od początku

czwartek, 12 października 2017

opowieść ogrodu

Czwarty odcinek cyklu #klucz do ogrodu (tu trzecidrugi, pierwszy) powinien odnosić się do kontekstu historycznego i jest to tyleż nieuchronne, co frustrujące.
Nieuchronne- bo nie ma ogrodu bez kontekstu historycznego. Każdy ogród jest osadzony w krajobrazie, miejscu, przyrodzie i w historii właśnie, w historii świata i miejsca.
Historia ukształtowała krajobraz i miejsce, codzienność (czyli historia) kształtowała twórców i użytkowników ogrodów.
Nie sposób się z tym nie zgodzić i nie da się pominąć.
A jednak pisanie o historycznym kontekście ogrodów jest trudne.
Na studiach z AK przedmiot "Historia ogrodów" trwa dwa semestry (2 godziny w tygodniu) i do niedawna kończył się egzaminem. Obecnie przedmiot zalicza się na podstawie obecności, jak mówi aktualna studentka: student jest tylko dekoracją na takich wykładach 😜Na podyplomówce z AK chłonęłam wiedzę i erudycję dr inż. arch. Kwaśniewskiego przez kilkadziesiąt godzin. Na "moich" kursach z projektowania i realizacji ogrodów przelatuję przez Egipt, Mezopotamię, italiański renesans, Wersal, krajobrazowe parki i niemiecki modernizm w trzy świetlne godziny.
I co? i nic. Nie ma różnicy. Nie znam projektanta (znacie?), który świadomie odnosiłby się do historycznego kontekstu ogrodów. Liczą się trędy, stylizacje, dostatniość i pomodność, a nie tam, panie, jakieś szperanie w archiwach czy czytanie z ostańców starych parków.
Przykłady napraszają się każdego dnia- absolwentka kursów (tak, moich) projektuje koło premodernistycznego domu, którego tkanka ma być pieczołowicie zachowana i odtworzona, nawierzchnię z kostki w kółka i paski rodem z lat 90tych XX wieku, "bo musi się coś dziać". Telewizyjny "projektant" wywala z metamorfozowanego ogrodu wszystko, co stare i jedyne, co w tym ogrodzie miało jakąś wartość- jabłoń, metalowe ogrodzenie, ścieżkę z cegły. Le client omc nie uważa za wartość godną zapłaty analizę historyczną i dobór detali "z epoki" do swojego niewątpliwie historycznego miejsca. Polski styl ogrodowy to amebowate rabaty wijące się bez sensu wokół trawnika- pewnie projektantom wydaje się, że nawiązują do stylu krajobrazowego. Być może, ale tamte ścieżki wiły się po warstwicach, a dynamiczne linie COŚ oznaczały.
Tak jest, takie są fakty, z którymi nie da się dyskutować. I nie ma, że kiedyś to było lepiej. Nie było, każdemu pokoleniu się tak wydaje. Nie ma też sensu kurczowe trzymanie się przeszłości, jestem jak najdalsza od robienia z przestrzeni skansenu (przypomina mi się dyskusja o zabetonowanych Izerach), ale pewne standardy, no, trzeba trzymać.

"Kiedyś to było lepiej", motto babek pod kościołem i wujów tworzących mity przy wódce (bez urazy i z nostalgiczną życzliwością) jest także tytułem cyklu felietonów Anonimowej Ani, które zamieszcza ona (nieanonimowo) w WOE. Bardzo mnie uspokaja lektura tego cyklu, od niego Obcasy zaczynam, bo okazuje się... że kiedyś wcale nie było lepiej.
Natomiast zdecydowanie nie uspokaja mnie to, że ten post przeczytają, a może i skomentują, takie historyczki prawdziwe i sztuczne, muzealniczki czy inne profeski, jak Ania właśnie, Tabasia, Ewa, Tamaryszek, Rabarbara, leloop. Ale mi się trafiło, nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie monitora, i dlatego pisanie o historii ogrodów jest takie frustrujące, bo ja się przecież nie znam, też jestem po kursach, a w szkole, jak kiedyś wspominałam, faktografii zabrakło.

Napiszę więc, co wiem, opierając to na dwóch tezach.
Po pierwsze- lubimy to, co znamy
i po drugie- nie sięgamy daleko.
Najdalej tam, gdzie ogrodowali nasi hipotetyczni, wspólnoeuropejscy pradziadkowie- do początku XX wieku. Nie mówię o ogrodach użytkowych, wiejskich, ale o tych zakładanych dla ozdoby i fejmu, z potrzeby serca i wyrażenia siebie jako osoby znającej się na rzeczy. Takie ogrody istnieją na pierwszych fotografiach, w zbiorowej pamięci, w pamięci krajobrazu, w starych drzewach.
O czym opowiadają ogrody?

