W Moherii dzisiaj świeci słońce, siedzę w fotelu ze strategicznym widokiem na okno północne i wschodnie i kminię posta. O tym, jak w Moherii projektujemy ogrody.
Właściwie nic wielkiego. Staramy się pamiętać, że proste jest piękne, a projektowanie jest sztuką odejmowania. Trochę to wbrew naszej wybujałej, barokowej, nieopanowanej naturze, ale staramy się ogarniać. W temacie rysowania planu- jest dobrze, geometria (linie proste i fragmenty okręgów, przeplecione ze sobą i połączone płynnie a dynamicznie) pozwala uniknąć chaosu, projektowych niedopowiedzeń i przegadań, i niekonsekwencji, a rośliny i tak zmiękczą każdą ostrą krawędź. W kwestii doboru roślin- ooo, tu jest trudniej, chciałoby się posadzić wszystkie ulubione, no i nasza skłonność do bujnych ogrodów... ale staramy się. W sprawie wyboru stylu i materiałów budowlanych- pozostajemy nieugięci.
Tylko miejscowe. Regionalne. Szczere. Oczywiście zależy to od tzw. stylu ogrodu- beton też jest szczery, chociaż nie jest regionalny;-) i jako taki jest lepszy od łupka kwarcytowego na Śląsku np. Takie:
Właściwie wszystko jest jasne, w końcu tradycyjny tynk wygląda lepiej od tynku cienkowarstwowego na styropianie, lepiej się patynuje:
i można na nim coś napisać:
a po jakimś czasie coś dopisać:
(dopisał Moherowy Mąż, jak się nauczył pisać, na ścianie rodzinnego domu. Wolę nie myśleć, jakby to wyglądało na styropianie i co by Mama powiedziała.)
jasne, że jasne, ale jakoś nie.
Rozmowa z les clients:
-to proszę mi policzyć murek z takiego kamienia... takiego, takiego...
Moher: -proponuję szarorudy granit murowy...
Les: -nienie... taki biały, jak we Włoszech albo w Grecji... i taki trochę pomarańczowy.
M: -ale TO JEST MATERIAŁ SPROWADZONY.
Les: -ooo, pani patriotka...
M: ZONK.
Raczej bym nie powiązała w/w z patriotyzmem, ale... lepsze to:
i w dodatku patriotyczne:
(swoją drogą, to wieczne eksploatowanie rustykalnoprzaśnych symboli i skojarzeń...)
niż... wiecieco. To, czego nie sfotografowałam.
Skądinąd- te drewniane ogrodzenia w stylu zabużańskim to nie jest żaden historyczny ani tradycyjny element. Od wojny, w ramach i w imię niewiemczego rozbierano wieczne grodzenia i nawierzchnie z miejscowego kamienia, o takie:
i stawiano te chwiejne płotki... podobno o gustach się nie dyskutuje, a powinno się.
Dokładam do dygresji jeszcze kilka argumentów za stosowaniem miejscowych i tradycyjnych materiałów:
- - ograniczony wybór sprawia, że wszystko wygląda spójnie, a nie jak wystawka w Castoramie,
- - mają stonowaną kolorystykę,
- - są tańsze niż sprowadzone,
- - transport jest tańszy,
- - i mniej uciążliwy dla środowiska, bo na mniejsze odległości,
- - a jeżeli chodzi o patriotyzm, to... wspieramy miejscowych wytwórców:-)
Oczywiście jest tu mały haczyk- po co mamy rozbierać swoje góry, jak można rozebrać chińskie;-/ ale tak naprawdę trzeba pomyśleć o recyklingu także i tych materiałów, stosowaniu np. cegły rozbiórkowej, odzyskiwaniu zepchniętego na wysypiska materiału z rozebranych dróg i ogrodzeń, wykorzystaniu używanej kostki brukowej zamiast zalewania jej asfaltem...
Rośliny też są materiałem, i też warto, przynajmniej czasem, przypomnieć sobie kilka tradycyjnych:
nie ma po co podpisywać, bo i tak wszyscy znają... zwrócę tylko uwagę na ostatni kwiatek- lilię Świętego Jana, lilię białą, Lilium candidum. Nigdzie nie można jej kupić! A miejsca, gdzie sobie rośnie, wyglądają tak:
i pewnie wkrótce się "ucywilizują"...
I jeszcze anegdota z Moherii. Otóż na planecie M lubimy robić sobie Raj. Dopiero ostatnio skojarzyłam, że posadzona 10 lat temu w Zet i już obrośnięta w zapach i pszczoły aleja lipowa ma ścisły i istotny związek ze wspomnieniem wakacji sprzed 30 lat...
"lipy kwitną. Woń przesłodka dyszy. Cień się złoty kładzie poprzez płoty..."
(cytat, w dodatku niedokładny i nie wiem z czego).
