Krajobraz z wierzbami z wielkopolskiego weekendu wpisuje się w ten nastrój.
I nawet nic nie kwitnie, w zeszłym roku byliśmy nieco później.
Kiedyś wspomniałam, że Dolny Śląsk to moja ziemia serca, ziemią ojca jest Wielkopolska.
Może to tłumaczy- miłość do płaskości i skłonność do melancholii.
Relatywizm.
Zanim napiszecie, że ładne zdjęcia, pomyślcie, jakie byłyby latem, w popołudniowym słońcu.
Krzysztof powiedział o tym coś, co można streścić w słowach "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma".
(nasz przyjaciel jest naukowcem, jak z nim rozmawiam, to zdaję sobie sprawę z różnic różniących ludzi bardziej, niż gdybym gadała, powiedzmy, z talibem. Szkiełko i oko vs me.)
Clou- ludzie postrzegają jako piękne, odpowiednie, dobre itp. to, co jest im dane, nie porównują wielkopolskich równin do Puszczy Białowieskiej, nie patrzą z perspektywy Himalajów. Zbadane szkiełkiem i okiem.
Dlatego wszędzie jest pięknie:-)
Albo nie o to chodzi.
Poza tym cały wieczór rozmawialiśmy o Tej Książce.
Tę Książkę mam wdrukowaną i będę was nią spamować. Jak już przeczytam i dowiem się, czy dobrze wdrukowałam.
W jej kontekście je ne suis pas frankowiec, tym bardziej górnik, co melancholii nie rozwiewa.
Wielkopolska, jak to mówią, stepowieje.
Nie do końca chodzi o ten proces, bo zbiorowiska roślinne nie przekształcają się w charakterystyczne dla stepów. Po prostu- w ciągu wielu kolejnych lat występuje deficyt opadów, bezśnieżne zimy, a rolnicy odwadniają na potęgę, nazywając to melioracją. Zanikają oczka wodne, woda nie stoi wiosną na łąkach, nie podlewa roślin i płazów.
Znikąd, znikąd nadziei.
Poza dwoma drobiazgami.
Nadzieja jest w samych wierzbach, żywotnych, niezłomnych.
Ogławiane co kilka lat, wypróchniałe z twardzieli, rażone piorunami (dlatego, że samotne? czy że diabeł w nich mieszka?)- wciąż wypuszczają nowe pędy, dają dom zwierzętom, dziki bez gnieździ się w ich koronach.
Drugi promyk nadziei to zadrzewienia środpolne.
Nigdzie indziej w kraju nie możemy obserwować takiego eksperymentu i planowania krajobrazu na taką skalę, jak w Parku Krajobrazowym im. Dezyderego Chłapowskiego.
(liczne linki są w tym poście)
Dezydery ulubił sobie robinie białe (akacjowe), czyli grochodrzewy.
Te obce, amerykańskie drzewa, niecenione kenofity, posądzane o inwazyjność, uwodzące zapachem, miododajne.
(po lewej młode robinie, za wierzbami góruje starsza. Pięknieją z wiekiem.) |
(olsze czarne wzdłuż rowu Wyskoć) |
(lipy drobnolistne i głogi) |
(samotna lipa) |
Intuicja, poparta wieloletnią obserwacją kępy drzew za płotem Moherii, nasunęła mi takie wnioski:
1. Robinie dominują w "pierwszej fazie" rozwoju zadrzewienia. Są światłożądne, więc nie odnawiają się, kiedy już same się zacienią.
2. Pod okapem robinii radzą sobie młode klony, lipy, graby. Zadrzewienie za płotem Moherii właśnie sobie grądowieje, już po czterdziestu latach zagajnik robiniowy przekształcił się w taki z dominacją klonu i lipy. Dębów i grabów na razie nie ma, nie mają skąd się wziąć.
3. Robinie są krótkowieczne (te nasiane po wojnie na gruzach Wrocławia dożywają swoich dni), szybko robią miejsce dla gatunków siedliska potencjalnego.
4. Robinie rozmnażają się głównie z odrostów korzeniowych (chyba? z obserwacji), które w ostrzejsze zimy wymarzają. Kilkuletnie drzewka nie są w pełni mrozoodporne. Nie jestem pewna, czy widziałam jakieś robinie za Wisłą. Na Suwalszczyźnie na pewno nie.
