od początku

poniedziałek, 18 lipca 2011

plon wycieczki, część pierwsza

Czym jest wycieczka krajoznawcza? Ucieczką. Od nudy i frustracji, i braku wakacji. Przygodą, bo zdarza się nieprzewidywalne. Chwilą, kiedy sobie uświadamiamy, ile mamy szczęścia i jaki luksus w życiu, mogąc jeździć na wycieczki.
Czym jest fotograficzny zapis? Słowa są niczym bez obrazu, zdjęciami możemy spokojnie zanudzać znajomych, w każdym razie tak nam się wydaje. Obraz jest niczym bez słów, przynajmniej dla mnie, więc spróbuję nie zanudzić. Linki prowadzą tylko do map, jakby ktoś potrzebował umiejscowienia.

Wybrana została... wersja druga! (wiedziałam).

PRZYSTANEK PIERWSZY- sklep w Rogowie Sobóckim- czynny od wtorku do soboty, od 11 do18- ale był czynny AKURAT:


Bystrze zauważyłam uroczą murawę z roślin jednorocznych (i bylin zresztą też, ale WYSIANĄ), porastającą  bruk i szuter:




nachyłki, ubiorek, lwia paszcza, szarłat. 

W czasie, gdy sobie fociłam, Edit wyhaczyła to:


i proszę, jaka zadowolona. To są ceramiczne dekory elewacyjne, można z nich zrobić wsporniki do półki, wazony po obu stronach kominka, można je położyć w ogródku po prostu... u mnie by dobrze wyglądały;-)... ale musiałam się zadowolić tym:


chociaż było z czego wybierać:




jak w szwedzkim loppisie, chlip... można nawet kupić stodołę:


z działką i w uroczym sąsiedztwie:




W piekarni naprzeciw sklepu (chociaż to podobno sklep jest naprzeciw piekarni) uzupełniłyśmy straty energetyczne:


(czyli ciastko i kawa).
I pojechałyśmy. W kierunku Świdnicy.

PRZYSTANEK DRUGI, NIEPLANOWANY wydarzył się na Przełęczy Tąpadła, gdzie znajduje się


Nie chciałabym urazić niczyich uczuć, ale jako osobę patrzącą z zewnątrz ludowa religijność wzrusza mnie, czasem śmieszy, czasem irytuje. Ileż tam się działo- pielgrzymi na pikniku, jedzący krakersy i lody na patyku podczas słuchania nabożeństwa:


wywiad z purpuratem:


występy artystyczne:


zjazd garbusów:


sprzedaż artykułów różnych:


ciekawe, czy w pakiecie taniej;-)
A w kaplicy- chrzest:


pod baldachimem wyspiańskopodobnych witraży:






Rozpoznajecie rośliny? Wszystkie? Śmieszne przedstawienie, bo one nie kwitną jednocześnie, te, które są zaplecione razem. Zawsze mi to zgrzyta.
Może to odpust jakiś był?

Przystanek drugi przedłużył się nieplanowanie, bo na Przełęczy Tąpadła znajduje się też


z leczniczą czy inną niezwykłą wodą. Wrocławianie taszczą jej do domu ogromne ilości, iiii... ciekawe, co potem. Może po tygodniu wrzucają do niej tabletki uzdatniające?



a ten pan sam się o to prosił:


Po drodze:




??? potraktujmy to jako zagadki. Jedno i drugie spotykamy w ogrodach, chociaż drugie rzadziej.

Orzeźwione wodą (taaak, MY TEŻ stałyśmy w tej kolejce) pojechałyśmy dalej do

PRZYSTANKU TRZECIEGO, którym okazały się Wiry, modelowy przykład wsi lokowanej na prawie niemieckim, z kościołem w centrum dużego placu (duży, bo w międzyczasie zniknęło zapełniające go niegdyś budownictwo drewniane)



oraz "imponującym zabytkiem", czyli ruinami pałacu na uboczu.
Zabytek imponuje głównie skalą zniszczenia:



to wspomniane resztki sgraffiti... Łatwo postawić tablicę. Złości mnie to, bo pałacowi, z folwarkiem zdegradowanym przez upadłe przedsiębiorstwo i parkiem przekształconym w śmietnisko nic już nie pomoże. Winna jest zwykle w takich przypadkach struktura własnościowa- oddzielenie parku od pałacu, a, jak już pisałam, jedno jest niczym bez drugiego; sprzedaż "w pakiecie" parku, pałacu i zabudowań gospodarczych komuś, dla którego "zabytek" jest tylko kulą u nogi, bo chce przede wszystkim prowadzić w tych zabudowaniach działalność; zachowawcze gospodarowanie ANR. 