Początek XX wieku to secesja (na Śląsku do 1907 roku). Okres ten trwał na tyle krótko, że nie zapisał się jakimś szczególnym stylem w projektowaniu ogrodów- powstawały zarówno założenia regularne, jak i o "organicznych" liniach. W ogrodowej dekoracji autentyki możemy spotkać do dziś w postaci kutych ogrodzeń i mebli, często korzystamy również z secesyjnej stylistyki. Naprawdę istotne i rzutujące na przyszłość okazały się dwie rzeczy:
- powstanie ogrodu przydomowego- nie parku, ale niewielkiej przestrzeni, takiej do ogarnięcia, w której "z przyjemnością pracuje właściciel" (jasne, że było to wymuszone przemianami społecznymi i ekonomią, po prostu zabrakło darmowej siły roboczej i trzeba było sobie to jakoś wytłumaczyć. Narracja ta powraca zresztą wyraźnie we współczesnych "trendach".),
- powstanie koncepcji miasta- ogrodu, w moim mieście częściowo zrealizowanej w postaci osiedli Karłowice i Biskupin.

Początek XX wieku to też ogrody japońskie, będące odmianą ogrodu krajobrazowego, często urządzane jako fragment parków (np. w Parku Szczytnickim we Wrocławiu), powstające na fali zainteresowania sztuką Dalekiego Wschodu. Opowieść tych ogrodów brzmi tak egzotycznie, że do ich budowy (a później, wiele lat później, odbudowy i kolejnej odbudowy...) Europejczycy zaprosili Japończyków, i z tej opowieści we współczesnych "japońskich" ogrodach potrafią tylko cytować detale i odtwarzać urokliwą powierzchowność. Sama mam kłopot patrząc na nie, potrafię rozłożyć je na warstwę estetyczną i materiałową, a nie o to przecież chodzi. Nie rozumiem, nie znam kontekstu miejsca, z którego są wyjęte.
Poniżej wiosenne zdjęcia z naszego Japończyka- jedynie dla atencji, jak to mówio dziś w internetach.
leloop ma piękne fotki z podobnego ogrodu pod Paryżem, zgubiłam link... oto jest.
Kwiecień 2017.
Pigwowiec niewątpliwie japoński😏
O materiale mogę coś powiedzieć: jałowiec, liliowiec. Azalia, kalina. 

Kaskada tzw. męska.
To mi bardzo japońsko wygląda, jak szkic do rysunku piórkiem. W wodzie odbijają się magnolie i Amanogawy.
Iglak wg mnie zbędny.
W poprzednim Ogrodzie (przed rewitalizacją w 1997) była taka śliczna, piętrowa pagoda jak z papieru-podobno nieprawilna, więc rozebrali.
 
Judaszowiec kwiatkowiec.
Rodżersja piękna wersja. 

 
Pień cypryśnika błotnego.

Długosz królewski.
Różanecznik gęsty.
Kalina Burkwooda.
Platan klonolistny.
Wiodącym nurtem XX wieku był modernizm. W Niemczech, a więc w Breslau, obejmował lata 1900- 1918. W tym czasie dominowały ogrody geometryczne i architektoniczne (o charakterze określonym przez elementy architektoniczne i rzeźbiarskie) o następujących  wyróżnikach:
- postrzegane jako przedłużenie przestrzeni mieszkalnej, powiązane z domem,
- trójwymiarowe,
- osiowe,
- o geometrycznym układzie,
- czytelnie i arbitralnie podzielone za pomocą tarasów, murów, rabat kwiatowych na strefy: frontową, ozdobną, użytkową,
- czasem będące ogrodami tematycznymi, np. różanymi, bylinowymi, użytkowymi (taki jest ogród Karla Foerstera w Poczdamie),
- o prostej, funkcjonalnej, bezpretensjonalnej w formie i neutralnej w barwie architekturze ogrodowej,
- uwzględniające w doborze gatunków rodzimość i walory kolorystyczne roślin.
Prawda, że ta opowieść brzmi znajomo? Szkoda, że współczesne "ogrody żwirowe" są tak marną jej parafrazą, wręcz karykaturą.