Krzysztof przedsięwziął odpowiednie badania i wyszło podobnie;-) znaczy istnieją różne drogi poznania.
(do Poznania też)
W dodatku z badań wynikło, że zadrzewienia robiniowe nie są uboższe w gatunki, niż te "rodzime". Cóż, nektar i pyłek obfitych kwiatów, kryjówki i miejsca na gniazda w spękaniach i bruzdach kory, wzbogacanie wierzchniej warstwy gleby w azot (jak wszystkie bobowate)- to musi działać.
Powiedzmy, że to była dygresja, to do adremu, czyli rozwiewania mgły melancholii.
To zadrzewienie ma dwadzieścia lat.
Ania i Krzysiek brali udział w jego sadzeniu.
(stara droga z Turwi do Kopaszewa) |
(dęby, graby, lipy, jesiony, brzozy, głogi, porzeczki) |
Widać je. Funkcjonuje. Istnieje w krajobrazie i w przyrodzie.
Mój dziadek i pradziadek, i tato TP zakładali szkółki leśne, gospodarzyli w lesie. Mój drugi dziadek, wielkopolski, zalesił część swoich pól.
Jakaś część tego istnieje do dziś, jakaś część nas przeżyje.
Dlatego sadzę drzewa. Żeby mieć wpływ, nie dać się melancholii i entropii, pozostawić ślad.
Właśnie dlatego.
(jeszcze tylko, turwunia, pamiętać o tym na co dzień, na tym rozdrożu)
Wielkopolska bywa też całkiem niemelancholijna.
(tu na pewno nie ma moich genów. Ani memów.) |
Pozdrówka, Megi.
PS. Jako że gościliśmy u Grzybiarzy, jedliśmy m. in. to:
(kapustka z pieprznikami trąbkowymi i uchem bzowym) |
My też nie.
PS. to wszystko zdarzyło się w półtorej dnia i na półtoragodzinnym spacerze wśród melancholijnych pól. Nie mówcie, że tylko ja mam takie ciekawe życie.
Niemal przejęzyczyłam się czytając tytuł posta ;)
OdpowiedzUsuńNie dajemy się poniedziałkom blue, nie dajemy się, nie dajemy się!!!! powtarzam jak mantrę i koniec.
Te wierzby, ogławiane dla mnie są kwintesencją polskiego wiejskiego krajobrazu, bez którego nie wyobrażam sobie mojego kraju.
Świat bez drzew jest nie do zaakceptowania :(
nie dajemy się. Co by było- bez światła i bez drzew. Najgorzej.
UsuńJeszcze na płaskim jako tako. Jeszcze zdarza się woda stojąca na łąkach. Na naszych morenowych falach, na piaskach VI klasy, stepowienie szaleje. Galopujące suchoty. Jeżeli kiedyś się wyprowadzę z tej pięknej krainy, to właśnie z powodu corocznej masakrycznej suszy i potwornych upałów. A trza było głupia babo spojrzeć na mapę pogodowo-jakąś tam, przed szukaniem miejsca? Trza było! Wszystko tam pokazane.
OdpowiedzUsuńJa, nienawidząca upałów i otoczona roślinożercami ryczącymi z rozpaczy na żółtych, spalonych pastwiskach....
Ten zwierz na zdjęciu wygląda jak żbik. Albo przynajmniej kotożbik.
humorek mam z lekka turewski, bo nie radzę sobie z byciem bogiem od patroszenia.
UsuńWiem, trzeba było, więc jest zrobione. To dla mnie pierwszy raz i dlatego tak głupio przeżywam ....
Kicia czuje się coraz lepiej
będzie dobrze:-)
Usuńściskam, jesteś rozważna, odważna.
jeżeli się wyprowadzisz, to pewnie w góry, z których spływają potoki.
UsuńAlbo przyjedź do nas:-)
Ale jeziora u was są, jeziora?
Dużo jezior, ale małych. No i księżniczka Drawa i ciotka Noteć i piękny Drawieński Park Narodowy.
UsuńDo Was, czyli w Izerię?
no tak, Rzeki.
UsuńDo nas, czyli na Dolny. Moja ulubiona tutaj to jednak Kraina Wód, płaska, mokra i ptasia. A później, na równi- Izeria i okoloce Tupajowic.
