Czyli ten.
Dużo do ogarnięcia.
O roślinach, które są ważne w ogrodach.
O tym, że kocham rośliny bezwarunkowo (a goryczuszka to jakiś orgazmotron;-)), przekonałam was chyba dobitnie.
Padło jednak pytanie- co czyni ogród?
Pejzaż, krajobraz, tak. Ten pożyczony, do którego ogród nawiązuje, z którego czerpie i którego jest częścią (ha, myślenie życzeniowe), ale i ten namalowany, landszaft, jaki tworzy sam ogród, gdy nie ma do czego nawiązać, a w dodatku trzeba różne rzeczy ukryć (tak jest w przypadku małych ogrodów bez kontekstu lub ogrodów w polu kapusty znaczonym słupami energetycznymi, o jakich wspominał Russell Page). Wyobrażam sobie, że Tabazowy Alcatraz jest takim właśnie namalowanym krajobrazem.
Jesteśmy przywiązani do archetypu "angielskiego parku", ogrodu krajobrazowego, którego początki sięgają XVIII wieku, wszak dwa wieki tradycji to niemało, ale i nie zdążyło się znudzić. Ogrodu, który nawiązuje do krajobrazu, rozpływa się w nim, roztapia i rozcieńcza, bo cała ciasna rolnicza Anglia była w czasach przed rewolucją przemysłową takim sielskim ogrodem (w tym znaczeniu, jakim pojęcia "ogród" używa się dziś na wsi, w każdym razie u nas na Dolnym- jest to ogród użytkowy, np. warzywny, reszta to "kwiatki", "ogródek" czy "sad"). Zaryzykuję twierdzenie, że popularne wciąż w projektach ogródków przydomowych faliste narysy rabat to kalka z planów parków, które falistość i nieregularność miały wpisaną w kanon, ale wynikała ona z topografii.
Wpisanie (lub nie ) w pejzaż to jednak za mało. W dodatku z lubością, z jaką powtarzamy, że o gustach się nie dyskutuje, uparcie odwołujemy się do definicji, że "ogród to coś ogrodzonego" i realizujemy to dosłownie obsadzając granice tujami lub budując ogrody zupełnie różne od zastanego krajobrazu, wycięte z niego, zgrzytające w nim.
Czy ogród "zupełnie inny" musi zgrzytać? Czy zgrzyta bezroślinny ogród japoński lub zgeometryzowany renesansowy ogród włoski z uproszczonym doborem roślin?
No nie, nie zgrzyta. Na pewnym poziomie interpretacji, bo- znowu- lubimy wygłaszać swoje "mnie się nie podoba", tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Nie zgrzyta, bo jest to kwestia skali (jak twierdzę ja- przykładem Czerwona Wstęga Kongjian Yu vs cokolwiek) lub artyzmu (jak usłyszałam od Barbary). Czyli jeśli jednak coś nie teges, to niestety, proszę państwa, przewaliliśmy z tymi tujami, kupą kamieni ułożoną w postać góry, a zatrudniony przez nas projektant lub my sami nie jesteśmy artystami. Zdarza się, można się z tym pogodzić.
Wygrodzenie ogrodu może odbywać się na różnych poziomach. Nieuświadomieni, jak BARDZO jest to nietrendy lub ci, którym nie zależy, pierdolną tuje, ci bardziej wyrafinowani odetną się kompozycją lub doborem roślin (to mocno indywidualna sprawa, ten dobór roślin. Cienki lód, finezja, pieczątka projektanta, mój fioł, którego nigdy nie wypuszczam z rąk. Na kiedyś.). Ci, których stać, zagrają kontrastem w wielkiej skali i zatrudnią kogoś, kto sprawi, że Wersal jest Wersalem, a nie "ogrodem czterech żywiołów" (niezależnie od tego, że "mi się nie podoba" albo i nie).
Kolejne pytanie- czy jeżeli zgrzyta, to nie jest to ogród? No nie, jednak jest. Tak jak kompozycja (zbiór co najmniej dwóch elementów połączonych intencją) pozostaje kompozycją, choć niekoniecznie harmonijną, tak krajobraz, dotknięty ręką człowieka, staje się... co najmniej krajobrazem kulturowym.
Dotykamy tu dwóch kwestii: jak bardzo trzeba go dotknąć, żeby stał się ogrodem i słynnego konfliktu natura vs kultura.
