A Doris pisze- gdzie indziej- że moja praca uzasadnia mój sens istnienia, że jest tak twórcza, to piękne mieć swój wkład w piękno świata. Oj, Doris, ty dziewczynko egzaltowana.
(btw- moje pisanie jest dialogiem z rzeczywistością... piszę dla Doris, dla Watki, dla Saturejki, dla tzw. "kursantów", dla tzw. "les clients", niektórych. Dla Ani, Sebusia i M, chociaż tego nie czytają. Dla znajomych, realnych i wyobrażonych, a ci wyobrażeni są bardzo realni, bo poskładani z tego, co o nich wiem- więc wyraziści;-] cieszę się mogąc podzielić się z Watką widokiem fioletowego lasu, jaki pamiętamy z dzieciństwa, bo ona teraz ogląda wiosną lasy pełne pięknych i obcych trójlistów. Dlatego słowa Doris komentują mi cały dzień... make my day;-)
Bywają dni... kiedy działam przede wszystkim jako Edukator. Skutecznie i nie.
Na szczęście płazy wszyscy kochają:
i nic im złego nie zrobią. Widzę, że każda inwestycja drogowa wiąże się teraz ze stawianiem "przeciwpłazich" zapór, wyłapywaniem żab w pułapki i przenoszeniem ich w bezpieczne miejsca. Ale... rok temu składaliśmy ofertę na takie działanie w pobliżu budowanego we Wrocławiu stadionu. Procedury przeciągały się, żaby zdążyły przemieścić się do stawów i zacząć gody, gdy zmienił się wykonawca inwestycji. Musiał nadrobić opóźnienie i... zasypano stawy w trakcie rozmnażania żab. No cóż, priorytety.
Żaby w ogrodach są bezpieczne i lubiane, ale w mieście coraz ich mniej, bo nie mają gdzie się rozmnażać. Za to jest więcej ślimaków, w ciągu ostatnich dwóch mokrych lat dramatycznie dużo.
I jak jedna Pani wczoraj na te ślimaki narzekała... że nie ma jak wyjść do ogrodu... to miałam podstępną satysfakcję komentując: bo nie ma jeży i ropuch... Ale to satysfakcja pożal się boże, bo co ona winna? Jeża by utuliła, ale co on zrobi na ruchliwej drodze koło jej ogrodu? A co zrobi kierowca na jego widok? Jak mówią opiekunowie chorych i uszkodzonych jeży, za 20 lat nie będzie jeża europejskiego. Plus jeden dla Edukatora. Minus jeden za nietrafiony target.
Plus pięć dla Edukatora: przekonanie właściciela ogrodu o konieczności usunięcia folii ogrodniczej przy okazji przebudowy zieleni. Pod taką folią gleba nie oddycha (śmierdziała zgnilizną!), życie biologiczne zamiera, dżdżownice się duszą i zagotowują, rośliny w poszukiwaniu powietrza korzenią się płytko:
A jak to się kiepsko rozmontowuje!
Kolejna szansa: spotkanie z zarządem jednej z większych krajowych spółek w sprawie realizacji zieleni. Inwestycja zlokalizowana w otulinie parku krajobrazowego, w otwartym krajobrazie. A projekt (powiedzmy;-)) zieleni przewiduje: tuje, tulipanowce, jodły koreańskie... więc oto Megi, zdając sobie mimochodem sprawę z niestosowności swej indyjskiej tuniki i przeżuwanej gumy, przedstawia wyższość drzew rodzimych nad egzotycznymi. Oraz ich lepsze przystosowanie do takich np. warunków:
Kontrargument brzmi: ale my chcemy takie rośliny, ŻEBY SIĘ ODRÓŻNIAŁY I ŻEBY BYŁY NAPRAWDĘ ŁADNE. Megi: prostota rozwiązań jest ładna, a wyróżnianie się jest...@#$%^&. ( w tłumaczeniu: nieeleganckie i prostackie). Kompromis: klony zamiast tulipanowców, jałowce zamiast tuj i jodeł k. Plus dużo pkt. dla Edukatora.
Za chwilę jeszcze bardziej hardo: jakie rośliny nie stwarzają zagrożenia pożarowego, korzenią się na 2 m wgłąb, nie wymagają podlewania, przycinania, mogą rosnąć na piasku i nie zrzucają liści? Wg inwestora: jałowce płożące i cyprysiki. Wg Mohera: żadne. Wg Mohera już- mniej- wkurwionego: trzmielina zwyczajna, rokitnik, wydmuchrzyca, tawuła wczesna, śnieguliczka koralowa, i róże, taaak, przede wszystkim cudowne róże okrywowe! Kompromis: tawuła wczesna, rokitnik, jałowiec 'Blue Carpet' (brrrr!), kosodrzewina, wydmuchrzyca, irga pozioma, śnieguliczka. Plus- minus, bo nie obroniłam róż:-(
Jest szansa na pracę:
Plus pięć za skuteczne odradzenie inwestorom stosowania Roundupu. Otóż środek ten, reklamowany jako bezpieczny, biodegradowalny, sprzedawany bez ograniczeń, stosowany beztrosko przez leniwych wieśniaków jako alternatywa wykaszania rowów, jest biodegradowalny owszem, ale tylko do składników niegroźnych dla roślin, nie dla zwierząt i ludzi. Służę odpowiednimi linkami, ale następnym razem, bo się spieszę. Przedostaje się do wód gruntowych, co w szczególności w otulinie parku krajobrazowego jest niedopuszczalne.
