od początku

środa, 19 października 2016

nieadekwatność

Potrzebuję odczarować niepisanie, porę roku (bardzo wczesna wiosna) i inne słabości. Później jakoś pójdzie, pokażę piękną jesień, cudne miejsca i tak dalej. Odczaruję wpisem bardzo zaległym i może nieadekwatnym.

Jest taka akcja- Wrocławski Budżet Obywatelski, zabawa w głosowanie na projekty, za pomocą których miasto często próbuje finansować własne zadania (oświetlenie tu, chodniczek tam). Ale spoko, zawsze głosuję, niektóre projekty są rozsądne i można zrobić coś dobrego.
Jest takie miejsce- zaraz za płotem Moherii, tym betonowym w tle, z którym coś bym zrobiła, jakby. Za tym płotem mieszka Schron- część fortyfikacji Breslau (1883), wysadzony i częściowo zawalony w latach 60tych XX wieku (stąd). Tu jest dokumentacja fotograficzna (i mapka z Moheriom :-)) W latach Schron 1962- 2011 znajdował się na terenie przeniesionego obecnie Schroniska (nomęomę) dla Bezdomnych Zwierząt (zdjęcia tu), od 2011 jest pod zarządem ZGK, co oznacza imprezy gimbazy, ostoję bezdomnych, kiłę i mogiłę. I już, bez negatywnych konotacji, wiadomo, jak jest w takich miejscach. Mogliby (ZGK) tylko sprzątać te kanapy wywalone przez kulturalnych mieszkańców, którzy nie trafiają do kontenera.
Schron porósł kiedyś światłożądną robinią, która obecnie jest w odwrocie, zastępują ją lipy drobnolistne i klony zwyczajne.
Istnieje w tle.
Robi klimat.
Kępa drzew, enklawa bioróżnorodności w miejskim środowisku.
Decyduje o grądowym charakterze mojego ogrodu.
Daje zielony cień, latem obniża temperaturę.
Pięknie wygląda za oknem łazienki.
I dziennego.
I kuchni.
I w ogóle.
Od zawsze to miejsce było wrzodem na tyłku szeroko pojętego sąsiedztwa, a teraz  zapewne także ZGK, który co chwila, dosłownie co pół roku ktoś nęka z powodu spadających konarów robinii. Psy szczekały, żarcie śmierdziało, żule przeszkadzają. Nic dziwnego zatem, że co rusz powstaje na ten temat projekt do WBO. Poprzedni, zwany Wyspą Skarbów (omg) zakładał utworzenie tam PARKU LINOWEGO (omgomg) i byłam spokojna, że nie dojdzie do jego realizacji.

Natomiast obecnie mamy projekt Pogodny Pasaż.
Nie głosowałam na niego, ponieważ...

... projekt jest merytorycznie zły, nieadekwatny do wymogów terenu, a założony efekt (uporządkowana, przyjazna przestrzeń) można osiągnąć tańszymi środkami,
... projekt jest potencjalnie zły dla przyrody, nieadekwatny do jej potrzeb,
... projekt jest ideologicznie zły, nieadekwatny do współczesności.

To, że merytorycznie zły, nie dziwi mnie za bardzo. Projekt do WBO może zgłosić każdy, taki lokalny lider zasługuje na podziw, że mu się chciało (i tak, ja też mogłam się włączyć). Najczęściej jednak robi to najmniejszym kosztem własnym, bez rozpoznania problemu, za pomocą kogoś, kto "wpisze sobie do portfolio".
Wygląda to tak, jak w podsłuchanej (gdzie indziej, ale na temat WBO) rozmowie:
- słuchaj, mamy taki projekt. Będziemy sadzić drzewa w mieście.
- ile? chyba dużo. Ile takie drzewo kosztuje? no pięć złotych. może dziesięć.
- kto posadzi? no my, my będziemy sadzić. Wszędzie.
A ja z niedowierzaniem patrzę na lalę, z tych, co się oburzają, że zlecenie, czyli śmieciówka, i gwarantowane kilkanaście za godzinę to nie dla niej (wiem, jestem na grupach typu "praca" na fb).
Poznęcam się nieco, bo skoro publiczne, to publiczne. Wiem, że może to wyglądać na branżową rozgrywkę, ale nią nie jest. Jest polemiką, która może stać się początkiem dialogu. Tym bardziej, że zawsze można coś poprawić.

"Koncepcja Pogodnego Pasażu została stworzona z myślą i na prośbę mieszkańców tego rejonu. Analiza problemów zgłoszonych na etapie poznawania terenu pozwoliła na stworzenie projektu przestrzeni zaspokajającej potrzeby wspólne. Projekt opiera się na szerszej wizji, ale priorytetem jest zabezpieczenie terenu schronu, żeby nie stwarzał zagrożenia. Do tego celu ma służyć oczyszczenie terenu z odpadów i uporządkowanie zieleni. [uporządkowanie zieleni większość ludzi wyobraża sobie jako wycięcie krzewów i obawiam się, że to jest ten przypadek, więc ekstrapoluję. Tymczasem kilkudziesięcioletnie robinie dożywają już swojego czasu, tym bardziej, że rosną na płytkiej warstwie gleby na ruinach. Są co prawda domem nietoperzy, które chętnie spędzają dni w załomach ich kory, ale ptaki nie gnieżdżą się w koronach drzew. Dla nich i dla odnowienia się drzewostanu ważne są krzewy- tu głównie bez czarny- i podrost drzew.] Mieszkańcy chcieliby czystego, spokojnego i zielonego miejsca z utwardzonym przejściem komunikacyjnym. Projekt nasadzeń opiera się na głównej alei rozgałęzionej w celu swobodnej komunikacji, ze ścieżką z betonowej kostki.[dlaczego??? w większości parków wystarczają nawierzchnie ziemne, ziemne ulepszone lub żwirowe. Po co budować w zabetonowanej okolicy kolejną nieprzepuszczalną dla wody i nieczynną biologicznie powierzchnię?] Stworzona jest koncepcja nowej kubatury fortu z plamami barwnych krzewów i bylin,a także z tablicami edukacyjnymi dotyczącymi historii schronu i schroniska. W przypadku schronu to opis tego typu fortyfikacji we Wrocławiu, a w przypadku schroniska to informacje o prawach zwierząt, możliwości ich adopcji, rasach psów i kotów. Obok także proponujemy tablicę ozdobną z pamiątkowymi wpisami mieszkańców, można by umieścić na niej np.imię, rasę, datę adopcji. Dzięki temu pasaż spełniałby także funkcję społeczną, łączącą ludzi, dodatkowo niósł pomoc zwierzakom.[ja tego zupełnie nie kupuję- w jaki sposób tablice z informacją o rasach miałyby pomagać zwierzętom- ale to ja, trudno.] Jedną z ważniejszych ról spełniają także rośliny, które oprócz funkcji ozdobnej mają osuszyć teren, ponieważ poziom wód gruntowych, z relacji mieszkańców jest bardzo wysoki. [mieszkamy w najwyżej położonym miejscu Wrocławia, co można sprawdzić na dowolnej mapie. Jakieś czterdzieści lat temu w pobliżu schronu wybudowano węzeł ciepłowniczy, który obniżył i tak niski poziom wody gruntowej o ponad metr. Gleba na terenie po schronisku jest ubita po rozbiórce, zagruzowana, więc przesuszona, jest to typowo ruderalne siedlisko.] Zieleń zaprojektowana z myślą, żeby odseparować pasaż od okolicznej zabudowy jednorodzinnej, stworzyć miejsce zaciszne, spokojne i bezpieczne. Dlatego w koncepcji zieleń zaplanowano piętrowo: znalazły się tutaj zimozielone gatunki, a kolczaste krzewy i drzewa odseparowują miejsca niebezpieczne. Ilość nowej zieleni ma być imponująca i stworzyć na dzielnicy coraz bardziej zabudowanej, bardzo potrzebne „zielone płuco”[zielone płuco to mamy właśnie teraz. Jedyną zieloną enklawę w mocno zabudowanym terenie.]".