Ania, znana jako Anonimowa Ania, napisała do mnie:
"(...) przeczytałam sporo relacji na blogach i mimo powszechnego rozczarowania ogrodem pokazowym [na ZtŻ] nie znalazłam sensownej refleksji, dlaczego on się tak dramatycznie nie udał. A nie udał się IMO, bo ogród jest przestrzenią, gdzie niezwykle wyraźnie uwidacznia się napięcie pomiędzy naturą a kulturą. Wydaje mi się, że problemem tegorocznego ogrodu pokazowego nie jest paździerz wystający z kątów, tylko prostactwo, które uwidacznia się wszędzie indziej. Niewyobrażalne intelektualne prostactwo, z jakim powsadzano roślinki w ramy obrazów, sugerując publiczności, że to jest jakaś nowa wartość. A nie jest. To zestawienie i ta realizacja nic nowego ani głębokiego nie pokazuje, jest zbyt dosłowna. A przecież można zupełnie inaczej: popatrz, jak motyw kultura/natura jest rozegrany w Le Jardin Plume. Ten ogród jest IMO dziełem sztuki, a w sztuce zwykle jest tak, że można zrobić wszystko, ale trzeba rozumieć powód. Można wprowadzić każde udziwnienie, każde złamanie reguł – ale trzeba wiedzieć dlaczego. Chociaż jest też ponurą regułą, że ci, którzy tworzą totalną awangardę, potrafią też po bożemu: wielcy kubiści potrafili jednak realistycznie namalować konia. (...)"
Miejsce styku natury i kultury? bogate w znaczenia jak każda strefa brzegowa?
Osobiście nie mam z tym dużego problemu, rozmyślając nad ogrodem naszych czasów dochodzę do wniosku, że krajobraz, taki, jak go znamy, w przeważającej części rolniczy, jest ogrodem. Takim zagęszczeniem ogrodowości wśród jej rozproszenia, jak planety są zagęszczeniem materii. Nie jest to jeszcze jakiś na zicher ukonstytuowany wniosek, ale do tego zmierzam. Prawdę mówiąc- jedyny nieprzekształcony krajobraz, jaki miałam okazję oglądać, to były torfowiska.
Ile razy pomyśleliście, będąc w jakimś pięknym miejscu, że jest doskonałe, nic dodać, nic ująć? Ile razy zdarzyło wam się dojść do wniosku, że człowiek to tylko różne rzeczy psuje? No właśnie.
W tym miejscu myślę o ogrodzie Tamaryszka i cytuję jej komentarz do posta "jak czerpać z natury", który się tam nie opublikował (ale to się naprawi):
"Dołączam głos amatora, wielbicielki ogrodów (które, według mnie, bywają piękniejsze od dzikiego krajobrazu).
Podziw dla sztuki ogrodowej w żaden sposób nie zmniejsza mojego podziwu dla natury i krajobrazu (naturalnego i kulturowego).
W swoim ogrodzie próbuję w estetyczny sposób połączyć jedno i drugie, ale z powyższego postu i wymiany zdań wynika, że jest to prawie niemożliwe. Sama deklaruję chęć prowadzenia ogrodu w zgodzie z naturą, a samo to sformułowanie jest już wewnętrznie sprzeczne. Natury się nie prowadzi i nie kontroluje. Ten post uświadomił mi, że moje wybory i działania są w najlepszym wypadku połowiczne.
Ale - z pewnością - nie chcę mieć w otoczeniu mojego domu ani całkowicie dzikiego świata przyrody, ani totalnie wykoncypowanego ogrodu. I nie wydaje mi się to niczym złym.
Myślę, że ważna jest jakaś równowaga między jednym a drugim. Wiem już, że jej uzyskanie jest trudne, ale nadal będę próbować iść w tym kierunku, tworząc swój ogród. Który jest przecież tworem sztucznym, ale wierzę, że może dobrze wpisać się w otaczający krajobraz.
Niestety, mój okoliczny nie jest tak urokliwy, jak pokazane przez Megi. Więc uznałam, że w kreowaniu ogrodu mogę przechylić się w stronę "cytatów i zapożyczeń", a raczej kultury. Na razie nie jestem zadowolona z efektu, ale wierzę, że uda mi się zbliżyć do wymarzonej harmonii."
Zacytowałam w całości, żeby nie zgubić sensu tej wyważonej wypowiedzi, i wyróżniłam kolorem kluczowe wg mnie sformułowania.
Bo.
Dziki krajobraz- to samo, co piękna natura czy dzika przyroda, nic nieznaczące sformułowania, często nadużywane.
Estetyczny- słowo często używane jako komentarz do zdjęć na grupach ogrodowych, nie jestem pewna, czy ma pozytywne konotacje.