Jeżeli dodamy do tego ^%&$#&@* związany z finalizacją rozliczeń i pobieraniem zaliczek... to po takim dniu mogę spędzić wieczór tylko w taki sposób:
mimo że powinnam tak:
Trudno, trzeba będzie przełożyć spotkanie. Sezon jest tylko raz;-)
Hmmm... ojtamojtam, najwyżej wykasuję post.
Czytałam ostatnio, że tylko 13% Polaków regularnie korzysta z internetu. Nie uwierzyłam. Po czym przeprowadziłam drobne badania terenowe, z których wynikło, że to chyba prawda, ale trudno w to uwierzyć. Większość ludzi używa neta do SWOJEJ pracy... a nie do śledzenia mojej... więc dalej będę pisać dla wyżej wymienionych i niewymienionych. Jeszcze będzie o Edukatorach... i efektach ich pracy;-) Frustracja- inspiracja- edukacja.
Pozdrówka, Megi.
he, bardzo fajny blog. Trafiłam przypadkiem. Wiele się dowiedziałam. O jeżach i ślimakach. No i żąbki piękne. Poza tym a propos użytkowania internetu przez Polaków. Odwiedzając ostatnio ZUS zapytałam czy mogłabym prosić Panią Urzędniczkę o podanie mi adresu mailowego ponieważ będzie mi łatwiej kontaktować się z urzędem tą właśnie drogą. "Proszę Pani! Mail w ZUSie???" - usłyszałam zdziwiony głos - "Chyba w XXII wieku...." o i tyle w tym temacie.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
a skąd takie rzekotki? :)..folia budowlana, czy agrowłóknina?..u mnie są ropuszki :D
OdpowiedzUsuńPolanko- znaczy, że żyjemy w alternatywnym świecie w stosunku do ZUSu ;-]
OdpowiedzUsuńSzary Wilku- rzekotki są u siebie, bo na terenie tego łosiedla był sobie staw... Folia ogrodnicza, czyli taka plastikowa tkanina z dziurkami, ale co z tego- spływ powierzchniowy duży, parowanie żadne:-[
Rzekotki ciężko znaleźć i zauważyć, dobrze się kamuflują :)..
OdpowiedzUsuńCzyli taka workowa :D
Film "Edukatorzy" widziałam, ale powiem szczerze, że edukowanie Megi ma zdecydowanie więcej sensu niż zabawy głównych bohaterów :-]
OdpowiedzUsuńJa sama ciągle łapię się na myśleniu o ogrodnictwie jako o walce z naturą. A to jest podejście strasznie przestarzałe, bo w XXI w. już wiemy, że natura nie jest wrogiem, tylko przyjacielem. A kiedy się dba o przyjaciela, to przyjaciel dba o nas. I tak jest np. z opisanymi przez Megi jeżami i ropuchami (a ślimaków faktycznie latem było obrzydliwie dużo).
W Anglii widać już inne podejście. W porządnych ogrodach nie stosuje się nawozów sztucznych tylko kompost i przekompostowany obornik. Dobór odmian róż jest przeprowadzany przede wszystkim pod kątem odporności na choroby, a zabiegi chemiczne ogranicza się do regularnych, częstych oprysków preparatami na bazie czosnku. Żeby ograniczyć zagrożenie chorobami, jesienią obrywa się liście róż i pali, nie czeka się aż same spadną. Podlewanie ogranicza się przez ściółkowanie rabat grubą warstwą kompostu czy przekompostowanego obornika, czy w przypadku roślin z siewu - przez hartowanie.
Hmm... przecież to nic nowego ani nadzwyczajnego. Ale u nas w Polsce często idzie się na łatwiznę, szczególnie właśnie w zieleni miejskiej (wiem o tym z własnego doświadczenia, niestety:/ sama byłam/jestem takim leniem). A swoją drogą ciekawość, czy wiadomo coś w sprawie kompostowni miejskiej we Wrocławiu? Działa toto http://www.um.wroc.pl/m3375/p129834.aspx ?
PS: Edukuj dalej - i inwestorów i nas :-)
Czyli tulipanowiec - nie? Szkoda bo ja marzę o nim odkąd pomyślałam o ogrodzi - ten piękny kształt liści...hm może jednak?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
KP
w tamtej konkretnej sytuacji :-) krajobrazowej, ale i warunki środowiska (gleba, wiatr) nie były spełnione.
Usuń