W każdym razie w Wirach najbardziej podobał nam się cmentarz. Może pisanie, że "uwielbiam cmentarze" albo jakieś "cmentarze, lubię to!" zakrawa na egzaltację, ale cmentarze... takie stare, z ciągłością "od pokoleń" (o_O) są dla mnie czymś szczególnym. W pokoju, w słońcu południa spoczywają razem... i pozwalają wymyślać opowieści różni ludzie...









Raz, dwa, trzy... następny będziesz ty...
Na murze cmentarza- zagadka trzecia:


PRZYSTANEK CZWARTY, do którego dotarłyśmy przeciąwszy szosę świdnicką, to folwark i zamek w Pankowie.
W pełni potwierdza poczynione już obserwacje- zamek na wodzie (otoczony fosą) jest malowniczą i nieodtwarzalną ruiną:




jakże malowniczą...

Folwark jest wzorcowo czysty, zadbany i zamieszkały przez szczęśliwe zwierzęta:








Konie pławią się w wodzie, chowają w cieniu mostu i podchodzą zaciekawione:


a Nati jest podobna do Keiry Knightley:-)
Na terenie folwarku rośnie też zagadka czwarta:



i pięknie prowadzona winorośl:


A cały Panków to już zaniedbanie, nostalgia, grodzenia i prowizorka. Najgorzej, że wygrodzony i zdegradowany jest były park pałacowy ze stawami...




a nasza wrodzona wredność i bezduszność znowu każe nam focić te egzotyczne widoki...

Słońce przechyla się na popołudnie, wygrzane upałem, głodne i zmęczone pojechałybyśmy coś zjeść... ale najpierw przystanek czwarty i piąty, i jeszcze... no dobrze, jesteśmy w połowie wycieczki, zróbmy sobie przerwę...

Dlaczego ja o tym wszystkim piszę, na blogu ogrodowym i w ogóle?
Bo... kocham mój dolnośląski hajmat nieprzytomnie i chciałabym, żeby trwał. Żeby w każdej wiosce były piekarnie i sklepy ze starociami. Bo jestem stąd. Bo moja miłość jest miłością do szczegółów, i tym się chciałam podzielić, i tego nie znajdziecie w przewodnikach. Bo gdybym pisała przewodniki (czego nie wykluczam, bo aż mi szkoda te szczegóły zabierać do grobu;-)))), to byłyby jak "Talki w podróży" albo "Trzech panów w łódce", jeżeli można porównywać tak różne rzeczy.
Bo, mimo że myślimy, że architektura krajobrazu to projektowanie ogrodów lub landart, albo obsadzanie kwiatkami, to architektura krajobrazu jest właśnie TYM. Jakością życia w krajobrazie odpowiadającym ludzkim potrzebom, także estetycznym. Uporządkowanym przez działające prawo budowlane i ochronę zabytków. Te zdjęcia z wycieczki są w dużej mierze życzeniowe- jest na nich to, co chciałabym widzieć i pokazać. Nie ma zjadliwie zielonych i fioletowych domów, pseudodworków, tujowych ogrodów... na fotkach jest Moheria.  

Żadna tam Moheria, do roboty! Druga część wycieczki... jutro? chyba tak, bo ogrodowe wpisy czekają w kolejce. Pozdrówka, Megi.


















12 komentarzy:

  1. Zacznę od zagadki-czwartej zagadki-to pigwa jako żywo-taka do jedzenia.
    Co do reszty-bardzo obszerny post i jak się dobrze z Wami podróżowało.Dolny śląsk na wsiach i w miasteczkach obfituje w zabytki,niestety już w formie ruin.Szkoda tego wszystkiego i serce boli,zwłaszcza ,jak się popatrzy co z zabytkami robią nasi czescy sąsiedzi.Ale sama wiesz,że taka byle jaka gospodarka "zasobami"to wypadkowa prz\eróżnych rzeczy-najczęściej braku gospodarza,braku funduszy,braku koncepcji...wielu braków.
    Podobał mi się Twój post bo marzę w cichości ducha,że kiedyś zamieszkam na jakiejś wsi dolnośląskiej ...to po pierwsze.A po drugie pochodzę ze Ślska opolskiego i te tereny nie są mi dobrze znane a TY z taką przyjemnością piszesz o detalach i pokazujesz je.Myślę,że rozumiem Twą miłośc do hajmatu.Coraz to rzadsze tym bardziej cenne.pozdrawiam i czekam na cd.