W latach 20tych XX wieku modernizm płynnie przeszedł w funkcjonalizm, w którym:
- potrzeby człowieka znalazły się w centrum uwagi,
- w domu i ogrodzie wydzielono cztery obszary: strefę publiczna (przedogródek), pracy (ogród kuchenny, podwórko), życiową (duży trawnik i taras przy domu na poziomie ogrodu, miejsce zabaw dla dzieci), prywatną (związana np. z opalaniem, kąpielą),
- forma ogrodu jest jasna i wyrazista,
- celowość i umiar postrzega się jako zaletę kompozycji,
- narys planu bywa abstrakcyjny lub geometryczny,
- kompozycja opiera się na proporcjach i wewnętrznych podziałach (raster, siatka),
- dom jest funkcjonalnie powiązany z ogrodem (ogród jest kontynuacją mieszkania, zielonym salonem), a kompozycja ogrodu podporządkowana architekturze domu,
- elementy ogrodu mają zadanie podkreślenia jego przestrzenności,
- dom powinien być posadowiony możliwie blisko ulicy, aby nie rozbijać przestrzeni ogrodu,
- ogród nie może być przeładowany elementami i obsadzony dużymi roślinami wzdłuż granic,
- ścieżki mają prowadzić do celu w najprostszy sposób, istnieć tylko tam, gdzie są funkcjonalnie potrzebne,
- w stosunku do wczesnego modernizmu dobór roślin jest bogatszy pod względem gatunków i odmian,
- rośliny są głównym tworzywem ogrodu, dobiera się je pod względem wyglądu i wymagań siedliskowych. Często sadzi się byliny, zwłaszcza skalne; róże, rodzime drzewa i krzewy, drzewa i krzewy owocowe; nie tworzy się kolekcji.
O, i tu naprawdę jesteśmy w domu, witajcie w naszych czasach. Czym innym jest dziś ogród, jak nie funkcjonalną przestrzenią do zaspokajania potrzeb? Gdybyśmy jeszcze pamiętali o umiarze i celowości, te dwie rzeczy by wystarczyły.

Akcji zawsze towarzyszy reakcja- reakcją na ograniczenia ogrodów geometrycznych, architektonicznych, modernistycznych i funkcjonalistycznych była koncepcja ogrodu naturalistycznego Williama Robinsona, opisana w "The Wild Garden" (1870) i rozwinięta w praktyce ogrodniczej na początku XX wieku. Ogród naturalistyczny:
- jest założony i oparty na wiedzy przyrodniczej,
- odtwarza związki charakterystyczne dla siedlisk naturalnych (np. sadzenie różnowiekowego kilkugatunkowego zagajnika, tworzenie lasu mieszanego),
- eksponuje piękno roślin,
- ogranicza sztukę ogrodniczą do stosowania wiedzy ekologicznej,
- stosuje siedliskowy i fitosocjologiczny dobór roślin,
- nawiązuje do otaczającego krajobrazu,
- zachowuje rodzimą glebę i istniejące drzewa jako swoją osnowę,
- tworzy strefy przejściowe na granicy siedlisk,
- zawiera optymalną, funkcjonalną siatkę ścieżek,
- podporządkowuje formę i materiał elementów architektury ogrodowej stylowi budynku i charakterowi ogrodu, maskując sztuczność.
W opozycji do funkcjonalizmu trend ten rozwijał się i radykalizował (jako ogród naturalny, szczególnie w Holandii i USA), dodając kolejne postulaty:
- regionalizm,
- zastosowanie zasad permakultury,
- bioróżnorodność, dopuszczenie obecności roślin spontanicznych i zwierząt w ogrodzie,
- gospodarowanie wodą, materią i energią w zrównoważony sposób,
- traktowanie ogrodu i człowieka jako części biosfery.
Wbrew temu, co sądzą niektórzy odkrywcy trendów, wszystko to miało miejsce między I a II WŚ, a nie obecnie. Aż dziwne, że wciąż o tym zapominamy i wciąż wyważamy otwarte drzwi.
Równolegle surowość mainstreamu i "nieogrodowość" nurtów naturalnych łagodził trend rustykalny, próbujący połączyć użyteczność sadu, ogródka warzywnego i ziołowego z pięknem bezpretensjonalnego ogrodu. Zakładał on:
- funkcjonalne i symetryczne rozplanowanie ogrodu,
- prostoliniowy lub łagodnie łukowy narys rabat i ścieżek,
- wernakularyzm w stosowaniu roślin i innych materiałów,
- stosowanie nieobrobionego drewna, drewnianych obrzeży rabat, piaszczystych, żużlowych, brukowanych cegłą lub otoczakami ścieżek, kamiennych lub drewnianych ogrodzeń, altan, żywopłotów, niekiedy bindaży nad ścieżką główną.