Grafiki z publicznego profilu projektu dla łatwości omówienia- właśnie ogarnęłam, że nieładnie je tu wklejać, więc:
klik- tak to wygląda. Enklawa pośród gęstej zabudowy, nie tylko jednorodzinnej.
klik- to prawda- ruiny są niebezpieczne. W stanie, w jakim się znajdują, powinny być ogrodzone i niedostępne, bo cudboski, że do tej pory nikt się tam nie zabił po pijaku. I żadne odgrzybianie nie pomoże na stagnującą w na dnie schronu wodę opadową. Teren jest, owszem, zanieczyszczony- głównie przez ludzi, którzy uważają, że jego "dzikość" zwalnia ich z zabierania ze sobą psich kup. To, że są na nim niedostępne miejsca, nie jest wadą... o czym później. Wydaje się, że autorce opracowania przeszkadza to, że jest "zachwaszczony i zarośnięty dzikimi gatunkami drzew i krzewów", których "korony należy prześwietlić" (w istocie wystarczy dokonać cięć sanitarnych). I nie, na schronie ani w jego pobliżu nie urosną rośliny iglaste ani "niskie krzewy o odmianach z barwnymi liśćmi", i tylko nieliczne byliny, i żaden trawnik. W najlepszych miejscach jest to siedlisko lasu grądowego, ale przesuszone i mocno zacienione. Wiosną rośnie tam ziarnopłon, wiechlina gajowa, glistnik jaskółcze ziele, podagrycznik. W lecie runo zamiera. I na wiele więcej nie można liczyć bez częściowej wymiany gleby, starannej uprawy i zastosowania nawodnienia.
klik- dobór roślin na pastwę ogrodników :-D łatwiej wymienić, co się nada, niż co nie. Będą rosły: choina kanadyjska, ambrowiec (oba gatunki warunkowo, po dobrym przygotowaniu gleby), metasekwoja (w prześwietlonych miejscach), trzmielina (zwyczajna), mahonia pospolita, berberys Julianny, barwinek pospolity, przywrotnik, epimedium, miodunka, przytulia wonna, tojeść rozesłana. Woskownica, turzyca Aurea, turzyca Buchanana, wąkrota, kroplik, zawilec grecki, skalnica, WEŁNIANKA- facepalm prosto z katalogu.
Z drugiej strony- rozumiem, że to wszystko bardzo wstępne i na potrzeby koncepcji, do zmiany. Ale jednak.
klik- wizualnie to też nośne nie jest.
klik- na pastwę grafików.
No więc nie podoba mi się, bo zawiera dużo błędów, w założeniach i rozwiązaniach. Zauważyliście sprzeczność- z jednej strony jest "antropocentryczny", zakłada dostępność i atrakcyjność całości założenia dla człowieka, z drugiej- antyludzki, wykluczający i tak już wykluczonych? Cóż, mieszkańcy też dzielą się na lepszych i gorszych. Tych, którzy w pakiecie do swoich domków dostali oświetloną drogę (i którym miasto sprzedało obiecaną jeszcze kilka lat temu część parku, tę z opisem "planowana zabudowa"), tych, którzy od lat nie mogą się doprosić dojazdu i tych, których chętnie usuniemy sprzed ócz, aby nie "stwarzali zagrożenia".