Natury się nie prowadzi i nie kontroluje.- bardzo słuszne stwierdzenie i nieuświadamiana sobie nie tylko przez ogrodników rzecz. "Natura" bowiem się stopniuje, bywa kulturalna jak murawa kserotermiczna, ale i strasznie bałaganiarska. Taka jak w jakiejś puszczy. Chaos i śmierć, leżące gałęzie, posusz, karpy i korzenie, kiedyś to, panie, sprzątali w lesie. Tak, kiedyś sprzątali. Zbierali chrust na opał, a w Szwecji do tej pory pasące się w lasach krowy regularnie strzygą krzaki. Tymczasem nadeszły te okropne trendy na "naturalność" i "zaniechanie" oraz zmiana sposobu gospodarowania i jest nieogar. To nie jest przytyk do Tamaryszka, raczej do różnych moich klientów, którzy mając ogród na skraju lasu zaprowadzają i w nim swoje porządki, sadzą żywopłoty za ogrodzeniem, wydzwaniają do leśniczych w sprawie "posprzątania lasu", awanturują się o pozwolenia na wycinkę nie swoich drzew, ale nie omieszkają wywalić tuż za posesję całego syfu ze swojego ogródka. Pisałam o tym kilkakrotnie.
A może i do Tamaryszka. Bo jednak mam jakiś dyskomfort, myśląc o tym, że na skraju lasu powstał ogród tak bardzo ogrodowy i "zadbany".Nie jestem detalistką, nie lubię kompromisów i połowicznych rozwiązań. Deklaracje deklaracjami, ale mam jakąś nieufność w stosunku do "poprawiania krajobrazu", który nie jest tak urokliwy, jak pokazane. Nie jest? To naprawdę tylko kwestia spojrzenia i kadrowania. Naprawdę. Nawet jeśli to pole kapusty.
Niemniej nie krytykuję. Bo ogród to też człowiek. I zwykle, kiedy go już poznamy- jego uczucia względem swojego kawałka ziemi i dzieła, motywacje, punkty widzenia- to krytyka staje się zupełnie bezpodstawna, gdyż ogrody to nie tylko ogrody.
(taki fajny program o przydomowych brytyjskich ogródkach leci na Domo, chciałam nagrać drugi odcinek... i się nie nagrał)
Albo i nie, bo są ludzie, dla których to tylko zielony teren przy domu, kolejne zadanie do ogarnięcia, najlepiej to wybrukować.
Człowiek- właściciel ogrodu lub projektant- buduje nastrój, który jest według mnie ważnym, jeżeli nie kluczowym czynnikiem decydującym o tym, czy ogród jest ogrodem. Dlatego trudno poznać i ocenić ogrody tylko oglądając zdjęcia. Jeżeli wchodząc w nie wchodzimy w inny świat, przestrzeń zapachów, cienia, wilgoci, światła, tajemnicy, radości, wspomnień, skojarzeń, dramatyzmu i co tam jeszcze- to to jest właśnie ogród. Mam to w Moherii (no, może wiosną i latem ;-)), w kilku ogrodach, które znam, kilku, które robiliśmy, w kilku parkach, ale i w wielu kościołach, tych z rzeką płynącą przez posadzkę i sklepieniem buków nad głową.
I tak, ten nastrój bywa dziełem człowieka, ale często wystarczą po prostu rośliny.
Przerwa na ilustrację budowania nastroju roślinami.
Wolicie SZARĄ ŁĄKĘ czy ZŁOTĄ ŁĄKĘ?
(nawłoć pospolita) |
(chaber łąkowy) |
(dziewięćsił bezłodygowy) |
(świetlik łąkowy) |
(dziurawiec zwyczajny) |
(wrotycz pospolity) |
Złotą Łąkę światło maluje inaczej.
Krwiściąg zwyczajny, po mojemu o sto pro lepszy od wszystkich mieszańców i odmian ogrodowych, coraz bardziej doceniany. Pszypadeg? |
Kupkówka pospolita na tle mietlicy pospolitej. |
Krwiściągowi towarzyszy barszcz zwyczajny. |
Na brzegu Złotej Łąki stoi kościółek, sacrum chłonie światło i przyswaja organiczne formy.
Tak, wiem- w sztuce, także ogrodowej, wolno wszystko. Nie musimy odtwarzać natury, sugerować się krajobrazem, stosować w ogrodach bogactwa roślin. Pod warunkiem, że to jest sztuka i że wiemy, dlaczego to robimy.