Hehe Megi, ja też z podtekstem wzięłam tytuł ;)Może dlatego, że dziś zawodowo lekko podturwiona jestem:)
OdpowiedzUsuńA ja powiem - zdjęcia piękne są i melancholijna. Takie wielkopolskie...półtora godziny jak widać dobrze przeżyte. Zadrzewienia śródpolne są - na szczęście nie tylko u Dezyderego. Świadomość rośnie w tej materii. O stepowieniu słyszę już 20 lat - w jednych miejscach woda ucieka, w innych się pojawia. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to normalne zjawisko, czy nie - wiem natomiast, że jak się takie cuda dzieją, to znaczy, że gdzieś w pobliżu coś budują...to się sprawdza. Niestety. A babcie wierzby wprost uwielbiam z tymi ich zakamarkami.
ja też, jak widać, uwielbiam wierzby:-) u nas ich tak nie ma, nadrabiam sobie u was.
UsuńJeszcze nie wiem, kiedy będę na Gardenii, ale chyba niestety w sobotę i zostaniemy w okolicy w niedzielę.
Szkoda trochę, bądźcie wcześniej, bo ostatnio w sobotę zwinęli się o 15 skurczybyki.
UsuńAle Ptasie jak nic będzie, już mnie haczą dziewczyny:)
o właśnie, powiem TP, że jechać na sobotę to jak nie jechać.
UsuńPtasie z przyjemnością:-)
Byłaś bliziutko, jakieś 10 km od naszych górek. Bo nie wszędzie tak płasko.
OdpowiedzUsuńI znam te hrabiowskie robinie. Przejeżdżam tamtędy często. Pięknie rysują się teraz na tle nieba.
OdpowiedzUsuńno to teraz jestem ciekawa- GDZIE? bo że w Wielkoplsce, to wiedziałam, ale że u hrabiego, to nie.
UsuńMiędzy Krzywiniem, a Osieczną.
Usuńto znam:-) piękne łagodne pagórki.
UsuńPIękne zdjęcia, bardzo lubię widoki z wierzbami i te polskie drogi ech, kiedy będzie lato....
OdpowiedzUsuńI na rower...
lepiej niech będzie wiosna, nie spieszmy się:-)
UsuńI co, szedłby sobie człowiek, mlaskał (buciorami) błotem, myśli miał przewietrzone...niechby i między akacjami, które ma Mazowszu wzbudzają panikę jak sumaki. A sieją się jak głupie klony jesionolistne, czy one nas nie zarosną? Czy to lepsze niż step?
OdpowiedzUsuńCzemu pokazujesz obcych w formalinie?
tak, też pomyślałam o jaju obcego;-)
UsuńSzedłby...
Klony jesionolistne są niedobre, bo w lasach łęgowych konkurują skutecznie z rodzimymi gatunkami. Sumaki są niedobre, bo bardzo ekspansywne i "zatruwają" inne rośliny.
Ale może w dłuższym okresie czasu okazałyby się niegroźne.
Podobno najlepszym sposobem walki z inwazorami jest zjadanie ich. Sumak owszem owszem.
Jest takie oto powiedzenie na temat Robinii "Plant one Robinia - if you wish to have a thicket." Jesli chcesz miec las wsadz jedna akacje. Tak z odrostow korzeniowych ale mlode przezywaja zime :) Cena paliwa spada bedzie jeszcze szybciej sie ocieplac i wysuszac. Nie mowiac o anomaliach pogodowych.
OdpowiedzUsuńgąszcz:-) nie wiedziałam, że jest takie ładne, dokładne angielskie słówko.
UsuńU nas nie zawsze przeżywają, nawet na Dolnym.
Cena paliwa spada przez politykę, wiecznie to nie będzie.
Wody stojącej to u nas aż nadto. A te Twoje zdjęcia nie pomagają na melancholię...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, cóż za trafne określenie "poniedziałek roku"... z czasów, gdy jeszcze odczuwałam różnicę pomiędzy dniami tygodnia ;)
Może i inni mają ciekawe życie, ale w zupełnie innym gatunku atrakcyjności.
Kocham drzewa. I może też coś sobie śródpolnie zadrzewię?
a tak. Z tą wodą to trzeba coś zrobić jednak. Może plantację wikliny? Zadrzewienie łęgowe?