Poza tym wymaga dużych nakładów, nieadekwatnych do założonych efektów i zakłada dużą ingerencję w środowisko. Tymczasem w mieście potrzebne są enklawy, w których nie robi się NIC,
Zaniechanie jest w tej sytuacji najlepsze dla przyrody.
Tak, przyrody. Dla dzikich drzew, krzewów i bylin. Tych nieozdobnych, niecennych, bo spontanicznych, pospolitych, niezalegalizowanych planem nasadzeń.
Będących tylko domem i bazą pokarmową dla szpaków, kosów, myszy, owadów, dzięciołów (zielony i duży), mazurków, ślimaków, a pośrednio- kun, jeży, sów, lisów, nietoperzy (borowiec wielki), sikorek (modra i bogatka), wilg, rudzików, kapturek, ryjówek, słowików, sójek, sierpówek i grzywaczy. Zimą zatrzymują się tu jemiołuszki, szczygły, dzwońce, grubodzioby, jery, gawrony i kawki.
 Żyją tu również Puszkiny, Mrysławy i Fossy.
Puszkin w swoim królestwie
i Mrysław obejmujący je w posiadanie.
Czy naprawdę to jest takie trudne- w czasach, kiedy wszystko zostało już powiedziane i napisane- zrozumieć, że przyroda w mieście jest ważna? A dla przyrody w mieście ważne są miejsca, gdzie nie robi się nic, zostawia się małe laboratoria sukcesji, enklawy bioróżnorodności, korytarze ekologiczne?
Załóżmy, że o tym nie dyskutujemy, tylko zastanawiamy się, jak to zrobić. Jak pogodzić postulat dostępności (przeglądając wszystkie kilkaset projektów WBO zauważyłam, że hasła "przywrócenia mieszkańcom", "przyjazności" i "dostępności" są bardzo nośne)?
Schron jest idealnym miejscem dla zaniechania. Akuratnie i tak jest niebezpieczny. Zrobiłabym tak (i to nie jest jakaś moja fanaberia- tak się naprawdę ROBI w tych europejskich miastach, które tak podziwiamy i do których aspirujemy):
- zabezpieczyłabym schron jako trwałą ruinę, ogradzając i kratując solidnie niebezpieczne miejsca,
- w niedostępnej dla ludzi części rosłaby spontaniczna roślinność, lekko tylko korygowana (cięcia sanitarne),
- jeden stok przeznaczyłabym na zjeżdżalnię, górkę saneczkową czy coś. Wiem, miasto miało zrobić to na tym kawałku terenu, który właśnie sprzedało. I raczej o takie rzeczy powinno się zapytać, a nie- czy wydać kasę na przystanek, czy progi zwalniające.
- zrobiłabym trasę spacerową o ekstensywnej nawierzchni wokół pagórka, umożliwiającą logiczny spacer z pieskiem lub piwkiem, nie tylko przejście (ławeczki i kubły na propsie, ale ktoś to musi ogarniać),
- uzupełniłabym zieleń o rodzime gatunki drzew i krzewów (lipa drobnolistna, grab zwyczajny, klon polny i jawor, trzmielina zwyczajna, dereń świdwa, głóg, leszczyna, cis) oraz gatunki bardziej ozdobne, ale niewymagające (świdośliwa, nieszpułka, morwa biała, wiśnia wonna, jabłoń purpurowa- przy okazji wzbogacamy bazę pokarmową- klon Ginnala, kalina wonna, hordowina i inne, suchodrzew Maacka, lilaki, zadrzewnia, parczelina, śnieguliczka koralowa i biała, orszelina olcholistna, malina pachnąca, kolkwicja chińska, jaśminowce, żylistki, tawuły, pigwowce),
- założyłabym łąkę koszoną dwa razy w sezonie,
- no dobra- jak musimy, to niech przy głównym pasażu będą jakieś rabatki z hortensji bukietowych, liliowców, tojeści kropkowanej, trzcinnika krótkowłosego, astrów rozkrzewionych i takich tam,
- no dobra- jak potrzebujemy tablic i innej identyfikacji wizualnej, to dajmy sobie spokój. Czytałam gdzieś (nie żebym nie zauważyła), że stawiając te wszystkie opisy robimy z naszych miast i innych miejsc do życia jakieś pieprzone skanseny. I wydajemy na to kasę, którą można by wydać inaczej, może sensowniej.

Kto się zgadza, ten nie skacze ;-)
Bo wiecie.
Mnóstwo widuję takich projektów i, najgorzej, realizacji- nieadekwatnych, przestrzelonych, jak kulą w płot, np. w tym wpisie Magdy. Ani dla ludzi, ani dla przyrody (a przecież i w tym nie musi być sprzeczności). Nie wiadomo, po co i dla kogo, i co autor miał na myśli.
Być może autor nie rozpoznał potrzeb (na marginesie- nie wiem, którzy mieszkańcy okolic Pogodnego Pasażu chcą, wg opisu, tego i tamtego. Zaledwie kilkanaście domów graniczy z tym terenem. Nas jakoś nikt nie zapytał, no ale skoro mapy też nie ogarnął...)
A tak naprawdę- wszystkie, które zakładają wysilone działanie i nieuzasadnione koszty, są nieadekwatne. W sytuacji, kiedy tylko zaniechanie działań, ograniczenie potrzeb i nakładów może odwlec koniec świata, jaki znamy, to właśnie tak jest. Dlatego moim zdaniem ten projekt jest ideologicznie zły. Nieadekwatny do współczesności. Tak.

Ale wiecie co? Skoro już, to ja chętnie się włączę w przyszłym roku. Skoro już, to chyba fajnie, że ktoś zechciał być liderem. Papier wszystko przyjmie, więc i każdy projekt można zmienić ;-P
Pozdrówka, Megi.
PS. Widziałam ostatnio... ogrody bez granic. Nawet mentalnych. Odczarowałam niepisanie, żeby tak jeszcze ta apka do obróbki fotek się odczarowała, bo nauczyć się programu... to kosmos czasu.

35 komentarzy:

  1. Mnie zawsze wpienia to naprawianie. Niby ktoś ma pojęcie, a jednak go nie ma. Chce dobrze. Enklawke chce zrobić, a cos już tam jest. No, ale jak? Bez trylinki? Bez polbrooczku? Mam wrażenie, że w PL nadal panuje kult egzotów. I o ile robinię,daglezję i jeszcze parę wyjątków znieść mogę, to wydumki katalogowe i wsady z obcych siedliskowo gatunków i odmian mnie denerwują. Nikt nie myśli (chyba) o nakładach na późniejsze zabiegi. Nawadnianie na ten przykład. Na swoim podwórku obserwuję co żyje i jaka jest różnorodność, kiedy da się przyrodzie stanowić po swojemu. W jedynie słusznej sprawie. Ale to ja, Megi i trochĘ ludzi. Reszta- ma problem. Z myśleniem, z podstawami wiedzy przyrodniczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kult bruku, egzotów, "nowoczesności" i wydawania kasy tak, żeby ją było widać- na jakieś wodotryski i tablice najbardziej. I oczywiście, nikt nie myśli o obsłudze, więc widuję zachwaszczone żwirki, połamane ekobordy, zarastające się wzajemnie rośliny, źle cięte krzewy. Mówisz, że większość ludzi ma problem z myśleniem? no chyba racja. Bo że z podstawami wiedzy przyrodniczej, to udowodnione na przykładach.