Ania o ogrodach bez roślin:
"Kamienne ogrody Japonii wyrosły w zupełnie innej tradycji, ale też w zupełnie innych warunkach, w miejscach, gdzie nie dało się wyhodować bujnej roślinności. Jest w nich nie tylko harmonia Zen (...) ale też ogromne marzenie o naturze, która jest niemożliwa, więc się ją sugeruje. Sugeruje się ją nie przy pomocy dymu i luster – jak w sztuczkach naszej kultury – tylko poprzez naturalne tworzywa, które nie imitują, tylko prowadzą w kierunku głębszej idei. Wiele ogrodów japońskich tworzą architekci lub rzeźbiarze, co ma ogromne znaczenie, ale nawet jeśli tworzą je architekci, rozumieją i podkreślają, że ogród jest procesem, jest dynamiczny, zmienia się i zaskakuje (japońskie ogrody, te kupy głazów i żwirku nie są i nie mają być statyczne!). Przyznam, że te ogrody, chociaż budzą szacunek, zazwyczaj nie są mi bliskie. Ale też się czasami zastanawiam, czy ci wielcy Japończycy naprawdę robiliby skalne ogrody u nas, na żyznej środkowoeuropejskiej glebie (...) gdyby robili nie wielką Sztukę, tylko codzienne ogrody przydomowe i miejskie – czy na pewno w naszym krajobrazie i w naszej tradycji tworzyliby pokraczne hybrydy, jakieś japońskawe implanty, piętrząc głazy w mazowieckich skalniakach? Czy może z szacunku dla ziemi pozwoliliby jej jednak rodzić, skoro jest do tego zdolna?"
No? Dalej się upieramy, że możemy wszystko i to nadal będzie ogród? Że możemy zignorować pejzaż, tradycję, miejscowe warunki ("tworzenie ogrodów na odległych wulkanicznych wyspach to nie jest jakieś pieprzone brukarstwo, które notabene osobliwie podnieca naszą rodzimą publikę", nie mogłam się nie podzielić dalszą częścią cytowanego wyżej tekstu), rośliny (widziane jako tworzywo i jako istoty), człowieka- użytkownika, nastrój miejsca i chwili, konotacje kulturowe? I nie wyjdzie z tego prostacki paździerz, nadęta instalacja?
Kilka zdjęć z ogrodu, w którym rośliny nie są ważne, właściwie możemy uznać, że ich nie ma. Ważne są przedmioty. Plastikowe dziki czające się w krzakach, piękne metalowe świeczniki, udane kamienne rzeźby, zużyte manekiny, gipsowe aniołki, sarenki z tworzywa, grzyby z misek, ciekawe starocie. Wszystko na równi, bez wartościowania, za to w dużych ilościach. W pierwszej chwili się żachnęłam i zaczęłam krytykować w odniesieniu do całego tego kraju cebuli, od drugiej oglądałam zafascynowana, próbując znaleźć klucz (prowokacja? ogród chorobliwego zbieracza? boski plan?)
Dla Ani :-) |
Dla Kasi :-) wolisz biały czy czarny? |
I z tym was zostawię.
Nadmieniając, że w ogrodach, a zwłaszcza ich tworzeniu, ważne jest też osobnicze doświadczenie.
Tak mi się ten post pisze i pisze, mogłabym jeszcze :-)
(a projekt żaden jakoś się nie napisał. hm. A mógłby.)
Pozdrówka, Megi.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMyślę o tym od Twojego poprzedniego wpisu i im bardziej myślę, tym bardziej układa mi się w głowie, że do roślin i krajobrazu trzeba dorosnąć. Bo uczymy młodych tych wszystkich przepraszam pierduplastów, fotosyntez i aktywności enzymów w homogenacie... I można tak trwać nawet nie odczuwając braku. I dopiero w jakimś momencie świat się otwiera i staje się pełnym roślin. I choć to może dziwne, to o mnie... Więc ja się cieszę, że dorosłam do roślin w moim chaosie ogrodowym i do krajobrazu i do dzikości i do lasu...
OdpowiedzUsuńA wiesz Magdo, jak trudno jest, kiedy od zawsze widzi się świat jako pełen roślin? Kiedy ma się w sobie widok liści przywrotnika z kroplami deszczu, widok jakiejśtam trawy owiniętej pajęczyną, zwykłego rdestu, który dokuczliwy być potrafi, a jest tak ładny..... ; kiedy ręka zadrży i cofa się przed wyrwaniem czegoś, co może we mgle, może w słońcu, może jak już podeschnie będzie miało swoje 5 minut ? a przeszkadza, przerasta, zarasta, uszkodzi.... Wiesz jak trudno w takiej wolnej, roślinnej przestrzeni decydować, co będzie wyglądało lepiej? ładniej?? Co ją uzupełni a co zazgrzyta, choć to taka ładna roślina ! i tak bardzo chciałabym ją mieć bo pięknie pachnie ;)!
UsuńWciąż nieudolnie to robię. I czuję się "barbarzyńcą w ogrodzie".
I bardzo wiele wiedzy i przemyśleń zawdzięczam CI!
Barbara
i w dodatku te rośliny, hm, stają się jakieś osobowe, a wcale nie czytałam najmodniejszej dziś pozycji... z trudem radzę sobie z wycinaniem, plewienie też już nie jest oczywiste ;-)
UsuńZdaje się, że ogród to miejsce tak nazwane. Czyli to słowo tworzy ogród :).
