od początku

niedziela, 23 września 2012

Szwecja prowincjonalna.


Moja niekończąca się opowieść o Szwecji nie byłaby kompletna bez refleksji na temat ludzi i ich działań, i dzieł.
Szwecja to nie tylko lasy, torfowiska i parki narodowe... przede wszystkim Szwecja to wielka wieś albo małe miasteczko.
Tak naprawdę nie ogarniam tego kraju. Nie ogarniam, mimo corocznych od kilku lat pobytów.
Nie tak trudno zrozumieć kult słońca i lata, i to, że midsommar ;-) to największe doroczne święto, i powszechną nostalgię jesienną.
Łatwo sobie wytłumaczyć gotowość do niesienia pomocy, ale jednocześnie dystans Szwedów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość mieszkała OSOBNO, tak bardzo osobno, że do dziś mówią różnymi dialektami, w trudnych warunkach, w przyzwyczajeniu do samowystarczalności. Stąd pewnie wynika także brak rozbuchanych potrzeb towarzyskich i to, że zamykanie WSZYSTKICH sklepów i kawiarni o 18 wydaje się czymś oczywistym.
Trudno nam sobie wyobrazić, skąd nagle wziął się dobrobyt. Bez napinania i, jak się wydaje, szczególnie wytężonej pracy. Jednocześnie trwa on od niedawna. Można w ten przeskok od biedy do dobrobytu w ciągu jednego pokolenia uwierzyć, obserwując codzienność. Pokolenie dzisiejszych 60- 80latków to, sądząc z opowieści, ludzie o skromnych potrzebach, zahartowani, sprawni fizycznie, pamiętający niedostatek. Ludzie w średnim wieku korzystają ze wszelkich dogodności nowoczesności, ale jednocześnie są przywiązani do tradycji i kultywują prostotę. Młodzi po prostu w tym wyrośli i nie muszą niczego udowadniać. Te postawy są bardzo wyraźnie widoczne w wielu dziedzinach codziennego życia.
Przykład- kawiarnia na Limtorget. W Lidkoping. Targ Wapienny to najstarsza część miasta, będącego w XVI portem nad Vanern, gdzie przerabiano i eksportowano wapień wydobywany na płaskowyżu Kinnekulle. Teraz to miejsce zabawkowo urocze, w dodatku żyjące i zamieszkane. W jednym z domków funkcjonuje kawiarnia- bardzo typowa dla szwedzkich historycznych miasteczek, urządzona najprościej, jak się da, a jednocześnie z zachowaniem wszystkiego, co się nada. Bez zadęcia i potrzeby wymiany dobrych, starych patentów na styropian, gips i melaminę. A fikę podaje się na starociowych naczyniach, każde z nich jest inne, ale wszystkie pochodzą z dumy miasta- fabryki porcelany Rörstrand. I tworzą nostalgiczną, zabytkową kolekcję.
















Przykład- skandynawski styl we wnętrzach i ogrodach. O ogrodach pisałam, o wnętrzach- temat rzeka, który może się doczeka… a na przykładzie powyższej kawiarni i pewnego sklepu, bardzo typowo:

 (każde krzesło inne, stare+nowe)
 (besspretensjonalnie)


 (podoba mnie się to)




Toż samo na zewnątrz. Nikomu zdaje się nie przeszkadzać, że mieszka w domu z linoleum zamiast kafelków, niepokrytym styropianem i z nieplastikowymi, a nawet nienowymi oknami, i że na podwórku nogi wykręcają się na kocich łbach.









Przykład- weekendowe loppisy. Loppis i loppe marked to cudowne zjawiska, które wyjaśniałam, ale dopiero w tym roku dotarło do mnie, że w niedzielę wyrastają się tam, gdzie ich nie ma. W malutkich wsiach przy bocznych drogach, w opuszczonych fabrykach, w bagażnikach samochodów, na rynkach miast pojawiają się świąteczni sprzedawcy używanych rzeczy, staroci i prawdziwych antyków, z kawą i ciasteczkiem do częstowania licznych znajomych. Otwierają się sklepy pełne niemal muzealnych eksponatów. W szokująco różnych cenach. Prowadzą do nich od jakiejś uczęszczanej szosy tabliczki „loppis, 6 km, 14- 17”. I samochody zajeżdżają, a jakże, jest okazja, żeby wykazać się oszczędnością i poużywać towarzysko. A jakie to klimatyczne…

















 
 mydło i powidło... dziwy nad podziw.
Przykład 4- dziwne sklepy. Na przykład sklep ze WSZYSTKIM do patchworkowania, ciasteczkowy outlet albo garden butik, czyli markowa odzieżówka+inredning, czyli wyposażenie wnętrz- na zapadłej wsi. Moim zdaniem są świadectwem konsumpcyjnego wyuzdania.

