      Usuń
    2. E tam, najfajniejsza jest spieniona czarna folia wystająca spode nikłych i przez wiatr rozwianych pokładów kory (że też nikt nie pomyśli, żeby to wszystko skleić czy coś :/)
      A trylinkę powinniśmy hołubić, bo jest fajna i antyczna i jak się ją zrywa, żeby podlać miejsce asfaltem i posypać baumem, to dla mnie zgroza. W temacie roślin ufałabym ekospecjalistom, gdyby przedostali się oni ze swoich enklaw do tego WBO.

      Projekt Pogodny Pasaż brzmi jakby tam mieli podrzucać bezpańskich seniorów. Park Żulowy byłby lepszy.

      Usuń
    3. trylinka jest, jak mówisz. Gruba, z dobrego betonu i się ładnie patynuje, ścierając. Co do ekospecjalistów, to miewam wątpliwości, bo może i wiedzą, jak powinno być, ale słabo się z tym afiszują, bo mają priorytety i nie bez powodu/ów tkwią w swoich enklawach. Oczywiście, jak zawsze i wszędzie, priorytety bywają bardziej i mniej szlachetne.
      Park Żulowy kupuję za dobrą monetę, ale chyba w WBO nie przejdzie.

      Usuń
  2. "Czy naprawdę to jest takie trudne- w czasach, kiedy wszystko zostało już powiedziane i napisane- zrozumieć, że przyroda w mieście jest ważna? A dla przyrody w mieście ważne są miejsca, gdzie nie robi się nic, zostawia się małe laboratoria sukcesji, enklawy bioróżnorodności, korytarze ekologiczne?"
    "A tak naprawdę- wszystkie, które zakładają wysilone działanie i nieuzasadnione koszty, są nieadekwatne. W sytuacji, kiedy tylko zaniechanie działań, ograniczenie potrzeb i nakładów może odwlec koniec świata, jaki znamy, to właśnie tak jest."
    Tak Megi, to bardzo trudne. W czasach kiedy wszystko zostało powiedziane i napisane nic do ludzi nie dociera, większość nic z tego nie rozumie i co gorsza nie chce zrozumieć. Nie uczy się tego w szkołach, nie edukuje się ludzi. Pokutują stare koncepcje - człowiek jako wszechwiedzący pępek świata, dookoła którego ma się wszystko kręcić i brzydka groźna przyroda, która jest nieuporządkowana i w ogóle te zwierzaki to tylko choroby roznoszą. Trzeba to koniecznie poprawić! Piękna przyroda jest tylko w Amazonii, bo można ją obejrzeć w TV.
    Koniec świata jaki znamy nadchodzi wielkimi krokami niestety. Przyroda i tak okazuje nam wiele cierpliwości.
    Dzięki Megi, to piękny i bardzo potrzebny post. Może się uda i przeczyta go kilku "poprawiaczy" i coś zrozumieją, bo już nawróconych nawracać nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę na co dzień, jaką ludzie mają sieczkę- chciałoby się powiedzieć, że przez te internety i powierzchowną edukację, ale chyba nie, w internetach po prostu to widać, a braki w edukacji można nadrobić za pomocą wykształcenia umiejętności weryfikacji informacji. Można używać mózgu, ale po co, skoro da się bez. Przyroda okazuje nam sporo cierpliwości, fakt.

      Usuń
  3. Ależ ta Moheria piękna wczesną wiosną. Taka świetlista!

    Co do projektu, to dopiero FACHOWA analiza, jaką to przeprowadziłaś, pozwala wykazać bezsensowność takiej zmiany. Czego nie da się tak łatwo udowodnić i ludzie głosują na te projekty, które wyglądają pozornie na całkiem w porządku. Dopiero ich realizacja odkrywa błędy i pokazuje, że "to nie tak miało być".

    Jako przykłąd podam tu projekt obywatelski z PZ pod hasłem "secesyjny salon".
    A co z tego wynikło?:

    http://mojejezyce.blogspot.com/2014/07/plac-asnyka-neverending-story-cz-1.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taa, wiosną świetlista ;-)
      Fachowa niefachowa, większość ludzi (zwłaszcza mieszkańców od lat) mogłaby dojść za pomocą obserwacji do podobnych wniosków, ale większość ludzi ma przekonanie, że "przyroda to gdzie indziej", jak napisała powyżej Dorota, i łatwo wchodzi na ścieżkę stereotypowego myślenia, nie odnosi się do tekstu i obrazu krytycznie (dotyczy twórcy i odbiorcy).
      Secesyjny salon jest dość okropny- przeinwestowany, pretensjonalny i nieporadny. Dobór roślin jest lepszy niż u nas, chociaż możnaby się czepiać. Nie jest tych roślin za dużo (może drzew), jak sugeruje autor wpisu, ale to częsty zarzut wynikający z nieorientacji (to, co pisałam w dygresji o drzewach- ludzie nie mają pojęcia, co i ile, ale bardzo chętnie sumują sztuki w tabelkach).
      Owszem, ludzie nie potrafią czytać projektów, nie musi być tak, że to realizacja odkrywa błędy. Ale po to są zespoły weryfikujące... i blogerzy...

      Usuń
    2. Na szczęście Solejukowa zaczęła uczyć dzieci w Wilkowyjach krytycznego myślenia na fakultecie z filozofii... i od razu nie spodobało się to dyrektorce szkoły. Ale może będzie lepiej.

      Dzięki Megi za Twojego bloga, za jego wartość edukacyjną. To jednak ktoś czyta i to idzie w świat.

      Usuń
    3. Powiadasz, Tadeusz? to jakiś podtekst musiało mieć ;-)
      dzięki za dobre słowo :-)

      Usuń
  4. Te pierwsze zdjęcia są super, można wiedzieć gdzie to dokładnie było ?


    zbiorniki ppoż

    OdpowiedzUsuń
  5. Same trafne sformułowania. Czemu zawsze bruk i polbruk i asfalt? Czemu zawsze - jak jest jakiś projekt - to muszą być tablice? I czasami widzi się tylko bruk i tablice. Uważam, że niezależnie od tego czy teren będzie sam sobie zostawiony czy powierzony specjalistom z W. praca nad przywróceniem gleby to podstawa. Tam, także na schronie i koło niego. Te hortensje to jednak byłyby "od czapy".