OdpowiedzUsuńMoże być brzydki, może być piękny (tego chyba, a nie tylko estetyczności poszukujemy w ogrodach). Może mieć ogrodzenie lub go nie posiadać. Może być częścią krajobrazu bądź się od krajobrazu odcinać. Może być dziełem sztuki, a może być zaledwie terenem zazielenionym (no bo jednak nie uznaję ogrodu bez roślin). Może nieść za sobą cały dorobek wieków albo mieć to w głębokim poważaniu. Może być napuszony, a może być śmieszny. I wcale nie musi być śmieszny w sposób świadomy, ale może być dziełem sztuki (naiwnej - te manekiny! przypomina mi się ogród Ivana Hicksa prezentowany w serii 21st Century Garden Art).
Fajnie się czyta te rozważania. Zdaje się, że dużo kłopotów sprawiają definicje. Mnie też przez pewien czas pociągała idea ogrodu-natury, ale po rozważeniu za i przeciw stwierdziłam, że aby człowiek nazwał coś ogrodem niezbędne jest jednak przerycie choćby kawałka gruntu (nie zawsze własnoręcznie).
Ogród na zdjęciu może oddawać rzeczywistość, ale też może jej zupełnie zaprzeczać. Skraj puszczy w Warszawie oznacza podział na dość wąskie działki zabudowane domami z sąsiadami hodującymi egzotyczne ptaki w celach handlowych i ogrodzonymi parcelami. (Tak to jest obrona Tamaryszka :) , choć chyba Iza tej obrony nie potrzebuje).
Ogród Tamaryszka odwiedzam od bardzo dawna, także przedblogowo i forumowo, z nieodmienną przyjemnością: jest urokliwy, przemyślany i tworzony z pasją (oraz radością). U mnie jest zupełnie inny poziom chaosu, ale kto wie, może to złudzenie wykreowane przez zdjęcia.
UsuńAle ja nie o tym... Ewo, nie myślałaś, żeby napisać coś o wpływach japońskich (i chińskich, bo to powiązane) na europejską sztukę ogrodniczą? W sieci pętają się głównie refleksje w stylu "jak zrobić ogród japoński z tego, co znajdziesz w najbliższej castoramie". I tak sobie pomyślałam, że bardzo jestem ciekawa Twojego zdania. Lubię Twoje wpisy historyczne.
Anonimowa Ania
bardzo możliwe, że słowo, Ewo, i bardzo ładne. I że poszukiwanie piękna, dążenie do... czegoś. Czasem do doskonałości, czasem do ideału.
UsuńAle to rycie jednak bym sobie darowała ;-)
Myślę, że te manekiny to nie sztuka naiwna. Bo właścicielka zna się na rzeczy, kolekcję zaczynała podobno od porządnych antyków. Tak to jakoś zabrnęło, dlatego dobrze znać kontekst.
Tak jak w przypadku ogrodu Tamaryszka, która sama mówi, że jej działania i starania są w najlepszym przypadku połowiczne. Nie trzeba jej bronić, bo nikt jej nie atakuje! Blog Izy to jeden z niewielu, który szczerze i bezinteresownie dzieli się wątpliwościami i doświadczeniami, i właśnie radością ogrodowania.
Przyłączam się do propozycji Ani :-) kto, jak nie ty.
Łoooo! Jak ja nie cierpię fuj, fuj tuj! I mówisz, że one są już passe? Jak miło! :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się ogród, taki będący kawałkiem krajobrazu, ale moim kawałkiem. Z brzozą dla mnie i jarzębiną dla ptaków, ach.
tuje są passe wśród profeski, w realu trzymają się mocno, taki rozziew :-) w każdym razie koty je lubią, to pewne.
UsuńZawsze marzyłam o brzozie i lipie, i buku. Lipa sama wyrosła, trochę to dziwnie wygląda na moich hektarach w googlemaps. Właściwie- wyglądało, bo teraz dziwnie zamglili szczegóły, dlaczego?
O ogrodzie japońskim w głębi dżungli jest "Ogród wieczornych mgieł". Polecam, pobudza do refleksji. Jest też o sztuce ogrodniczej, że tak powiem. ;-)
OdpowiedzUsuńPiszesz, że z lubością krtytykujemy. Zostanę przy tym, bo skąd szary zuczek ma wiedzieć, że nawet jak zatrudnił projektanta to efekt jest właściwy. Potrzeba szerszego spojrzenia, gruntownej wiedzy, wyczucia i dyskusji by stworzyć dobre dzieło. Ludzki imperatyw jest w tej sztuce nieodzowny, aczkolwiek mógłby być mniej natrętny w swoim widzeniu jak to ma być.
A poza tym, dziękuję Ci za czas, czułość i miłość do świata. I do nas. ;-):-)
"ogród nosi się w sercu", przeczytałam w recenzji.