Prawdopodobnie te przedwojenne trendy kojarzą nam się z czymś bardzo znajomym, z ogrodem babci, ze starym parkiem, w którym skala, plan, materiał są rozpoznawalne, oswojone, bliskie.
W takich ogrodach czujemy się dobrze, takie chcemy odtwarzać- lub nie. Równie często idziemy w kierunku dalekich uproszczeń, zmyleni ich bezobsługowością, lub gubimy się w gąszczu nowoczesnych materiałów, modnych roślin i pinterestowych inspiracji. Tylko że z inspiracji nikt jeszcze nie złożył dobrego ogrodu.
Dobrym przykładem ogrodu pierwszej połowy XX wieku jest poczdamski Cecilienhof. To pewien trendometr- ogród, który podoba się każdemu. Kiedy odwiedziliśmy go trzy lata temu, okazał się dla naszego niebędącego koneserami ogrodów towarzystwa relaksem po trudnym doświadczeniu Sanssouci😉

Pałac Cecilienhof, ostatni zamek Hohenzollernów, zbudowano w latach 1913- 1917 w angielskim stylu rustykalnym. Podzielony na kilka budynków posadowionych wokół dziedzińców, otoczony jest geometrycznym ogrodem.
Całość wpisuje się w starsze o sto lat założenie parkowe- Neuer Garten, zaprojektowany jako park krajobrazowy m. in. przez Petera Lenné. Osie widokowe łączą go przez wody Havel z ogrodami Sacrow, Pfaueninsel, Glienicke i Babelsberg.
(więcej tu)
Uroda ogroda. Wrzesień 2014.
Na wewnętrznym dziedzińcu.
Geometryczne ramy i bujność roślin.
W tle strefa zewnętrzna- Nowy Ogród.

 Jeszcze kilka smacznych detali:
 i można zacząć eksplorować park krajobrazowy, ten dalszy, swobodny ogród.
W Piramidzie mieściła się chłodnia, Pałac Marmurowy to neoklasycystyczna letnia siedziba królewska.
Zamiast trawników- zimowitowe łąki.
Koszone i niekoszone.
Malownicze drzewa
i malownicze wody, osie widokowe biegną także przez nie.
Metasekwoja chińska.
Pałac Marmurowy.
Formalny gazon na tle krajobrazowego parku.
To smukłe to świerk serbski.
To smutne to cyprysik nutkajski 'Pendula'.
To jadalne to kasztan.
To był naprawdę niefotogeniczny, jesienny wieczór😐

Skoro jesteśmy w Poczdamie, namawiam jeszcze na mały spacer. Warto się wybrać choćby po to, żeby pozaglądać w podwórka, przysiąść w niektórych.
100% vegan😍
No i ech, mieszkałoby się... w takim kraju, gdzie pnącza mogą wspinać się pod domach, podwórka są wdzięcznie zadżunglone, a podejście do zieleni przyulicznej też jakieś takie inne.
Cusz.
Wracając do przeszłości-

czy coś w ogóle wydarzyło się w kierunkach rozwoju ogrodów po II WŚ? Podobno tak, choć nie wiem, czy to nie jedynie życzenia:
- ewolucja ogrodu modernistycznego ku większej ekspresji, różnorodności i zacieśnianiu związków z krajobrazem,
- pojawienie się nieregularnych, abstrakcyjnych i ukośnych linii i kształtów, dynamicznych i organicznych form w kompozycji ogrodu,
- wykorzystanie bogactwa i dekoracyjności rodzimej roślinności,
- wzbogacenie ogrodu modernistycznego malowniczością (gęstwina zadrzewień, rzeźby współczesne), spontanicznością, różnorodnością (rośliny o charakterystycznych barwach i formach), historyzmem (rzeźby, detale),
- postmodernistyczny aluzjonizm (odniesienie do skojarzeń historycznych i literackich), symbolizm, konceptualizm,
- partycypacja- akceptacja nieprofesjonalnej kreatywności, kiczu, popartu.
(Powinnam teraz podać źródła, z których to wszystko wiem.
Nie wiem, skąd. W dużej mierze korzystałam z notatek ze studiów, ale tyle razy je już przemieliłam przez siebie, że stały się jakąś własną wersją. Wypada mi tylko podziękować za wiedzę i inspirację panu Arturowi Kwaśniewskiemu. Dziękuję. Może wysłać link?)

I wygląda na to, że wszystko już było.
I że wciąż korzystamy z historii, może warto robić to świadomie? Usłyszeć opowieść swojego ogrodu? Posłuchać nie tylko miejsca, krajobrazu, siedliska, ale i przeszłości?
Pozdrówka, Megi.
(następne wpisy z cyklu #klucz do ogrodu nieuchronnie będą o trendach i duchu czasu. Szkoda, że nie wszyscy mogą przeczytać😁)