Z dyskusji o trawach ozdobnych:
- mietlica jest śliczna ale jeszcze nikt nigdy nie chciał jej w ogrodzie (szkółkarz z trawiastej szkółki)
- bo ludzie często traktują ogród jako zbiór rabat, a nie jako część krajobrazu (jankosia)
- "nikt nie chciał" to raczej wyraz ubolewania i smutku
Z bloga ogrodowego:
donice z nasadzeniami z cisa
Z komentarzy pod postem Magdy, na pytanie "czy widzieliście jarzmianki na dziko" odpowiada leloop (mam nadzieję, że rozmówczynie nie wezmą mi za złe cytacji konwersacji na niniejszym blogasku):
- No nie widzielismy :D kolejne z serii "cudze chwalicie"
- Może raczej "cały czas się uczymy" .... (Magda)
- dyplomatycznie rzecz ujmując, tak :D
- ha, ha, ja ciągle doczytuję i doczytuję i wtedy widzę wokół pomijane niegdyś roślinki :), a przecież były zawsze tylko... wtapiały się w tło...
- osobista głębia ostrości, jak się ja już wyreguluje to nagle widzimy wszystkie szczegóły. Przerabiałam to na studiach (datowanie obiektów po detalach i ornamentach) i tego lata z Małgorzata ;)
(Małgorzata: lubię to)
Lubię rośliny. Zapewne jak większość ludzi, którzy o nich piszą, większość ogrodników, pejzażystów, amatorów, działkowców (tylko czemu służy ta przewijająca się od dłuższego czasu w sieci wartościująca klasyfikacja, w którą, jak już wytykałam, wplątani są także artyści i masturbacja przymiotnikami?)
Pisałam kiedyś, że najważniejszy jest krajobraz, że odkryłam go po drugiej stronie ogrodu.
I wciąż jest niezwykle ważny, co dostrzegam szczególnie po kilku godzinach podróży, kiedy z rozedrganej Małopolski, w której wciąż trzeba czegoś "nie widzieć", z ulgą oddycham łagodnością i nudną przestrzenią mojego dolnośląskiego hajmatu.
(a w Szwecji to już w ogóle. W Szwecji mogę patrzeć na wszystko i kadrować swobodnie, dlatego tak lubię tam być. Dlatego też.)
Dzisiejszy wpis ilustrują krajobrazy i roślinność Ziemi Kłodzkiej. W kwestii Maurycych nic się nie zmieniło, powracają od lat.
Okolice Gniewoszowa. |
Dzika Orlica, graniczna rzeka. |
Duszniki Zdrój. |
Okolice Szalejowa. Właśnie TO mam na myśli, pisząc o zwykłej łagodności mojej krainy. |
Teraz będzie etiuda, kolejna pochwała bioróżnorodności. Mógłby to być osobny post w stylu "pokażę, co widziałam", ale nie ma tak szybko do brzegu.
Małe Królestwo
leży na skraju Państwa Zrębu Zupełnego
i jest w nim prawie jak w Królestwie Szwecji.
Okolice Uniemyśla. |
Znaleźliśmy się tam w odpowiedniej chwili. Bycie w takim miejscu to dość intymne zajęcie i wyuzdana zabawa dla znudzonych turystów z pierwszego świata. Wciąż jednak stać nas na entuzjazm i czułość.
Magia jest w oku patrzącego, w tym przypadku w oczach, bo zdjęcia TP i moje.
I tylko dlatego są tu te wszystkie zdjęcia (piszę to, bo miewam takich "czytelników", jak TP, którzy mają na wszystko jeden komentarz- "za dużo zdjęć" ;-)), bo są one ilustracją zachwytu.
Natomiast Królestwo to wg VegAnki marny film.
Z tą samą czułością, co krajobraz i przejawy bioróżnorodności, traktuję rośliny. Ktoś napisał, że moje zdjęcia roślin to portrety istot. I tym są dla mnie. Traktuje się ja jako tło, tworzywo (cytowane nasadzenia z cisa, fraza kompletnie bez refleksji), surowiec, ale to stworzenia.
Poszukiwacze Roślin nawrócili mnie na "zwykłe rośliny", o których mowa w przywołanej na początku rozmowie. Wiele z nich było dla mnie tak zwykłych, że nie miałam potrzeby znać ich nazw, te rzadkie to co innego!