UsuńDziękuję, Izabelko, tobie także za cierpliwość do mnie ;-)
Z lubością krytykujemy- pewnie z różnych powodów. Bo nie rozumiemy, czujemy się niepewnie lub sobie upraszczamy.
Hm, zaczęłam czytać te recenzje- raczej tego nie robię- bo niewiele książek ma tak skrajne. Okazuje się, że to o wojnie. Lub o herbacie. Albo o ogrodach. Ciekawe, świat blogów książkowych może mnie wciągnąć ;-)
Och, Megi...
OdpowiedzUsuńMuszę to jeszcze raz przeczytać ;).
Barbara
no i, no i?
UsuńSweet Meg! Ja Cię tu zaraz wyprostuje - jakie, qurna, kłopoty z definicją?! Proste jak budowa cepa ( dwa kijki, grubszy i cieńszy oraz sznurek - info dla rolniczo słabo zorientowanych ) - ogród to mniej lub bardziej udany, mniej lub bardziej uporządkowany, zbiór różnych roślin w jednym miejscu przez człowieka uczyniony. Ogrodu bez roślin nie ma, ogród bezroślinny to oksymoron. Nawet żwirowe japońskie ogródki pływają w zieleni jak Ziemia w Oceanie.
OdpowiedzUsuńOgród z natury twór nienaturalny, w kulturze i zanurzony w postrzeganiu świata przez człowieka w tych różnych kulturach ukształtowanego. W tzw. dupie globalizacji, gdy tak do końca człowiek już albo jeszcze nie wie czy jest jeszcze tym czy już jest tamtym , ma, - nazwijmy je drobnymi - problemy z tym postrzeganiem. Chciałby być wszystkimi z tym że przede wszystkim sobą. Na ogródki przekłada się to tak - będę miał ogród angielski bylinowy z tym że zastosuję japońskie podejście do natury i pożyczę sobie przy okazji krajobraz, ale nie zrezygnuję z francuskiego warzywnika w bukszpanach à la Villandry i spróbuję ten warzywniczek umieścić tak symetrycznie, bardzo nowatorsko, pomiędzy tymi angielskimi rabatami. No i mamy zaraz ten ogrodowy nastrój o którym pisałaś, taki kosmopolityczny. Tryndy są różne, wyboru można dokonywać jak w kanałach tevałek i człowiek kołowacieje od tych możliwości. Nawet do głowy mu przychodzi żeby nic nie robić, co może mieć sens w tzw. pięknym otoczeniu przyrody ale z ogrodnictwem czyli świadomym wyborem sposobu takiego a nie innego kształtowania przestrzeni przy pomocy roślin ( kolejna prościutka definicja ) ma mniej więcej tyle wspólnego co sztuka konceptualna ze sztuką w ogóle. Nie do zastosowania w realu, bo konceptualizm urealniony to tylko popłuczyna w postaci instalacji ( Dżizuu, jak mądrze, normalnie mniemanologicznie;-) ). Znaczy skazani jesteśmy na poszukiwania form ujścia twórczej weny, a dupa globalizacji jest ty ciekawym okresem czasu, o który kiedyś tam historycy socjologii, kultury i sztuki będą z ogniem w oczach toczyć mniemanologiczne spory. No, żyjemy w ciekawych czasach, he, he.
droga Tabazello, wielkie dzięki za sprostowanie, ale wiesz, też to gdzieś czytałam, a chciałam, chciałam bardzo, na użytek swój i ludzkości definicje te rozszerzyć. Nie bądź mi tu taka zasadnicza, że ogród bez roślin to tamto, że bez kształtowania to nie. Właśnie sobie podywagujmy, czy jak zrobimy, ale wpółświadomie (zaorzemy pole w paski, obsadzimy miedzę), to już jakiś ogród pana będzie?
UsuńW dupie globalizacji wszystko możliwe, w obliczu końca świata tym bardziej. Można ewentualnie nie porównywać ze sztuką, będzie łatwiej :-p
Hm, czy myślisz, że my żyjemy w jakimś tyglu rewolucji? bo nie wydaje mi się.
Żyjemy w dobie rewolucji, wskaźnikiem jest poziom ogólnego społecznego wkurzenia na świecie i szybkość zmian technologicznych mających wpływ na postrzeganie świata. Myślę że właśnie wykonujemy tzw. skok ewolucyjny ( będzie bolało ), to taka nowa ładna nazwa na rewolucję.;-) Dywagując i mniemając na potęgę, sztuka z z tzw. czystym intelektem ma punkty styczne ale proces jej powstawania jest nieco inny niż ten, który prowadzi do tak wspaniałych osiągnięć jak to: 2 + 2 = 4. Ogrodowanie jest sztuką, tak jak architektura jest sztuką, intelektualne podejście sprzyja mu tyle o ile, myślę że naprawdę piękne ogrody powstają na tzw. "wyczucie". Myślę też że z ogrodnikami czy raczej projektantami jest tak samo jak z innymi artystami - ma się iskrę bożą albo się jest bardziej lub mniej sprawnym rzemieślnikiem. Nie chcę Cię martwić ale stare gadka francuskich marszandów może dotyczyć projektantów zieleni - wiesz , artysta to w ziemi musi poleżeć żeby sztuka zaowocowała.;-) W zasadzie to marszandzie gadki takie bardzo ogrodnicze, he, he. Mam nadzieję że nie zostaniesz mimo tej radosnej perspektywy rzemieślnikiem ogrodnictwa i będziesz dalej robiła to co robisz.
UsuńDobra jestem okropna ale mi przejdzie - wreszcie ,qrczę, pada! Czekałam na ten deszcz prawie miesiąc! Teraz będę łagodna jak baranek, to znaczy nie tak do końca - zły charakter wyleję tylko na takich co zasługują na wylanie, i ogólnie to będę zionąć miłością do świata ze szczególnym uwzględnieniem wspaniałych róż gęstokolczastych.
Buniolstwa
Tabs
obawiam się, że to będzie ostatni skok na główkę- i z jednej strony spędza mi to sen, z drugiej czuję ponurą satysfakcję spod znaku "a nie mówiłam". W świetle tego wkrótce style ogrodowe nie będą palącym problemem i jednak trzeba będzie sobie przedefiniować. Dlatego pytam- o warunek konieczny i wystarczający, aby zielone (lub nie) nazwać ogrodem.
UsuńTak, artysta- ogrodnik zdecydowanie powinien w ziemi poleżeć, żeby jego ogród zdążył dojrzeć, ale lepiej, jak poleży na ziemi i poklęczy na niej. Większości rzeczy nie da się zrobić w umyśle, a tym bardziej na papierze/w komputerze. Na razie sobie zostanę, bo nie widzę innego wyjścia, jakbym widziała, to bym może wyszła.
Zioń. Na róże.
Teraz jest cudowna pora na takie przechadzki, uwielbiam początek października, czekamy na kolejne!
OdpowiedzUsuńogrodzenia palisadowe łódź
(nie wchodźcie tam, fuj)
UsuńJak napisałaś fuj to natychmiast wlazłam, jak ten gap, który lezie do wypadku komunikacyjnego albo innego nieszczęścia. No i teraz mi się będą śniły ogrodzenia łamane i szlachetne, kara za pociąg do makabry!
Usuńależ koślawe paluchy.
OdpowiedzUsuńwreszcie jakiś merytoryczny komentarz :-D
UsuńŚliczne zdjęcia, a sama technika wykonania po prostu mistrzowska! Szkoda, że pogoda się popsuła, bo wybrałabym się na taki spacer :D
OdpowiedzUsuńKadruję i kadruję pole brokułów za oknami i ni cholery nie widzę w nim ogrodu. Może na mapie satelitarnej byłoby widać rabaty giganty z owych brokułów, cebuli, selerów i innych warzywnych. Taki mega warzywnik obramowany szosami.
OdpowiedzUsuńno właśnie- kwestia skali i kontekstu :-) pomyślę o tym.
UsuńUwielbiam naturę
OdpowiedzUsuńprzepraszam, drodzy czytelnicy, że komentuję spam, ale fraza "jak kulą w płot" pasuje tu idealnie :-D piętrowo zresztą.
UsuńZgadzam się z Tobą, że nie styl, a nastrój w ogrodzie jest najważniejszy. Ale, według mnie, on nie decyduje o tym „czy” miejsce staje się ogrodem, ale „jaki” jest ogród. Jeśli twórcy udało się zbudować nastrój w ogrodzie, to jest to ogród piękny (udany? ciekawy? wyjątkowy?).
OdpowiedzUsuńW kwestii rozumienia idei ogrodu – dla mnie ogród musi być wydzielony z otoczenia, krajobrazu. Granica może być w różnej formie – np. muru czy doboru roślinności czy choćby mentalna.
Ale zawsze ogród jest czyjś - jest miejscem bezpiecznym, bliskim, opanowanym, oswojonym. A każdy czuje i zrobi to inaczej.
Natura jako ogród to dla mnie pewna metafora.
Według mnie, zawsze ogród powstaje na styku natury i kultury. Pozostaje tylko kwestia proporcji jednego do drugiego. A to zależy od twórcy. Jeśli jest on rozkochany w naturze, chce mieć łączność z krajobrazem - to postara się to uzyskać. Ale nie zawsze tak być musi.