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze dodam, bo obejrzałam koncepcję: chaos i naćpane gatunków, ostrokrzewów i choin i innych ambrowców. Nawet wierzba jest. Te linie też chaotyczne, wszystko jest chaotyczne.Pszcz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyżej to też ty, Ewo? nie wiem, dlaczego wiele osób czepia się tych hortensji, może dlatego, że są u nas wciąż mało popularne i stosowane raczej jako solitery, rzadko jako roślina "okrywowa" (w cudzysłowie, bo to wielkie poduchy rosną). Są w miarę odporne na suszę, w pełni na choroby, pięknie wyglądają przez długi czas. Wadą jest konieczność przycinania i kruche pędy.
      Albo dostosowanie roślinności do gleby, prawda? czyli bardzo ekstensywne zagospodarowanie, też może być dobrze.
      Chaotyczne i nieharmonijne.

      Usuń
  7. He, he, he, jaka radość dla oczu - wełnianka! Taa, królowa tego prodżegta, choć przyznam że cypryśnik błotny w roli "izolatora" też jest przedni. Już widzę to szczęście izolowanych gdy im pneumatofory wylezą w "izolowanych" ogrodach. Tylko zanieść modły do Pneumatofory żeby projektanta grom trafił ( Matko nasza traf Malinowskiego, najlepiej dwa razy ). To wszystko oczywiście przy założeniu że cypryśnik wyrośnie na tych gruzach ( jak wiadomo cypryśnik rośliną ruderalną, niczego on tak porastać nie lubi jak starych cegieł i wprost przepada za betonem ). Podium zamyka ambrowiec - proponuję odmianę 'Gumball' szczepioną wysoko na pniu, swego czasu posadzili takowe na jednej z krakowskich ulic - taa, był kiedyś taki szwedzki film "Ona tańczyła jedno lato", pasuje to jak ulał do takiego nasadzenia. A tak bez rechotu - po pierwsze - przyzwoitość nakazywałaby wykonać ten projekt choć ze śladem pojęcia o biologii gatunków, od projektantów zieleni chyba tego właśnie powinno się wymagać. Po mojemu to nieustająco bijące źródło do czerpania z miejskiej kasy dla jakiejś szkółki i firmy ogrodniczej, kuźwa szkoda że bananowców i palmy nie zaproponowano wtedy kasa byłaby co rok pewna a tak to jeszcze nieszczęśliwie zima zbyt łagodna będzie i część z tych ciepłolubnych nasadzeń złośliwie przeżyje. Po drugie - Pneumatofora powinna rąbnąć z niebiańskich wysokości za te kolorowolistne berberyski z mozgą, ostrokrzewem i miodunkami w charakterze "byliny okrywowej". Jest kolorowo co cud, choć nie do końca mój ulubiony rzyg bo brakuje jakichś złocistolistnych. Ktoś tu wyraźnie cierpiał na horror vacui i ućkał "po całości". Po trzecie - projekt wygląda na taki robiony "na pałę", jakby projektant nigdy nie widział tej przestrzeni a tylko zdjęcia oglądał. Po czwarte - za polbruk 5 lat ciężkich robót, bez możliwości wniesienia apelacji. Po piąte - jak już tak bardzo chcą to cywilizować to niech poszukają ogrodowych odmian tego co tam rośnie - no wicie rozumicie bzy ( nie lilaki ) "w odmianach" czy cóś w tym guście i nie sadzić ich jak na skwerku w Ciechocinku. No i dochodzimy do szóstego - trochę szkoda mi czasu bo powinno to się wgrać w program symulujący wzrost ogrodu i pokazać temu kto ten projekt zrobił jak to nasadzenie będzie wyglądało za lat 5, 10, 20. Dołożyć do tego szacowane zmiany tzw. stosunków wodnych i spytać o koszty projektu dla środowiska ( zieleń miejska powinna robić to rutynowo ). Po siódme - proponuję kolejną tabliczkę "Wypad ze skwerku" i zbiór zdjęć "Moje spotkania trzeciego stopnia z owczarkiem kaukaskim ( jest rasa! )" na tych dziwnych formach mających w sobie coś z urody kontenerów na śmieci. Będzie jajcarsko! Po ósme - mam dosyć projektantów zieleni dadaistów, którzy muszą za każdym razem wyrąbać teren do gołej ziemi bo tworzą "nową sztukę", takie podejście nawet do zachynszonego terenu powinno być karalne. Po dziewiąte - jak rozumiem przyjazny skwerek będzie zamykany na noc i całodobowo chroniony bo planowany plac zabaw może nie przetrwać, A w ogóle to jeszcze fontanna by się przydała przy szumie której można by patrzeć na romantyczne ruiny. Po dziesiąte - absolutnie nie rozumiem dlaczego nie mogą skorygować tego co jest, wydzielając z dziczy bardziej dostępne miejsca i izolując ( także przez zachynszenie ) te bardziej niebezpieczne. Dobra ścieżka bita przez taki teren jest w porzo.
    I to by było na tyle.
    Pozdrawiam marząc o cieple południa, łanach wełnianki pod gumballami i cypryśnikami, muskanych skrzydłami kolibrów. Brakuje tylko hiszpańskiego mchu, pręgierza i mamy "Przeminęło z wiatrem"
    Bye
    Scarlett;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha, cha....cha cha!, chi chi!, che che!,

      Usuń
    2. cieszę się, że dostarczyłam wam tyle radości :-D
      Tabazello, ja ci bardzo dziękuję. Będę mogła pokazać TP, co to znaczy dobry, porządny hejt, bo myślał, że to, co ja napisałam, nim jest.
      Szkoda, że się nie znamy na prawdziwej sztuce ogrodowej oraz zapewne na roślinach i jesteśmy złośliwymi wiedźmami, ale trudno, taka karma.

      Usuń
    3. Kochana, to nawet nie był wstęp do hejtu. Bez "zbrzydkich" słów można to wgnieść jeszcze bardziej. Problem w tym że i tak nie dotrze bo tzw. kasa do wzięcia przytępia. Moim ódzkim nosem "Browiecki, Baum, Velt i jeszcze raz Velt" ją wyczuwam u podstaw prodżegta. Cwanie podana na tacy możliwość obniżenia zbyt wysokiego poziomu wód gruntowych ma przemówić do tych co im piwnice zalewa. Oczywiście bujda na resorach że posadzone akurat w tym wyposażonym w ruiny miejscu dżewa osuszą teren ( no dobra, eukaliptusy osuszą ) ale haczyk z przynętą został zapodany. Jak dla mnie zdrowo bezczelny skok na kasę.