Szukałam i spotkałam ludzi, którzy nie czynią różnicy, dla których każda roślina warta jest uwagi i nazwania. Bardzo odświeżające doświadczenie, kalibrujące osobistą głębię ostrości.
Emilia zbiera zwykły przywrotnik pasterski. |
Zwykła roślina- ostrożeń lancetowaty. |
Ten oset jest tak zwykły, że nie sprawdziłam jego nazwy gatunkowej :-( |
Świetlik, chyba łąkowy. |
Dzwonek okrągłolistny (chyba). |
No i co? Świerzbnica polna, prawda? tylko trochę zaburzona :-) |
Podbiałek alpejski. Rzadszy, górski, to nie mam wątpliwości ;-) |
Rezerwat goryczuszki czeskiej, podobno endemitu Masywu Czeskiego (ale przy dzisiejszej systematyce nic nie wiadomo). |
Ładne, nie? Okazuje się, że nie tylko wykaszanie łąk jest ważne, także wzruszanie gleby kopytkami ma znaczenie :-D |
Goryczuszki poznaczone, powiązane niteczkami. A po drugiej, polskiej stronie drogi (gdzie też mogłyby rosnąć)- niewykoszone ziołorośla. |
Wzruszająco orzęsione przykoronki :-) |
Jest też biała :-) |
Oprócz goryczuszki w rezerwacie rośnie rzadki chaber perukowy. |
Kiedyś rosły licznie na łące pół kilometra od mojego domu (tej łące, której już nie ma), wydawało mi się więc, że to pospolite rośliny.
Tymczasem wcale nie- występują głównie na południu Polski, na niezbyt kwaśnych glebach, a liczba stanowisk i liczebność roślin maleją. Pewnie przez wykaszanie w złych terminach :-( albo zarastanie łąk, albo ich zaorywanie... w każdym razie spotkaliśmy go na poboczu i w rowie, tylko tyle miał miejsca między drogą a polem.
Tak to jest z tymi roślinami. Lubię je i uwielbiam w naturze, są ważne same w sobie i ważne dla mnie osobiście. Są według mnie głównym tworzywem ogrodów- słabo poddającym się kontroli, zmiennym w czasie, często nieprzewidywalnym, kruchym i nietrwałym. Także za to je lubię.
Nie znaczy to, że są w ogrodach najważniejsze. Najważniejszy jest krajobraz, a ludzie często traktują ogród jako zbiór rabat, jak napisała jankosia.
Kolejną istotną rzeczą tworzącą ogród jest nastrój. Taki jak ten, który kawałek świerczyny zmienia w Małe Królestwo. Projektant ogrodu jest reżyserem tego nastroju, a nie prostym ogarniaczem przestrzeni, wstawiającym w nią klocki, jak w jakiejś kuchni.
Kreowanie nastroju jest dużo łatwiejsze w krajobrazie, który się zgadza. Nie jest regułą, że zgadza się w ogrodach i ich okolicach, stąd chyba bierze się dominujące wrażenie porażki w licznych ogrodowych założeniach.
O roślinach, które są ważne w ogrodach, będzie następny post :-) bo jakoś za dużo tu się narobiło i nie wiem, czy Anonimowa Ania pozwoli mi zacytować kawałek swojego felietonu. Ten, który nadaje się do cytowania :-D
Bo wiecie, problem jest głębszy ;-) z tymi roślinami i ogrodami. I, żeby było jasne- to nie jest polemika. Nie ma sensu czytać, komentować, zastanawiać się nad słabymi tekstami. Tzw. blogosfera ogrodnicza, od której się jednak dystansuję, żyje w swoim świecie i każdy jej uczestnik uważa, że nadaje z centrum wszechrzeczy (mam na myśli tę część blogosfery, która aspiruje do poprawy planów sprzedażowych za pomocą bloga). Monty by się uśmiał. Tylko że pytania o ogród naszych czasów i trendy wiszą w powietrzu. Nie mówię, że potrafię na nie odpowiedzieć, ale szukam odpowiedzi. Wrzucam w morze listy w butelkach, jeden kopnie, inny przeczyta, złoży i schowa do kieszeni koszuli na piersi.
To nie jest misja, to jest droga.
To co, do zobaczenia we wrześniu?
Pozdrówka, Megi.