chude z oszczędności), ale i strzecha (?), różne bonie, przypory muszą być, a w ogródkach- alea (ale to niekoniecznie, alea bowiem składa się z dżef), podjazd (a garaż niesymetrycznie, więc gazon owalny) i rabatki w stylu "pejzaż w miniaturze". W sumie "palisada i fosa" też często jest, bo dom wyniesiony na skarpie, jaowcowo- irgowej, i tak to.

      Usuń
  3. Dziwnie też choruja ludzie na pseudo dworki. To takie tforki. Z kolumienkami, z trylinką przed i z boku, bo żeby nie było mokro, bo żeby chwatem nie zarastało (jest glifosat co prawda, mozna potem popryskać, wrr). To są potforki. Z sumiakiem, iglakami. W okolicy Sztygarowa dużo takich siedzib. Drzewa duże są straszne. Weźmy chociażby taki konar pod uwagę. Zapłonąć może, albo opaść i zabić mieszkańca. I co? Z tui małe gałązki spadają, toż to pieszczota w porównaniu...!Ludzie nie lubią dużych drzew. Obawiają się tej siły pierwotnej? Nie lubią liści, które jesienią dają kupę roboty.
    Wilk wyglądał mi na owczarka...jakoś tak całkiem nielupusowato...:)
    Miałam do Inkwi jechać. To najpierw kupiłam perliczki, do których chodziłam parę razy dziennie, bo dzieciaki takie, potem Maszę....A zimą to chyba wolę nie jechać...;)
    Wojcieszowianka dobrą wodą jest, nieprawdaż?
    pozdrówki ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie ten wilks wygląda na owczarka, ale do głowy by mi nie przyszła taka interpretacja, psich zwłok profanacja! myślisz?
      Duże drzewa to i liście, i "zwali się na dom" (hm...). Wg tej teorii szczególnie agresywne są dwudziestoletnie brzozy (no niby racja :-D), chyba szybki wzrost konfunduje.
      I oczywiście trylinka "z boku", tzw. dodatkowy parking nigdy niewykorzystany, zarastający chwastem, to ważny element współczesnego ogrodu.
      Ja to chyba zimą pojadę... Wojcieszowianka tak, dobrze rozcieńcza porto.
      Pozdrów perliczki!

      Usuń
    2. Byłam na praktykach u ludzi co ściągnęli skórę z ukochanego wyżełka i położyli na ławce pod doopę. Nic mnie już (chyba) nie zdziwi....

      Usuń
    3. W tym wypadku należy żałować że nikt po śmierci tych od wyżełka nie oskóruje, tyle dobra się zmarnuje a można by fotele obić. W końcu po co te sentymenta, skóra jest skóra, oni zdaje się mają ten tego "racjonalny" pogląd. Na usta mnie się ciśnie i na klawiaturę - czy mięsko wyżełka zmarnowali?
      Z innej bajki kolumny muszo być szczupłe bo jest moda na fitness, ale aley to u nas w mieście nie występujo. Grunt za drogi a alea musi mieć więcej niż dwa dżefa. Za to mamy na gazonie często - gęsto element dekoracyjny, najczęściej z Chin, krainy cudnych garnków i kadzi.

      Usuń
  4. Megi.. No wydaj album, wydaj.. :)))) Zdjęcia przecudne i przecudna na nich jesień, bo w naturze to wybrakowana ona jakoś w tym roku.. Dziś u nas sypało śniegiem.. Ech. Ogród Barbary - bajka! I marzenie.. Dworek również, ale tam najfajniejsze drzewa. Tak jak napisałaś - bez zadęcia plener a wszystko na miejscu..i proporcje i krajobrazy.. Pozdrawiam Cię przeserdecznie i samych miłych dni listopadowo-grudniowych życzę..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na południu jesień w tym roku jest piękna, kolory spokojnie przechodzą w siebie, a liście wiszą długo. Tylko słońca brak, ale to nie szkodzi.
      Wiesz co? wydam album dla ciebie. Wyślę ci folder plików "specjalnie dla Anex" i sobie wydrukujesz :-D jako znak wodny wystąpi Maurycy z Matrycy.
      Pozdrawiam również bardzo serdecznie i cieszę się, że jesteś :-)

      Usuń
    2. Ha:) A u nas znowu leje, coś się zacięło komuś z pogodą:) Listopad w najlepszym wydaniu:)
      O Matusiu.. Megi, to byłoby super:) Czuję się zaszczycona, bo Twoje zdjęcia to prawdziwa magia.. A Maurycy to klasa sama w sobie:))) Napiszę wzajemnie:)) - z obecności, bez takich Osób jak Ty, świat byłby całkiem nie do zniesienia.. Dobrej niedzieli!

      Usuń
  5. Dworek śliczny i jak pisze Tabasia muzealnictwem nie zaduszony.
    I nie narzekajcie tak na współczesną dworkową wizję, tylko cieszta się że już bazpowrotnie (mam nadzieję) odeszły w niebyt fasady i portale ozdobione stłuczką lustrzaną względnie fajansową ;)
    Krągła pupa jednorożca, jak i ławeczka oraz Świerkowe pasiastości mnię ujęły do samej głębi, ale te kaloszki na smoki są absolutnym must have! Ja miałam tylko kaloszki czerwone w złote serduszka - i nie, nie było to w okresie przedszkolnym, ani nawet szkolnym. Niedawno całkiem miałam. Ale się rozkleiły i niestety nie przyciągały nawet biedronek, nawet stonki! :(
    Megi - zdjęcia tak cudne, że człek ma ochotę już się zerwać od tej klawiatury i w dzicz lecieć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz, że ja mam sentyment do stłuczki szklanej, fajansowej? do lustrzanej już niekoniecznie, lustrzana była cięta po prostych, w tej ceramicznej ileż południowej fantazji! i wpisuje się w trend upcyklingowy, robienie czegoś z niczego, jak w książkach kucharskich z mojej/twojej młodości (nie napisałam "naszej", zauważ ;-))
      Nijak się do tego mają te dworki, które siermiężnie (tata 90te!) mówią "zobacz, ile mam piniondzów na materiały z marketu".
      Jednorożce mają pupy kreolskie, paski Świerkowe płyną przez łagodne pagórki, a ty nie masz kaloszków, jak to tak? Podstawowe obuwie terenowe? zaraz ić tam na portal aukcyjny i zobacz, co dają. Może w smoki?
      To lecimy. Jutro o 10 pod gajówką w Rudzie Milickiej :-)

      Usuń
  6. Ten kieliszek to czernidłak jakiś

    Wielkopolskę byście nawiedzili póki złoto nie spadło jeszcze całe z drzew :-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, Aniu Kujawo :-)
      Taki mały czernidłak.
      Spadło już? M wybiera się w grudniu, wiesz? Ale będzie grzybów.

      Usuń
    2. Jeszcze złote perełki pobłyskują na klonach i rudości na bukach. Jeszcze nie ponuro.
      OOO, w grudniu to czas na poznawanie grzybów znakomity - hubiaki, lakownice. Zapamięta się :-)) Jak będzie łagodna zima, to różne dziwolągi grzybowe się jeszcze znajdzie. Ale co październik, to październik.

      Usuń
  7. Dworek ładny, bezpretensjonalny taki, a zarost na ganku jakże frywolny. (Tylko ten pies strasznie niedożywiony ;)
    Ludzie chyba się boją takiej zdziczałej frywolności: niewygolony ganek i wielki dąb obok ;)

    Muszę chyba zainwestować w wiklinowy koszyczek. Jak afirmować jesień bez koszyczka z dynią, hm? Jak się zapatrujesz na wiklinowe precjoza w ogrodzie? Albo cementowe kule, skoro garnki zdają ci się szkaradne ;). Jednorożce jednak odpadają, sorry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w dodatku wyleniały ten pieseł/wilks.
      Boją się- w ogólności cierpienia, w tej sytuacji zwanego dyskomfortem. Kiedyś to sobie uogólnię i poznam prawdę :-D
      Otóż wiklinowe precjoza bardzo lubię, lubię też ich starzenie się. Wpisze ci się w ekoklimat. Cementowe kule? Piłki golfowe, masz na myśli?
      Dlaczegóż nie jednorożce?

      Usuń
  8. Jastrzębiec jeszcze kwitnie (przyznam się do fascynacji tym pomarańczem)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Ewo, sobie wyobraż, że 3 listopada kwitł jeszcze :))! Pomarańcz jego jest piękny ale i zieleń liści też!
      Barbara

      Usuń
    2. to taki pomarańcz jak czerwone grejpfruty i krwiste pomarańcze, tylko ładniejszy :-)

      Usuń
  9. Te zdjęcia są wprost przecudne :D

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)