Ogrodowy butik udokumentowałam nieco bardziej, bo myślałby kto, że takie rzeczy tylko w ramach stylizacji do jakiejś Wierandy... a tu w realu...









A w środku:







I to jest ŻYCIE...











I to jest życie.
Piękne, nieprzewidywalne, okrutne, jedyne, jakie jest.
Jego sensem jest chwila. Staram się ją wyciskać, staram się o tym pamiętać.
Wystarczy już o wakacjach, ale- łeb do słońca! choćby jesiennego.
A co to ma wspólnego z ogrodami?
Wszystko.
I nic. co tam ogrody.
Magdo, podobały ci się siedziby ludzkie?;-)
Pozdrówka, Megi.Oraz TP.
PS. Miś spełnił misję- Shell i Gazprom wycofały się na ten rok z wierceń w Arktyce. Brawo miś.
PS. Phi. Ależ się te fotki poustawiały źle, nie umiem tego zmienić... a wy? Powinnam zrobić kolaż;-p ale nienienie... niechcemisię.

22 komentarze:

  1. no nabywszy, nabywszy... jestem znanym nabywaczem. Choćby pokazany reprint 'Flora dalecarlica', przymierzaną sukienkę. No i butki, ofkors:-DDD oraz torebeczkę. Powstrzymałam się przed zakupem gołębia, chociaż w dotyku był aksamitny jak Henryk.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. film o święcie jest strasznie okropny :(( szczerze mówiąc w ogóle nie jest zabawny, a mi tym sposobem Ikea obrzydza Szwedów.

    Ale na szczęście są Twoje posty, które każą mi planować dłuższy pobyt w tym kraju. I park zwany Szwecją i miasteczka są niezwykle urokliwe :DDDD
    Powinnaś od Szwedów dostać jakąś nagrodę za promowanie ich kraju :DDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. film jest niemniecki, IKEA się za niego obraziła;-) i szczerze, wybrałam go dlatego, żeby odczarować mój wieczny zachwyt, przekornie. Jest łobrzydliwy, fakt, ale też mówi coś o tym, jak ci Niemcy, którzy NIE mają łosia na samochodzie, widzą Szwedów.

      Usuń
  3. Piękna relacja. Moja para byłych przyjaciół tam pojechała i kusili, że zaproszą, że wezmą, a potem "mamy tu nowych znajomych, nie wracamy do Polski, nie ma sensu ciągnąć tej przyjaźni". A chęć zobaczenia pozostała - to mnie właśnie kusi "małomiasteczkowość" będąca gigantyczną zaletą, nie wadą...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie, że widzisz Szwecję, zwłaszcza te wiejskie partie, przez różowe okulary... :)
    Dla kogoś, kto szuka ciszy, spokoju i pewnego wyizolowania, takie klimaty mogą być idealne, takie wieczne wakacje... Szara codzienność jest tu jednak bardziej szara...
    Pozdrawiam serdecznie z deszczowiska
    Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo ja tam jestem na wakacjach;-)
      Zapewne na tej wsi bywa ciemno, nudno, deszczowo i szaro. Ale nie tak, jak w Ziębicach, Bielawie czy na innym zadupiu i zarzeczu, bo nie ma tego klimatu beznadziei i kręcenia się w kółko wokół niedostatku. Ja wiem, że jest alko, depresja, samotność. Ale jak ktoś chce czuć się na wakacjach i ma na to środki, to może. Jest mnóstwo miejsc, gdzie można przyjemnie wydać pieniądze, rozwijać się na kursach wikliniarstwa czy obsługi fejsbuka, pobawić się sportem. Jak napisała wyżej Mi- z prowincjonalności robi się atut, nie wadę. Bo większość jest z prowincji.

      Usuń
  5. Ja miałam wrażenie ,że Szwedzi nic nie wyrzucają,
    a wszystko się przyda lub wystawi na targu staroci,
    nie ma u nich takiego parcia a,że wszystko musi być hiper nowe...
    Świetna relacja i ten klimat :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jeszcze widać, że wojny dawno nie było. Wszystko jest, osiemnastowieczne- drewniane- domy, nagrobki czy gadżety to norma, a stare książki w ogóle nie są w cenie.
      No bo po co wymieniać dobre na gorsze, indeed. Sama staram się trzy razy oglądać, zanim wyrzucę. Kiedyś się naprawiało.

      Usuń
  6. A za czym kolejka ta stoi? Ładnie Ci w tej sukience :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okazało się po dłuższym badaniu, że do spotkania z ciekawym człowiekiem o_O dzięki:-)

      Usuń
  7. Z przyjemnością czytałam i oglądałam wszystkie zdjęcia, pokazujące coś zupełnie innego niż jest u nas i podoba mi się to. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze oddałaś ten klimat:) Ładna talia! Mam rodzinę w Szwecji i trzeba przyznać, że Szwedzi są ostrożni w zawieraniu przyjaźni. Ale jak kogos polubią to traktują lepiej niż u nas nie jedna rodzina się traktuje. Brałam udział w jeszcze innej formie pozbywania się nadmiaru przedmiotów z domu. Organizowane są, na publicznych placach, licytacje tych rzeczy. Na jakiś szczytny cel np. Wszystko było pakowane w kartony i taki karton, trochę niespodziankę, licytowało się za śmieszne pieniądze. A w kartonach cuda, 5 szklanek z kompletu, żelazko, lampa naftowa i wiele innych fajnych rzeczy, co mogą jeszcze długo pożyć własnym życiem. Żal takiego kartonu nie kupić. Choćby dla hecy:)
    Pozdr. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie, cała Szwecja na tych zdjęciach. Tak tam jest! Już tęsknię za nią:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rower włóczkowy poproszę (mam juz u siebie pewne elementy włoczkowe dziergane szydełkiem więc przyda się), bo nie mam prawdziwego i te damę z Filmojournalen.
    Co do zamieniania starego dobrego na nowe, to też mnie dziwi ten proces. Nie potrafię zrozumieć przyczyn. Chyba, że ma następować wymiana dóbr zwiększenie produkcji (w Chinach?) i większe zatrudnienie (w Chinach?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam: http://www.youtube.com/watch?v=gLBE5QAYXp8

      Usuń
  11. Ale klimaciki, a ta kawiarenka palce lizac' !!! Aż zgłodniałam ! Przeurocze miejsce ... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. No i jeszcze chciałam dodać( ale widzę, ze Megi juz napisała), że takie manelarstwo to przywilej krajów , w których nie było wojny. Dla nas to nie do pomyslenia a tam idziesz do urzędu po akt urodzenia pradziadka z np. 1789r i ten papier tam jest! Spokojnie czeka na ciebie.
    ewa

    OdpowiedzUsuń
  13. Spokojnie i klimatycznie, w sam raz na wakacyjny wyjazd, bo na dłużej byłoby chyba trudno wytrzymać? Dzięki za wszystkie relacje, zawsze warto dowiedzieć się czegoś więcej niż podają w przewodnikach:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieee, spo- koj- nie bym wytrzymała, to jest kraj dla starych ludzi;-)

      Usuń
  14. O to to Pani!
    Bardzo mi się podoba Szwecja prowincjonalna. Prostota i brak zadęcia, odwrotnie proporcjonalne do prowincjonalnej Polski. Gdyby nasi prowincjusze nie cierpieli na potworne kompleksy, nie musieli by tworzyć karykatur dużych miast. No ale to zazwyczaj ci z dużych miast są w stanie dostrzec, jaki potencjał tkwi w uroku prostoty. Małe polskie miasteczka próbują się odciąć od wszystkiego, co tak nas urzeka w Szwecji.
    Gdybym się urodziła w malutkim miasteczku, to pewnie mówiłabym teraz co innego ...
    Loppisy nieodmiennie zwalają mnie z nóg!
    I bardzo wzruszająca ptaszynka.
    Nie żartuj Megi, że kolejka była do ciekawego człowieka. To chyba nawet w Szwecji się nie zdarza.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o to to! odwrotnie proporcjonalnie, ło tak. Czyż protestantyzm nie ma tu nic do rzeczy?
      Naprawdę, do jakiejś osobowości z radia, Ostrygojad (wycięty ze zdjęcia) może potwierdzić!

      Usuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)