      Usuń
    4. tak, ew. kasa do wzięcia również stała się przesłanką do podejrzeń o niekoniecznie społecznikowskim podejściu autorów projektów. Dużo głosów uzyskał (czyli przeszedł do fazy realizacji) projekt sadzenia drzew, przygotowany przez sadzaczy drzew (które to sadzenie lepiej wygląda w ich projektach niż w realu).
      Przekonanie, że wełnianki i cyprysiki osuszą (a później co? umarną?) byłoby wzruszające w swej naiwności, gdyby nie to, że beznadziejnie bezmyślne. Nie ma jak tego życzliwie skomentować, bo jakieś podstawy wiedzy o roślinach (tzw. materiałoznawstwa) "projektant zieleni" chyba powinien mieć?

      Usuń
  8. W Rzeszowie to już wcale nie ma takich enklaw. To co było, to teraz koszone jest przy pomocy ciężkich i ogromnych ciągników, miażdżących wszystko. Ilekroć je słyszę, ciarki mi po plecach chodzą.
    No po co to tak - po co ?
    Ogródki działkowe wycięte w pień dla potrzeb deweloperów i innych inwestorów... Powstają kolejne miejsca parkingowe i na to zgodę dostaje się od ręki. Słowem kamiennie i asfaltowo. Zewsząd słychać wykaszarki i zrywarki asfaltu - bo przecież zarabiać trzeba póki sezon trwa i nowy asfalt dla płynności ruchu położyć. To są główne priorytety, a nie jakieś tam enklawy ! Na co one komu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no wiem. Pewnie coś się zachowało, nad rzeką, choćby na tym cmentarzu, gdzie byłyśmy (chociaż jakiś taki wysprzątany był), ale twoja okolica zmieniła się bardzo w krótkim czasie. Boli to.

      Usuń
  9. Znam życie w betonie i nikomu nie polecam.. Większą część życia spędziłam w cichej i zielonej okolicy.. strasznie za tym tęsknię :( Dziękuję za to zdjęcia..

    OdpowiedzUsuń
  10. A jakby tak nagle pojawiła się jakaś chroniona roślinka w dużych ilościach ,np. czosnek niedźwiedzi(może by dał radę z nasionek ) , to mogliby cokolwiek ruszyć? U mnie władze bardzo boją się mieć na terenie coś pod ochroną. Zainspirował mnie tej wiosny Park Zielona w Dąbrowie Górniczej i mam zamiar wprowadzić ten czosnek do naszego parku bo mi tu chcą różaneczniki sadzić.Jakie różaneczniki ja się pytam? U mnie w ogródku żaden nie przetrwał mimo starań mych wielkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja znajoma Poszukiwaczka tak robi, zasadza czosnki, łuskiewniki... dla bioróżnorodności :-), ale czosnek jest tylko częściowo chroniony, to za słabe ;-) Powinnaś tak z grubej rury- rosiczki, rysie i obuwiki zasadzać. A poważniej to... no nie wiem. Niechby były te różaneczniki w parku, jakby miały dać radę. Jak nie, to po co. A dlaczego nie przetrwały? Zima? Bo w wielu miejscach na Śląsku i w Opolskim rosną bez problemu.

      Usuń
  11. Tak to ja, przepraszam nie podpisałam się. Podzielam Twoją pasję do hortensji. Sama mam ich wiele. Ale one dla mnie w odbiorze są takimi szlachetnymi roślinami. Tylko dlatego nie pasują mi do zboczy górskich i obszarów ruderalnych; chociaż w Polanicy Zdr. stanowią grupę na polanie drzewiastej i mi się podoba, ale to jednak park zdrojowy. Hortensje wymagają "prezencji". Sadzenie ich gdziekolwiek tylko dlatego, że dadzą radę, to dla mnie nadużycie. Ale ja generalnie rozumiem obszar ogrodów jako "licentia poetica" , więc ta uwaga moja odnosi się do odbierania hortensji wizualnie. Pszcz.

    OdpowiedzUsuń
  12. "lipa drobnolistna, grab zwyczajny, klon polny i jawor, trzmielina zwyczajna, dereń świdwa, głóg, leszczyna, cis" Super!! Dodałbym dziki bez czarny, kalinę koralową, dzikie róże - rdzawą i psią, broń boże rugosę! polską czeremchę, gdzieś celem odgrodzenia, zagrodzenia, niebezpiecznych miejsc tarninę. "świdośliwa, nieszpułka, morwa biała, wiśnia wonna, jabłoń purpurowa- przy okazji wzbogacamy bazę pokarmową- klon Ginnala, kalina wonna, hordowina i inne, suchodrzew Maacka, lilaki, zadrzewnia, parczelina, śnieguliczka koralowa i biała, orszelina olcholistna, malina pachnąca, kolkwicja chińska, jaśminowce, żylistki, tawuły, pigwowce" Ale czy nie lepiej być konsekwentnym i nie dodawać obcych rzeczy, wzgl. mniej obce, ew. jakieś wybrane, na zasadzie obcej perły w polskiej koronie. Takie konsekwentne, mocne pociągnięcia pędzlem. Może klon tatarski (ale ten podstawowy), lilaki i lilaki węgierskie w innej kępie, gdzieś może śnieguliczki, żylistki i jaśminowce jako obce, ale rosnące w kraju od lat, podobnie pigwowce, może też forsycje … nieszpułka jest piękna i odporna  jabłonki rajskie . A dereń jadalny, teraz wraca na niego moda. Świdośliwy, piękne, lecz są obce i podobno ekspansywne (?). Słowem może nie bać się i konsekwentnie -polskie drzewa i krzewy plus dodatki. Tylko parę mocnych dodatków. „założyłabym łąkę koszoną dwa razy w sezonie” Boski pomysł! Pozdrawiam z Wlkp.