UsuńPrawda? mnie też poniedziałek nie czyni jakiejś szalonej różnicy, ale jednak.
Nie melancholia a rzeczywistość. Piękne bezlistne drzewa - uwielbiam je w takim stanie.
OdpowiedzUsuńpowiedzmy, że melancholijna rzeczywistość:-) też lubię te nagie postaci.
UsuńDo robinii nie mam za wiele. Nie cierpię sumaków i raczej bylin niż drzew. Moja magisterska czeremcha też mnie rozbraja czasem...zapachem, owocami. Lubię daglezje. Grzech? Chyba mały....;)
OdpowiedzUsuńTakie klimaty wierzbowe są mi mało znane, ale jak już widzę to dziwnie ciepło koło serca się robi choć korzenie mam na Kujawach i...dawnych Prusach Wschodnich.
Tytuł chyba zamierzony był...:) Choć mój dzień wstrętny jakiś więc blisko literówki i wściekłości okołoburdelowej :)
robinie, daglezje, czeremch późne, tawlinę- lubię. Sumaki nie bardzo, ale takie dorosłe, na parkowym trawniku... no ładne są.
UsuńTytuł oczywiście zamierzony. W końcu mogła być przecież melancholia wielkopolska, ale jest taka, jaka jest. Zmierzła.
No, tak, ja również przeczytałam tytuł po swojemu :)
OdpowiedzUsuńA mgły i inne zgniłki poszłabym z rozkoszą pofotografować, bo, choć ich nie lubię, są niezmiernie fotogeniczne. Tylko dopadła mnie zaraza gigant i nie puszcza, wysmarkuję mózg i czuję się, jakbym gasła na suchoty.
Co do robinii - na pewno rosną w Olsztynie i nie wymarzają, pewnie się przyzwyczaiły. Może nie w takiej obfitości, jak w mojej okolicy w Warszawie, ale jednak są. Uwielbiam je, o każdej porze roku. Te moje okoliczne stare rozłożyste egzemplarze mają zachwycająco piękny pokrój - są takie dramatyczne i rozedrgane, co widać szczególnie dobrze teraz, kiedy nie mają liści.
Faktycznie dopadła melancholia ale piękna! i te niesamowite zwierzaki!
OdpowiedzUsuńWierzby zachwycają, kiedyś między takimi dwoma miałam rozpięty hamak...
Widziałam pod Czerwińskiem na Mazowszu takie małe wierzby, o grubych stosunkowo pniach, nowo posadzone, urzekły mnie...
Przy okazji zapoznania się z przepisem na bardzo medycznie wyglądające czarcie jaja, poczytałam forum, a tam : jedzenie na surowo sromotnika smrodliwego, zlot grzybofisiów - ale jazda ! U nas z takich dziwów tylko smardze w ogródku a nieopodal u podnóża Góry Zamkowej napotkaliśmy okratka australijskiego :)
OdpowiedzUsuńA widziałaś stacyjki drogi krzyżowej umieszczone na trasie konduktu pogrzebowego Zofii Kopaszewskiej, która utopiła się w tamtejszym stawie w czasie balu? Zdaje się właśnie, że z powodu melancholii, choć niektórzy dzisiaj mówią, ze cierpiała na depresję poporodową... To wspaniałe tereny i mają arcyciekawą historię.
OdpowiedzUsuńPięknie! Szczególnie podobaja mi się te przycięte drzewka. Ja również chce w swoim ogrodzie wprowadzić nieco ładu i harmonii. Zacząłem nawet inwestować w sprzęt. kupiłem sobie puki co nożyce ogrodowe bo to mi się chyba przyda najbardziej w pierwszej kolejności. Do tej pory wszystko mi rośnie jak chce :P (mam dom z ogrodem od niedawna więc nie jestem zbyt doświadczonym ogrodnikiem :P )
OdpowiedzUsuńZe stepowieniem tej naszej Wlkp to jakoś różnie jest. W Wielkopolskim Parku Narodowym na Pojnikach pojawiła się woda. Pierwszy raz od kilkunastu? kilkudziesięciu? lat. Będę turystów teraz tam wysyłać, żeby sobie pooglądali to cudo. Widzę w komentarzach, że widzimy się w Ptasim po Gardenii? :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń