Opowiadałam wam kiedyś, jak poznałam TP?
Nie? To opowiem. Bo to taka blogowa i nośna historia.
I jeszcze dlatego, że... nie mam wspomnień. Tak naprawdę ja niewiele pamiętam z przeszłości, ciągle pędząc gdzieś do przodu. Moje wspomnienia są błyskami światła pod powiekami, skojarzeniami zapachów, pamięcią koloru.
Ostatnio są też zdjęciami. Może warto je zapisywać. Może nie.
TP był na studiach rok wyżej ode mnie, a jednak go nie znałam, mimo że ciągle przewijał się w rozmowach znajomych.
Zbiegiem, naprawdę zderzeniem okoliczności znaleźliśmy się razem na ćwiczeniach terenowych, które ja kontestowałam, a on olewał.
Było to w takim mniej więcej krajobrazie
w czerwcu, w uczelnianej bazie, która była zmurszałą sudecką chałupą.
Koleżanki zaczęły jej nędzę ogarniać, zamiatając podłogi, szorując łazienkę (tzn. umywalkę i kibelek;-), wieszając w oknach zasłony z prześcieradeł, ścieląc na stołach ceraty, ubierając stół do wspólnej kolacji w bukiet łąkowych kwiatów.
Przy której to (kolacji) prowadząca zapytała, jak się nazywają rośliny w bukiecie.
Cisza. Cisza.
I TP: nooo... ZERWA KŁOSOWA... CIECIORKA PSTRA... RDEST WĘŻOWNIK... MARCHEWNIK ANYŻOWY... BNIEC CZERWONY... ŚWIERZĄBEK ORZĘSIONY...
AAAAAAAAAAAAAA!
Staliśmy się nierozłączni, w "pracy" terenowej, "opracowywaniu" wyników (te "" oznaczają, że przede wszystkim chcieliśmy mieć dużo czasu dla siebie), kąpielach w strumyku (łazienka była, no cóż), popołudniowym drinkowaniu i- tak- dalej.
Jednym słowem, był to płomienny dwutygodniowy romans.
W łąkowej scenerii.
Nie miał szans na trwanie, więc TP wymyślił piosenkę:
Ty zapomnisz o letniej przygodzie,
o tej naszej zabawie w przyrodzie,
i o łące z bistortem na górze,
o marzeniu, by zostać na dłużej...
Ale mimo, że nie miał szans, że byłam mężatką z dzieckiem, że czekało nas wiele trudnych chwil, romans przetrwał. I trwa do dzisiaj, jakkolwiek bym lokalnie TP nie nienawidziła i nie wkurwiała się na niego.
Zdarzyło się to 25 lat temu, w czerwcu.
Dwa lata później, w czerwcu, urodziła się Anula zwana obecnie Weganką.
A nam ciągle najlepiej wychodzi pętanie się po łąkach i kolekcjonowanie wzruszeń związanych z odkrywaniem roślin. Najlepiej tych dawno lub nigdy niewidzianych. Ostatnio:
(liczydło górskie, Streptopus amplexifolius)
(ciemiężyk białokwiatowy, Vincetoxicum hirundinaria)
(buławnik mieczolistny, Cephalantera longifolia- storczykowate)
(gnieźnik leśny, Neottia nidus- avis, bezzieleniowy pasożytniczy storczyk)
(jakiś storczykowaty, ale noszszsz... stoplamek jaki?)
(łąka pełna pełników europejskich, Trollius europaeus. Dacie wiarę, że ja taką łąkę widziałam w niedzielę pierwszy raz w życiu?)
A w związku z czym to?
Bo łąki w kwiatach... bo czerwiec u bram... bo tak.
I ciągle łatwo mnie uwieść na chwasty. Sorry, rośliny spontaniczne.
(żywokost lekarski, Symphytum officinale)
(przetacznik ożankowy, Veronica chamaedrys)
(kuklik zwisły, Geum rivale)
(bniec czerwony, Melandrium rubrum)
I rdest wężownik, Polygonum bistorta, roślina symboliczna;-), bohater ballady:-)
Pozdrówka, Megi.
Zapomniałam! PS. link do babeczek czekoladowo- pomarańczowych. Były jednakowoż pieczone w mniejszych foremkach, zatem dużo ich wyszło.