Mazurskie pole, lipcowy upał. Idziemy pośród zbóż, w kostiumach kąpielowych (dwuczęściowych i bez żadnych tam pareo śmeo), opalone i błyszczące od potu, wzburzając kurz puf pufff. We wsi cień lip, przewieszających się przez cytowany zabużański płotek, jest taki głęboki i zielony, zapach taki taki... jak nasze naście lat- teen spirit- a brzęczenie pszczół... wszystko takie inne od zbożowej pustyni i chłodne jak źródło.
Teoria projektowania mówi, że na nasze zmysły zadziałała zasada kontrastu. Moher zadziałał intuicyjnie i... wyszło prawie jak (prawie, bo lipy muszą jeszcze podrosnąć):
Czyż nie? Pozdrówka, MegiMoher z Moherii.
A czy na Moherii świeci słońce? Bo u mnie pada strasznie i nawet nie mogę wyjść na mój pseudo ogród
OdpowiedzUsuńwiejskie klimaty w każdej części kraju są inne, ale zawsze piękne, czasem nostalgiczne, a czasem są marzeń obrazami:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Jak dla mnie to ogrodzeń mogłoby nie być i nie byłoby problemu, ale to raczej niemożliwe. Każdy chce mieć, jak to się mówi, "prywatność".Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja właśnie ogrodzenia nie mam, no mały płocik przedogródkowy, tylko jako symbol, a od pól żywopłot. Prywatności na moim końcu wsi nikt mi nie zakłóca, bo dla tubylców granica działki, to rzecz święta i to mi się tu baaardzo podoba i tak powinno być wszędzie, ale nie jest, wiem. Stąd kraj zalewają największe koszmary, jakie są; betonowe płoty. Makabra!
OdpowiedzUsuńMegi, no niestety, lata lecą i to z szybkością światła...
Pisz jeszcze o ogrodzeniach!
OdpowiedzUsuńDoskonale wpływa to na mobilizację naszych sił w w/w kwestii!
Dziękuję za odwiedziny w Moherii!
OdpowiedzUsuń@Kasia- świeci, świeci, ale my LUBIMY deszcz. Nie trzeba podlewać i można nie iść do pracy;-]
@Iva- tak właśnie jest. Oczywiście to tylko jedna strona ogrodu, inne klimaty też są piękne i bywają marzeń obrazami...
@Giga- ciekawe, bo np. w Skandynawii nie mają (prawie) ogrodzeń, a mają prywatność. I szanują ją wzajemnie, nikt na symbolicznie ogrodzony teren nie wbija. Wszystko jest w naszych głowach.
@GAJA- właśnie o tym myślałam! o betonach zdobionych, od frontu dekorem do ulicy, po bokach zdobieniem do środka!! i jeszcze o wyuzdanej "metaloplastyce" najeżonej grotami!
I dobrze, że pieczenie chleba pomaga na nostalgię...
@ZiŁ- wasz murek jest piękny, prawie jak oryginał... a swoją drogą- nie bójcie się masywnego i stabilnego (to tak na wypadek, gdyby TEN się jednak rozsypał), zagłębi się, porośnie mchem i będzie wyglądał. Specjalnie dla wzmocnienia Was sfotografuję dużo murków w Szwecji:-) to kiedy się wprowadzacie;-)?
Płoty, płotki, płoteczki.... wiejskie ..... z materii dostępnej, wkomponowane w otoczenie, wskazujące delikatnie granice terenu ....
OdpowiedzUsuńTo chyba już zamierzchłe czasy. Dzisiejsze ogrodzenia to mury i płoty wskazujące bardzo wyraźne granice.....
W mojej wsi tubylcze bramy są szeroko otwarte za dnia, napływowi niestety zamykają się bardzo szczelnie i nawet w ciągu dnia jest trudno zajrzeć na podwórzec ... ech, czasy ....
kryniafu
Co za wpis!!Chyba sie bede u Ciebie polskiego uczyc, bo po 36 latach na obczyznie, jakos ten moj jezyk skostnial, skurczyl sie - a tu prosze, Ty wyrazasz sie z latwoscia i zonglujesz slowami tak jak i ja chcialbym. Podoba mi sie to wszystko na tyle, ze ja tez ide za Toba.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem upalnego dnia, rozpalonych łanów zbóż, gorącej młodości dziewczyn i ukojenia w cieniu lip. Piękna scena z filmu, którego nie ma ...
OdpowiedzUsuńWiem, że post jest o ogrodzeniach :)
och, M.... ty wiesz, o co chodzi... jakoś mi się takie filmy często wyświetlają w głowie. Aż przeczytałam: "gorącej miłości dziewczyn". Bo tak to było, gorąca przyjaźń, gorąca miłość i ufność światu, który jest dookoła, w nas i wszędzie. Lato miłości.
OdpowiedzUsuńO ogrodzeniach? myślałam, że o materiałach:-) muszę być bardziej precyzyjna;-]
Taka ufność pozwala skoczyć głową w dół w studnię. Nic wtedy nie jest straszne i wszystko można.
OdpowiedzUsuńNo, o materiałach, to ja coś ten tego ... :)