    OdpowiedzUsuń
  13. to ja wam odpowiem, Ewo i nieznajoma (?) z Wlkp, tak razem. Dobór roślin to bardzo osobista i intuicyjna sprawa. Z jednej strony mamy twardą rzeczywistość, lokalne warunki, które niejednokrotnie musimy sprawdzić empirycznie (stąd nasze liczne porażki w ogrodowaniu ;-p)
    Z drugiej- nasze osobiste doświadczenia, wspomnienia, skojarzenia i inne konotacje. Ale zawsze warto spojrzeć z innej strony (nie przypadkiem ten blog się nazywa jak nazywa- trenuję to na co dzień, bo co powiesz i zrobisz, jak ktoś, kto zna 3 rośliny na krzyż, powie ci, że uwielbia perukowce, forsycje, rododendrony i sosny, bo tylko te rośliny potrafi nazwać? a róże "są obsługowe", a magnolia "śmieci"? yyy... robisz tak, żeby było dobrze oraz żeby były: perukowiec, forsycje, rododendrony i sosny).
    I tak.
    Hortensje są DLA MNIE bardzo naturalistyczne. Zwłaszcza w masie, zwłaszcza odmiany o ażurowych kwiatostanach, w zestawieniu z bylinami (dzięgiel, aster wrzosolistny, wiązówka czerwona, świecznica np.). Spróbujcie oddzielić je od parkowego kontekstu, od kalki sadzenia na tle drzew, w towarzystwie np. bukszpanów, laurowiśni. Zobaczycie mnóstwo możliwości.
    Bez czarny, czeremcha zwyczajna i kalina koralowa prawdopodobnie miałyby za sucho, gdyby nie to, to oczywiście. Dereń jadalny jak najbardziej. Dla dzikich róż na większości terenu zbyt cieniście.
    Ha, mamy podział na obce/nieobce/mniej obce? To też jest bardzo osobiste, lilaki to w końcu Azja, a świdośliwy- Europa pd.- wsch. (ale i Ameryka Pn.). Świdośliwy nigdzie się nie rozejdą, bo nie ma gdzie, oczywiście ptaki mogą je rozsiać, ale... ale nie jestem purystką rodzimości. Uczestniczyłam kiedyś w zajęciach, których prowadzący przekonywał uczestników, że każdą założoną formę zieleni da się wypełnić rodzimym gatunkiem, ew. jego odmianą. Tylko tak trochę- po co? Niech to wygląda naturalistycznie, będzie ładne, pożyteczne dla zwierząt, pasujące do siedliska, nieinwazyjne. Pociągnięcia pędzlem zarośli nierodzimego derenia białego będą spoko pod każdym względem (może tylko ptaki słabo go wykorzystują, bo się mało rozgałęzia).
    Polskość jest dla mnie nieco podejrzana, moglibyśmy stawiać znak równości między "rodzime" a "europejskie", tylko że to także ma drugą stronę- w związku z ociepleniem klimatu wiele roślin rosnących od dawna na południu Europy poczuło się dobrze na coraz większym obszarze (laurowiśnia, kasztan jadalny, trawa pampasowa, budleja Dawida, chociaż one oczywiście pochodzą z Azji lub Ameryk, tak że ten... brniemy dalej) i staje się inwazyjnymi. Ale żebyśmy tylko takie problemy mieli.
    Czyli ten. Wg mnie nie lepiej być konsekwentnym. W każdym razie nie zawsze. Bo to konserwatorskie, a nie twórcze podejście. I ograniczające. Open your mind, jak mówio.
    Oczywiście zgadzam się z niedopowiedzianym twierdzeniem, że im prościej, tym lepiej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieznajomy ;) Tak, jasne. Rośliny muszą pasować do stanowiska. Na odpowiednim dla niej stanowisku każda roślina wygląda super, na złym nawet najpiękniejsza szybko zmarnieje i zbrzydnie. Wspomniałem o czarnym bzie, gdyż chyba już tam rośnie, a kalina i róże mają owoce, którymi żywią się ptaki. Ale rzecz jasna jw. Myślałem też o tym miejscu naprzeciwko bunkra, tam już jest pas drzew, krzewów. Ale to chyba inne działki, więc za jakiś czas to wytną. Więc tam można by zrobić, wzdłuż granicy, drugi pas drzew, krzewów, też dziki jak na bunkrze, ale ciut mniej. Moim zdaniem na kwestie inwazyjności trzeba zwracać bardzo dużą uwagę. Niektórzy przybysze są nie do zniesienia. Zresztą pewnie nie raz widziała Pani nawet we Wrocławiu, jak widziałem, łany rdestowca czy nawłoci kanadyjskiej. I nic poza tym. Lokalsi zostali wyduszeni, wybici do nogi. A świdośliwy mają tak smaczne owoce z nasionami, czytam też w tej „głupiej” wikipedii że są inwazyjne. Gdyby jeszcze chciały pozostać tylko w wielkich miastach. Poza tym hmm uważam, że nie można robić zbyt dużo kroków, bo mamy wtedy nie harmonię lecz dysonans. Las, czyżnia krok park krok ogródek. Skoro tutaj tym głównym elementem jest i ma być nadal dzika roślinność rosnąca na bunkrze, to jest to las, czyżnia. Jeśli damy obok ogródek to robimy zbyt dużo kroków i mamy dysonans. Rodzime=polskie, bo krajobraz, niebo, obłoki są polskie. W Skandynawii, Francji, Brytanii czy na Bałkanach są inne. Choć i to Europa. Oczywiście, że można sięgać do tych obcych, ale tu też chyba ta zasada kroków obowiązuje, więc trochę sąsiadów można wprowadzić. Ale raczej tych bliższych, inne części Europy, bliższe nam części Azji. Chyba dlatego też ci sąsiedzi (lilaki, kasztanowce, derenie, jaśminowce) zdołali się w miarę gładko wkomponować, bo ich warunki są zbliżone do naszych, więc z tej przyczyny wyglądają dość podobnie do naszych gatunków. Czyli tworzy to harmonijną całość. Z elementami niecodzienności, ale niezbyt mocnej, więc harmonijnej. Dlatego bardziej mi odpowiada klon tatarski , ten podstawowy (też w sumie nie polski, tylko rumuński czy ukraiński), a nie amurski, ginnala. Można też zrobić coś na zasadzie kwiatka do kożucha, ale to musi być coś, jedno, w sensie na zasadzie mocnego kontrastu, tworząc odrębną bajkę. No i wreszcie, jeśli nie tu, to gdzie?? :) Wokół widzę osiedla, tam na pewno i tak nie będzie kalin (w wersji podstawowej), polskich głogów, czeremch pospolitych, dzikiej gruszy, czarnego bzu, dzikich róż. Sądzę też :) że stworzenie prawdziwie pięknej kompozycji z rodzimych gatunków wymaga b. wiele twórczego podejścia, przecież one rosną w lasach, na otwartych łąkach, tam gdzie może objawić się cała potęga i piękno przyrody, natury, więc w innych miejscach, nawet jeśli robimy park, to musimy to zminiaturyzować, nie wszystko tam może być, to nie jest w pełni natura, na mniejszej powierzchni widać mocniej wszelkie niedostatki, więc mocno trzeba się nagłowić, aby to było dalej niezłe i nie zamieniło się (zwłaszcza za jakiś czas) w smutne krzaczo chaszczo badylisko. Potrzebne jest solidne zawodowe wykształcenie, oraz doświadczenie, talent i bardzo twórczy umysł. Ale to tylko takie Luźne Dywagacje Laika, bo to Pani jest fachowcem, ja niestety tylko laikiem, do tego w trakcie pisania zacząłem się zastanawiać czy się czasem jednak nie mylę ha ha ha ha ha ps. Bardzo lubię czytać Pani blog. To przebijanie się do ideału. Pasja :)