W moim przypadku, mimo podziwu dla miejsc, jakie pokazujesz na swoich zdjęciach, chęci na nic się zdają. Owszem, jedna granica ogrodu to las. Ale trzy pozostałe to ulica, ogród sąsiadów i … nawet nie wiem, jak to określić… gospodarstwo. Nie ośmielam się „poprawiać krajobrazu, bo jest za mało urokliwy” – jego z 3 stron po prostu nie ma. Bo budy i dudki, walające się stare nagrobki, klatki z ptakami nim nie są. A z lasem sosnowym w głębi staram się nie tworzyć dysonansu, kreując świat ogrodu, w którym mogę czuć się szczęśliwa.
A kreuję go raczej jako rzemieślnik bez iskry bożej, bardziej chyba kierując się intelektualnymi wskazówkami niż wyczuciem, bo inaczej nie potrafię.
A na koniec - cieszę się, że Twoje teksty prowokują mnie do refleksji nad tym, co robię.
bo czym jest styl? Zauważyłaś pewnie, że nie używam tego podejrzanego pojęcia. Można je sobie odpuścić na pewnym poziomie.
UsuńW dużej mierze jednak nastrój decyduje, czy ogród jest ogrodem. Np. na twoich zdjęciach z twojego ogrodu, robionych z miłością, widzę ogród. Na zdjęciach twoich gości, takich dokumentacyjnych- widzę miejsce, w którym zrobiłabym to i tamto, zmieniłabym to i owo... tak, też ogród, ale przede wszystkim robotę i problemy.
Właśnie- granica może być symboliczna. Może być kręgiem nastroju, wpływów ogrodnika. Rozumiem, że czasem powinna być zupełnie dosłowna, żeby dać ogrodowi tło, zakreślić swój krąg, zaczarować rzeczywistość i nie dać się jej.
Nie wiem, czy znasz ogród Maszki? Ktoś jej kiedyś napisał, że jest utalentowaną scenografką i zgadzam się z tym. Myślę, że podobnie jest z tobą. Nie odtwórca, tylko twórca małych form, miłośnik detali i piękna.
Dla mnie styl to zespół cech, elementów, tworzących oryginalną i spójną formę. Co masz na myśli, pisząc: "można [pojęcie stylu] sobie odpuścić na pewnym poziomie"?
UsuńJa chyba potrzebuję mieć punkty odniesienia. Rozumiem, że ogród może mieć styl, wyrazisty charakter, a nie mieć nastroju i wzbudzać negatywne emocje. Takiego z pewnością nie chcę.
Ogrodu Maszki nie znam, ale poszukam, skoro polecasz. Dzięki za życzliwość!
myślałam o tych "stylach" (wiejski, japoński, rustykalny, angielski...), co to ludzie uwielbiają je przypisywać ogrodom. Właściwie styl w rozumieniu, o którym piszesz, też niekoniecznie robi dobrze ogrodom, bo wpuszcza nas w schematyczne ścieżki (przykłady: kłopoty z dopasowaniem ławki, postrzeganie hortensji bukietowych jako roślin, które "nie pasują" do założeń naturalistycznych). Więc może lepiej, nawet intuicyjnie, poszukiwać rozwiązań na poziomie "składowych definicji", o których piszę w poście (i tych, których nie wymieniłam), niż szukać "spójnego stylu".
UsuńAha, ogrody bez granic- napiszę o nich na przykładach. Pozdrawiam :-)
Megi, jak wiele przemyśleń w jednym poście. I patrzę na ten mój skrawek ziemi i wyć mi się chce. Bo za bardzo "udomowiony". Ale chyba najpierw musi być ogarnięty, żeby potem stworzyć coś, co nie szarpie za oko... Przynajmniej u mnie. A zresztą, my i tak się nie znamy z tymi roślinami, bo są osoby, które "mają wieloletnie doświadczenie w projektowaniu, więc lepiej się znają". Serio :D
OdpowiedzUsuńna małym kawałku ziemi widzimy wszystko z bliska i zwykle decydujemy się na uporządkowanie i udomowienie. Co innego, gdybyś miała hektary, chociaż dwa- myślę, że byś tak nie szalała z ogarnianiem. A niektórzy szaleją, i to jak. No ale my się nie znamy, wiadomo ;-) chociaż ja mam "wieloletnie doświadczenie", to może już coś ogarniam. Z tymi roślinami. Jakoś tak się zdarza, że jak ktoś się na czymś nie zna, to lubi uznać to za marginalne.
UsuńSuper wpis, dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia bardzo klimatyczne :-) Lubię tak stanąć na moment i w ramach odbicia od egzotycznych drzew popatrzeć sobie na Nasze rodzime łąki pełne kwiatów, zapachów i kolorów.
OdpowiedzUsuńtak trzymaj :-)
UsuńŚwietne zdjęcia aż by się chciało pochodzić po tych łąkach 😉
OdpowiedzUsuń