Ojj.. teraz zaczęłam jeszcze bardziej tęsknić za Polską:-(( Żadne angielskie ogrody nie dorównają dzikiej polskiej przyrodzie.
OdpowiedzUsuńA historia niezwykle romantyczna :-)
to prawda, żadne ogrody nie dorównają ogrodom natury...
UsuńNie no, Matka! Teraz to pojechałaś o_O Słynna bukietowa historia na blogu! Rośliny z bukietu pamiętasz, czy zmyśliłaś?;) I czemuż dopiero teraz się dowiaduję o piosence?! A co do spontanicznych chwastów to żywokost wymiata:) i bniec czerwony też spoko:) a te pełniki to przereklamowane...
OdpowiedzUsuń~weganka
oczywiście, że zmyśliłam...;-p jak całą historię... żaaart. Pełniki rulez.
UsuńNo to mnie uwiodłaś. Kocham łąki jak nie wiem co . Wymysłiłam kiedyś ,że jak bedę miała nowe miejsce do życia , to posadzę tylko jedno drzewo koło domu i bedzie to albo jabłoń albo lipa a reszta to będzie kwietna łąka i bedę siedzieć pod drzewem i podziwiać . Nie potrzebuję wcale grzebania w ziemi do szczęścia. Oj Meg. Narobiłaś
OdpowiedzUsuńmój ogród marzeń to sad otoczony murem, z łąką pod drzewami, dużą polaną i lipą sięgającą gałązkami do samej trawy. Też będę siedzieć i podziwiać. A najlepsze w tym, Maszo Pe, jest to, że spotkałam kolejną bliską duszę w twojej postaci:-)
Usuńprawdziwa romantyczna historia z happy endem:) Ja również poznałam małżonka w "terenie"(wykopaliska na Oporowie), chociaż gdzieś mi mignął wcześniej na uczelni. Ale dopiero ileś tam miesięcy po poznaniu coś się zaczęło kluć ;)(i porzuciłam prawdziwego narzeczonego,a pierścień już miałam, o.). I tym sposobem pozostałam we Wrocławiu:)
OdpowiedzUsuńps. dzięki za smakowitego linka ;)
czyli kolejna historia, na którą czekam, jak ta o nagrobku na Grabiszynku:-) A pierścień powinien zostać porzucony w wykopaliskach, do odnalezienia za tysiące lat!
Usuńpierścień oddałam ex-narzeczonemu :)
Usuńa na grobowiec Belfegora natknęłam się kiedyś na Kamiennej Górze w Lubaniu. Muszę tam wrócić i go odnaleźć...:)
Urzekająca historia z " roślinami spontanicznymi" w tle:-)))
OdpowiedzUsuń:-)))
UsuńDobra, dzika, niezepsuta łąka ... Ale narozrabiała! Kwietne narodziny miłości, gorzki sok rozstania i przerażenie przed rozwałką dotychczasowego życia. Wszystko przyjęła, przetrawiła i rozkwitła na nowo.
OdpowiedzUsuńPiękne musicie mieć własne, wewnętrzne łąki ... Gdzieniegdzie wydeptane ścieżki, TP.troszkę równiejsze?, Twoje meandrujące wariacko? i te wspólne, z podwójnym śladem. I mnogość spontanicznych roślin:)
Fajnie, że się Wasza córka odezwała!
Nieustającego romansu!
A u mnie pod gruszą rośnie nieświadome niczego liczydło GÓRSKIE :)
narozrabiała, fakt, i ja i łąka... taka jest moc spontanicznych roślin, czary zawarte w chwastach. Dobrze odczytujesz te ścieżki, osobne i wspólne:-)
UsuńNo to pojechałaś po bandzie.
OdpowiedzUsuńWszystko cudne, i historia, i łąka ukwiecona, i zdjęcia ...