      Usuń
    2. to prawda, że rośliny inwazyjne stanowią duży problem dla rodzimych, ale ja mam wciąż z tyłu głowy wyzwania stojące przed ochroną przyrody w dzisiejszym świecie i nieadekwatność ochrony czynnej... już o tym kiedyś pisałam, chyba w poście o śnieżycach, ale wrócę do tematu, jak sobie bardziej ogarnę. W każdym razie polecam Dzikie Życie, archiwalne teksty o filozofii ochrony przyrody.
      Świdośliwy można sadzić szczepione na jarzębinie, tak robię w małych ogródkach, ograniczając rozprzestrzenianie się z odrostów korzeniowych, ale na nasiona nic się nie poradzi.
      Wciąż mam ten dylemat- można być ekstremistą (takim w "", bo co to za pożal się boże ekstremizm) i sadzić rodzime i inne "nieatrakcyjne" w zgodzie z "naturą", ale kto to kupi.
      Masz bardzo dużo racji, że rośliny z pobliża lepiej grają w naszym krajobrazie. Dzięki za pochylenie się nad tematem i za te dobre słowa na końcu, to mnie uskrzydla. Przepraszam, że tak poniewczasie odpowiadam.

      Usuń
  14. Jesteś bardzo kąśliwa sugerując że ONI tam nie umio czytać map. Może mają starodawne mapy?
    Jak niedaleko mojego domu kilka lat temu uszczęśliwiano nas nowym chodniczkiem i ścieżką rowerową to:
    a) wszystkim drzewom wzdłuż wykopanego starego chodnika podcięto korzenie (bo projekt. Drzewa się kolibały i przewracały (ojtam, ojtam, wiadomo)
    b) chodnik i ścieżka przechodziły przez ogródki posesji (których nie było na mapie - najwyraźniej korzystano z mapy z lat ...dziesiątych ;)
    Interweniowaliśmy (wyżej niż u ekipy brukująco-asfaltowej). Okazało się że (tak zwany) projektant nie był w ogóle na miejscu, które projektował.
    Zatem słucham twoich argumentów z szacunkiem, ale czasem myślę że dobór gatunków zielonych to najmniejszy problem przy takim sposobie działania.
    (Mam nadzieję że już o tym nie pisałam kiedyś, ale raz na jakiś czas muszę sobie ulżyć)
    Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem :-) ale nie bardzo, mam pewne rezerwy kąśliwości.
      Oczywiście, że projektant nie bywa (nie w tym przypadku- na stronie projektu jest filmik pokazujący uroki robinii i nawłoci, tym bardziej mi dziwno i straszno), widać to np. w nasadzeniach uzupełniających w pasach dróg- pusto pusto i nowe drzewo wypada akuratnie pod koroną istniejącego, cóż). Dobór roślin jest w tym kontekście może mało istotny, ale:
      - jak widać, czytają i komentują głównie ludzie zajarani roślinami,
      - jednak to materiał, czyli dobór, decyduje o efekcie końcowym, jeżeli już pozostałe elementy są do przyjęcia.
      (pisz, chętnie czytam, także i u ciebie)

      Usuń
  15. Czytam wiele miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, zawodowy mus. Widzę ZU i ZN- zieleń urządzoną i nieurządzoną. Pytam kolegę urbanistę-jak to szeregujesz? No wiesz, odpowiada urządzona to taka już zrobiona a nieurządzona to taka do zrobienia. taa.. odpowiadam- a przewidujesz taką nie do robienia? ???? No wiesz podpowiadam taką dziką w której rządzi natura.. pokrzywy, żaby i ślimaki z dołem gdzie można odprowadzić deszczówkę z miasta i nikt nie będzie narzekał że zalewa. No co ty- słyszę- to strata miejsca, no i śmietnik się zaraz zrobi. Natura to na wsi i w lesie , nie w mieście. W mieście moja droga musi być ŁADNIE. Także w moim mieście ZN to po prostu tereny które czekają w kolejce na swój polbruczek. Tak myślą włodarze, urbaniści i nie oszukujmy się, większość mieszkańców miasta. Nie rozumiem tylko po co przy okazji wycinają drzewa by było miejsce na sadzenie drzew.. gdzie logika.. gdzie ekonomia
    Pozdrawiam z Mazur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, to mi dało nowy ogląd, dziękuję :-) chociaż oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że większość ludzi tak myśli, ale wydawałoby się, że wśród zawodowców powinno coś kiełkować.
      Ciekawe, że tej "straty miejsca" nie rozpatruje się w kategoriach zysku (dla przyrody) i oszczędności dla budżetu. I to ŁADNIE. I to, że tej "natury" już tak mało i tak do niej daleko, a wciąż jest dzikością do okiełznania.

      Usuń
  16. Nie jestem w temacie bo Wrocław jest ode mnie bardzo daleko. Chciałem Ci jednak napisać, że zdjęcia są fantastyczne! Szukam inspiracji na stworzenie ogrodu i przeglądając grafiki, trafiłem tutaj :), przyznam, że jestem zauroczony.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ślicznie wygląda ta roślinność o każdej porze roku.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)