    OdpowiedzUsuń
  2. ha- ha! jakby to była PIGWA, to by było PROSTE! Popatrz, jakie to puchate, i jakie ma zróżnicowane działki kielicha! Ale to ta sama rodzina:-)
    Jakże się cieszę, że myślisz podobnie:-) to takie podnoszące na duchu!

    OdpowiedzUsuń
  3. O,rany-to co ja jem? Bo mam takie na działce i spożywam jako pigwę...No, nic-skoro żyję znaczy się nie trucizna...Działki kielicha ,powiadasz kobieto?Pięknie brzmi ,patrzę ,patrzę i nijak nie widzę...alem od zebów a nie od roślinek.poczekam aż ktoś madrzejszy zgadnie.pozdrawiam raz jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie jesz pigwę... bo jednak trochę insza jest. Dołożyłam zdjątko, na którym widać DZIAŁKI KIELICHA- tę zieloną czuprynkę dookoła "pępka";-)i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. czekac do jutra!? na dalszy ciag? to nieludzkie. Bardzo lubie takie wedrowanie i podobnie zagladam wszedzie gdzie cos mnie zafrapuje, wiec jestem znowu zachwycona Twoim sposobem na "druga strone ogrodu".
    tez myslalam ze pigwa.
    Czekam na druga czesc relacji.

    OdpowiedzUsuń
  6. oj moje dinozaury wczorajsze się chowają:)uwielbiam takie klimaty, takie wyszukiwanie detali, widzę że zabawa w 10 szczegółów jest powszechna:)zabieram się za wianek dla Ciebie,bo materiały już dziś zebrane:) jeden??buziaki

    OdpowiedzUsuń
  7. o ja nie jestem już anonimem:)))jupiiii

    OdpowiedzUsuń
  8. Wycieczka jak widać udana. Ruiny malownicze bardzo, modelki na zdjęciach też :)
    Spróbuję odgadnąć tę paproć, to Asplenium trichomanes?
    A ten owoc też myślałam, że pigwa, może jakaś pigwa w odmianach czy jak :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. faaajne jest taki włóczenie się, co? I zabawa w 10 szczegółów? Jest ich tyle, że trzeba by wymyślać "tematyczne 10 szczegółów" (10 panów w dziwnych koszulkach, 10 x imię Helga na nagrobku, 10 zamków w 5 godzin). O tak, to Asplenium trichomanes, zanokcica skalna, ta paproć na murze! Pigwy nie są puszyste, ale kształt owocu może mylić, bo trochę niewyrośnięty:-)Pozdrawiam i do jutra!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zagadka pierwsza to kalina koralowa, ale nie rozpoznaję jaka to odmiana, druga i czwarta - poddaję się, trzecia to zanokcica skalna, ale już odganięte. Zgadałam pierwsze?

    Post świetny, wycieczka świetna. I przyszła do mnie taka refleksja :DDDDD, że może to i dobrze, że są takie ruiny (niedaleko mnie tez jest ruina pałacyku z identyczną tabliczką). Bo większość ocalałych, jest remontowana, tak, że się serce kraje i przerabiana na hoteliki i inne cuda :( A tak stoi sobie ruinka, jedzie się ją pooglądać, powzdychać, powyobrażać sobie różne głupoty i takie tam :DDDDD

    I jeszcze dwie refleksje: świetny taki sklepik ze starociami. Szkoda, że gdzieś blisko takiego nie mam :( i drugie: stodoła ma duży potencjał :DDDD

    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  11. fajna relacja! nie wiedziałam,że w Rogowie taki sklep jest-muszę go odwiedzić:)
    p.s. owsica ma się bardzo dobrze w Przecznicy,chyba zamówię jeszcze...:)

    OdpowiedzUsuń
  12. aneto- zgadłaś, doczytaj do końca następnego posta. Masz dużo racji z tymi remontami. Zobacz, co na ten temat piszą Zabytki Dolnego Śląska. Nooo, stodoła ma potencjał! co najmniej na stodołowy loft, ale i na konkurencyjny sklep... albo stolarnię;-)
    Krysiu- cieszę się szczęściem owsicy... i mam pomysł dla ciebie na wysiewanie czegoś zebranego np. w Kraskowie (albo bliżej Przecznicy;-)), ale mi się na razie nie zmieściło...

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)