Pozdrawiam
mam świadomość, że pojechałam... aż się prawie- powstrzymałam przed tą niewiarygodnością:-)
UsuńPiękne te nasze krajobrazy i te zwykłe roślinki, a takiej łąki to teraz "ze świecą szukać", tylko wspomnienie z dzieciństwa:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
tak, to taki archetyp łąki, raju i dzieciństwa:-)
Usuńa lipy gdzieś tam nie kwitły ... ? Świetny post, wzruszający, a zdjęcia rewelacyjne !!! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńo, widzę, że kolejna historia chciałaby się opowiedzieć! na lipy było za wcześnie, ale kwitły w innym poście:-)
Usuń"Niepostrzeżenie mijał czas,
OdpowiedzUsuńAż się zgodziła wdzięcznie,
Gdy poprosiłem tylko raz!
"odprowadź mnie przez jęczmień" ?
Błękitne niebo, ucichł wiatr
A księżyc opromienił,
A jam ją zgodną, chętną kładł
Wśród łanów, wśród jęczmienia,
Wiedziałem: miłość łączy nas
Z pierwszego już wejrzenia,
Więc całowałem raz po raz
Wśród łanów wśród jęczmienia!
Pszeniczny łan i łan jęczmienia
Prześlicznie się zieleni..."
Ktoś na łąkach, ktoś wśród pól... To też były praktyki studenckie i nastrój dokładnie jak w tej piosence.
Wzruszyłaś, przypomniałaś. Ech lata świetlne minęły, a my razem.
o, jak ładnie...
UsuńNo to pięknie ...
OdpowiedzUsuńI teraz wszyscy wyruszą w łąki i pola :)
no tak, a ja już słyszę Puszczyka, który dopowiada, co oni tam będą robić!
UsuńAjm a big fan of dis story!!! :) Ewe
OdpowiedzUsuńMi tu!
Usuńcudna historia, tak jak Ty cala Megi !
OdpowiedzUsuń:-)))
UsuńA ja wyszłam za mąż za faceta z 10 piętra.... który nie zna nawet jednej nazwy rośliny tak by jej nie przekręcić....no może konwalie bo wie że lubię... no i moje łąki są tylko dla mnie ;) eehhhhh.....
OdpowiedzUsuńPasuje do Ciebie ta historia Megi ;)) jak ulał ;))
Ps.Ostatnio wywiało mnie na łąki włoskie pełne szałwii ależ one były piękne!!!i myślałam sobie o tobie, jak ta szałwia swym obłędnym kolorem i zapachem mnie otoczyła, z racji twoich łąkowych pasji.
za to możesz go łąk uczyć, a to takie fajne! Byłam kiedyś we Włoszech w maju, cudowna teleportacja w lato, ale na szałwiowe łąki chyba było za wcześnie... teraz trochę zazdroszczę:-) mimo pełników.
UsuńNo i trafiłam :D Od jakiegoś czasu szukam i nie mogę znaleźć. A tu u ciebie jest !!! Powiedz mi jak się nazywa ten chwościk ;) na 18 zdjęciu od góry bo u mnie na łące rośnie tego bardzo dużo a że ja posiadam kózki zawsze musze wiedzieć czy ma właściwości trujące czy nie :)
OdpowiedzUsuńFirletka poszarpana, Lychnis flos- cuculi, z goździkowatych, rośnie na wilgotnych łąkach, nietrująca!
UsuńNo to bardzo się ciesze :) ufff a powiedz mi bo widzę że wiedzę masz ogromną !! jak to jest z kaczeńcami bo ogólnie wiem że są trujące ale w postaci siana suszu nadal jest trujące ??
Usuńno i tego nie wiem. Na zdrowy rozum- kaczeńce to jaskrowate, jaskry są bardziej trujące, a robi się z nimi siano, więc niewielki dodatek nie powinien szkodzić.
UsuńDziekuję za odp :) na moim blogu dodałam kilka zdjęć roślin z mojego pastwiska których nie znam może cie zainteresuję i może znasz :)
UsuńOj Megi człowiek miasta ma asfalt za paznokciami i tyle.... uczeń musi chcieć chłonąć wiedzę....
OdpowiedzUsuńCo do łąk pełnych granatowej szałwii....cudny widok!!! Ja kocham łąki ale takich jeszcze nie widziałam. Zdjęcia jakieś takie z tymi łąkami w tle znajdziesz tu
http://www.facebook.com/pages/Locura-en-los-Ojos/159144644189361
bo ja na razie na blogu nie będę o tym pisać :))).